28 marca 2015

Rozdział 52 "To istnieje możliwość, że umrę..."

Carlos


- Wytłumacz mi co to wszystko miało znaczyć. - powiedział szef po całym zajściu z Marco.
- Gdybym ja sam wiedział. - musiałem coś wymyślić - Gościu już od jakiegoś czasu ma do mnie jakieś pretensje...
- A ty niby jesteś niewinny? - zapytał - Carlos, ja wiem kto to był. I pamiętaj, że nie chce mieć kłopotów.. Swoje sprawy załatwiaj po pracy bo inaczej będziesz musiał szukać nowej. - uderzył pięścią w stół. 
Po rozmowie z szefem byłem jeszcze bardziej zdenerwowany.
Przez tego gnojka Reusa najpierw straciłem laskę marzeń a teraz mam stracić robotę?
Ja się jeszcze zemszczę...

Irmina

Jak... prawie co dzień wybrałam się z Nuką na spacer.
To chyba stanie się moim uzależnieniem. Pies stał się dla mnie w jakimś sensie ucieczką od codzienności, wszystkiego co negatywne. Kolejnym ważnym elementem w moim życiu. Nie zostaję już sama, gdy Mats wyjeżdża.
Zajmuję się Nuką... prawie jak dzieckiem...


- A pani nie za gorąco czasem? - spytał Mats, gdy wróciłam z Nuką do domu - Mamy listopad, a nie lipiec.
- Oj przecież mam bluzę. - odpowiedziałam - Wprawdzie cienka, ale jest.
- Brawo. A jak się rozchorujesz, to kto się będzie musiał tobą opiekować kochanie? - przytulił mnie mocno, gdy usiadłam obok niego.
- Wydaje mi się, że znam takiego jednego.  - zaśmiałam się.
- Chciałabyś. - również zaczął się śmiać.
- No a nie? - zrobiłam smutną minę.
- No jasne, że tak. - ucałował mnie w skroń.
W tym samym czasie Nuka wskoczyła obok nas na kanapę i ułożyła się wygodnie.
- Chyba wiem, jakie jest ulubione miejsce naszej pupilki. - powiedział Mats.
- Tam, gdzie jej pana.
- Czy ty uważasz, że ja cały czas tylko leże na kanapie? - spytał.
- Yyy.. Nie?
- Ale właśnie to powiedziałaś.
- Wydawało ci się skarbie.- zaczęłam się podnosić.
- Oo nie. Gdzie się teraz wybierasz? - pociągnął mnie za rękę tak, że wylądowałam u niego na kolanach.
- Do kuchni? Chyba trochę zgłodniałam. Kolacje muszę zrobić. - uśmiechnęłam się.
- A jeśli cię nie puszczę?
- To istnieje możliwość, że umrę ci z głodu. - odpowiedziałam natychmiast.
- Hmm.. To trzeba coś z tym zrobić.
Jakoś udało mu się wstać i zanieść mnie do kuchnii. Zostałam posadzona na stole i obserwowałam co robi Mats.
Chwilę zastanawiał się nad czymś, po czym zaczął przeglądać zawartości szafek i lodówki. Za moment zaczynał już przyrządzać... no właśnie nie wiem co.
Nudziło mi się trochę w tej ciszy więc musiałam zacząć coś.
- Jak w klubie? - odezwałam się.
Mats westchnął głęboko i oderwał się od pracy.
Wyraźnie zrzedła mu mina.
Ups. Irmina, ugryź się czasem w język.
Po co pytam skoro doskonale wiem jak jest.
- Przepraszam. Umówmy się, że tego pytania nie było. - powiedziałam szybko.
Znowu cisza.
-Kochanie, co ty właściwie robisz? - spytałam.
- Niespodzianka. - odpowiedział skupiony.
- Ale ja chcę wiedzieć!
- Ale ja ci nie powiem.
- Prooszę. - zeskoczyłam ze stolika i przytuliłam Matsa.
- Ten jeden raz musisz pokonać swoją ciekawość.
- Jak nie to nie. - powiedziałam i opuściłam kuchnię.
Najbliższy czas spędziłam zachowując się jak prawdziwe dziecko i bawiąc z psem. Na chwilę zadzwoniła do mnie Rita, ale musiałam zakończyć naszą rozmowę, gdy poczułam zapach spalenizny i usłyszałam jak Mats zaczyna przeklinać.
Czym prędzej udałam się do kuchni.
- Co ci nie wyszło? - spytałam od razu.
- Skąd to podejrzenie? - odpowiedział odkaszlując.
- A wiesz, takie przeczucie. - uśmiechnęłam się.
- Chyba nici z kolacji. - westchnął.
- Może uda mi się coś uratować.
- Wątpię, wszystko wylądowało w koszu. - lekko się załamał.
- Nic się nie stało. Zamówimy coś do jedzenia. - podeszłam i wtuliłam się w niego - Kocham Cię, wiesz?
- Ja Ciebie też słoneczko. - pocałował mnie w czubek głowy.

