19 kwietnia 2015

Rozdział 53 "Jeszcze mnie popamiętacie!"

Rita


Zimny deszczowy dzień... Nie no... Przecież nie pójdę na pieszo do Irminy. 
Pożegnałam się z Marco, który czekał niecierpliwie na chłopaków.
Wzięłam kluczyki do Astona Martina, bo ze wszystkich aut był najbliżej wyjazdu i ruszyłam.
Stwierdziłam, że dam znać Irminie, że nie dojdę na pieszo i wkrótce przyjadę autem.                                  Tak też zrobiłam. 
- Cześć Ir. 
- Hejka, coś nam pogoda nie służy... - przyznała przyjaciółka. 
- No niestety. - odparłam. - Będę u ciebie za jakieś 10 minut. 
- A dzisiaj na jakieś zakupy się wybieramy czy kino? 
- Hym... Myślę, że dzisiaj zdecydowanie lepszym wyjściem będzie kino. - zaśmiałam się. 
- Masz rację. No to ja czekam. 
- Okej, pa. 
- Pa. 
Ta pogoda nie jest chyba dla takiego kierowcy jak ja... 

W pewnej chwili straciłam panowanie nad kierownicą...


Marco


Niedługo po tym, jak Rita pojechała zjawili się u mnie Marcel i Robin. Znowu będzie miała co robić po powrocie...Jak chłopaki wpadną do kuchni to zwykle nie wygląda to ciekawie. Całe szczęście, że lubi sprzątać.
Po tym jak poszukaliśmy, tudzież niektórzy z nas umieszali sobie czegoś do jedzenia, jak to zwykle bywa, przystąpiliśmy do najciekawszego zajęcia tego popołudnia.
- Dzisiaj nie masz ze mną szans! - wrzasnął Marcel.
- No ciekawe kurde... - zmierzyłem go wzrokiem.
- Jestem pewien, że jak zwykle w żenujący sposób, w ostatniej chwili Marco cię wykiwa. - odezwał się niepotrzebnie Robin.
- W żenujący sposób????!!! W ostatniej chwili????!!! Spierdalaj!!!! - zacząłem go obkładać pięściami po plecach.
- Dzidziusie malutkie, fifa czeka, sama się nie zagra. - przywrócił nas do rzeczywistości Marcel.
I tak zaczęła się walka o dobre imię, która nie wszystkim może wyjść dobrze. Oczywiście nie mówię tu o sobie, ale o tym co to się spierał, że dzisiaj nici z mojej wygranej. A jednak...
Idzie mi lepiej niż zwykle, a zwykle idzie mi też dobrze.
- No i co się cieszysz?!? Jeszcze mam czas... Na razie to ja się z tobą bawię. - stwierdził Marcel.
- No za dużego wyjścia nie masz, jak tylko się pobawić. - wtrącił Robin.
- Śmiejcie się, śmiejcie! Jeszcze mnie popamiętacie!

Nie minęło wiele czasu a tu już remis.
- No ładnie, ładnie.

- Tak więc w żałosnym stylu, pod koniec meczu wygrał Marco. - przyznał Marcel.
- Ty też?! - zbulwersowałem się. - Ja przynajmniej wygrałem, a sam mówiłeś, że mnie pokonasz.
- Za mało czasu było, noo!
- Dobra, dobra, teraz ja gram! - zgłosił Robin.

Zanim zaczął się drugi mecz, zobaczyłem że telefon zaczyna wariować na stoliku. To pewnie Rita.
Podszedłem bliżej i zobaczyłem nieznany mi numer. Odebrać, czy nie odebrać?
- Tak słucham? - odebrałem grzecznie.
- Dzień dobry, znaleźliśmy pana kontakt w telefonie pani Rity Koch...
Omal serce mi nie stanęło!
- Rity???!! Co się stało?!
...

___________________________________________________________________

Dzieję się dużo... I z pewnością dużo będzie się działo.
I właśnie od tego co będzie się działo zależy przyszłość naszego bloga.
Na razie spokojnie, z czasem wszystko się zdecyduje.

Pozdrawiamy  < 3