_________________________________________________________________-
I oto jest :D
Dodaję z nadzieją, że spodoba wam się ;)

03 marca 2015

Rozdział 51 "Krwawisz..."

listopad 2014

Rita

Czas leci nieubłaganie, a ja od pewnego czasu, zamiast być szczęśliwa, coraz bardziej zadręczam się wszystkim co dzieje się wokół mnie, oczywiście nie z mojej przyczyny. 
W sumie to przez Carlosa... Jak było kilka miesięcy spokoju, tak teraz nawiedza mnie minimum raz w tygodniu, dwa na pewno. Nie chce nawet rozmyślać o częstszych jego spotkaniach. Co wyjdę z  domu, wiem że go spotkam. Zastanawiam się nawet czy on mnie śledzi, czy jak? 
Oczywiście o wszystkim powiedziałam Marco. Irminie... no tym bardziej przecież! 
Razem z Marco, postanowiliśmy, że wybierzemy się do marketu, w którym pracuje Carlos. Boje się trochę reakcji Marco, gdy go zobaczy, ale ja mam już tego dość! Nie wiem, czy zapomniał, że między nami już nic nie ma, że mam narzeczonego, że po prostu to finalny, kończący się koniec?! 


Marco   

Właśnie zmierzam uciąć sobie krótką pogawędkę z upierdliwym typem. 
Złapałem Ritę za rękę. Trzymałem ją dosyć mocno - nie tak, żeby ją bolało, ale na tyle wystarczająco, żeby wiedziała, że jest dla mnie wszystkim. Nigdy nie pozwolę jej odejść! 

Przeszliśmy się trochę po markecie z myślą, że gdzieś go zobaczymy. Jak na złość, nic. Moja ukochana postanowiła podejść do pierwszej napotkanej pracownicy i spytać o Carlosa. 
- On tu już nie pracuje. - odpowiedziała wysoka dziewczyna o rudych włosach. - Z tego co wiem, pracuje w warsztacie samochodowym dwa kilometry skąd. - poinformowała ją. 
- Dziękuje bardzo. Dawno się z nim nie widziałam, i nawet nie wiedziałam, że zmienił pracę. - powiedziała Rita. 
Faktycznie dawno się z nim nie widziała... Będzie z jakieś dwa dni.
- To nastąpiło tak nagle... - powiedziała z lekkim przerażeniem w oczach. 
- Bardzo pani dziękuje. Życzę miłego dnia. - uśmiechnięta Rita wróciła do mnie łapiąc mnie z powrotem za rękę. 
- Wszystko słyszałeś prawda? 
- Tak. Wiem gdzie jest ten cały warsztat. - przyznałem. - Najpierw w sklepie, teraz warsztat samochodowy...
- Noo, kiedyś wspominał coś, że kształcił się w zawodzie mechanika. 
- W takim miejscu łatwiej będzie zmiażdżyć mu klejnoty. 
- Chachachacha. - Rita wybuchnęła śmiechem. 
- No co? 
- No nic. Ale proszę, nie rób nic głupiego! - spojrzała się na mnie wchodząc do auta.
- Zrobiłem kiedyś coś głupiego? 
- Hym... Pozwól, że zostawię, to bez komentarza. - szeroko uśmiechnęła się.  
- No serio? Dzięki wielkie...
- Oj przepraszam no... - dała mi buziaka w policzek. 
- No powiedzmy, że wybaczam. - uśmiechnąłem się w jej stronę. 

*

- Co ty sobie myślisz?! - podbiegłem do niego i przywitałem go prawym sierpowym. Odleciał z dwa metry w tył, a z jego nosa zaczęła cieknąć strużka krwi.
Ten debil się tylko uśmiechnął, obcierając zakrwawione miejsce.
- Nie wiem czy wiesz, ale znam ją wcześniej niż ty.
- Tak sądzisz? - zdenerwowałem się. - A w ogóle co to ma do rzeczy?! Masz ją zostawić w spokoju!
- Sam wiem co dla niej najlepsze. - wstał. Chciałem ponownie dać mu do zrozumienia, ale ten niestety wyprzedził mnie i oddał mi w ten sam sposób.
- Uważam, że tyle wystarczy. Nie chce, żeby Rita zbytnio cierpiała. - powiedział i wytarł dłonie w jakąś szmatę.
- Panowieee....! Co tu się dzieje? - do pomieszczenia wleciał bodajże szef Carlosa.
- Nic, nic. Ten pan już wychodzi. - kiwnął głową w moją stronę.
- Mam nadzieje, że już się nie zobaczymy.
Odszedłem.
Kierując się w stronę auta Rita momentalnie wyleciała z samochodu.
- Mój Boże, Marco! Co on ci zrobił? - krzyknęła przerażona. Całe szczęście, że złapałem ją za ramiona, bo jestem pewien że pobiegłaby do środka.
- Kochanie nic się nie stało... To tylko takie małe porachunki. - mrugnąłem do niej z uśmiechem.
- Krwawisz...
- Rita... Ty chyba krwawienia nie widziałaś. - zaśmiałem się.
- Oj Marco... To nie jest śmieszne! - powiedziała oburzona i wyciągnęła chusteczkę z kieszeni swoich spodni. Przyłożyła mi ją do nosa. - Krwawisz przeze mnie!
- Dla ciebie warto!
- Nie chce, żebyś przeze mnie cierpiał. - posmutniała. - Kocham cię.   


_________________________________________________________________

Dziękujemy serdecznie za 6 komentarzy :D
Trochę akcji jak widzicie, mam nadzieje, że coś z tego wyjdzie :P