28 listopada 2014

Rozdział 48 "Nie sądzisz, że to wszystko trochę szybko (...)?

Irmina


Czekałam na Ritę , która miała dzisiaj do mnie wpaść. Dziewczyna pojawiła się trochę później niż się umawiałyśmy (co w ogóle mnie nie zdziwiło). Wyglądała jednak na lekko poddenerwowaną.
- Stało się coś? - spytałam, gdy usiadłyśmy w niewielkiej altanie za domem. 
- Nie. Dlaczego pytasz? 
- Wyglądałaś na zdenerwowaną, gdy tu przyszłaś. 
- Ach. To nic. Znaczy... to tylko Carlos.
- Znowu on?! - prawie krzyknęłam - Czego chciał tym razem?
Nigdy nie ukrywałam, że nie przepadam (chociaż to mało powiedziane) za tym chłopakiem. Przyczepił się ja rzep do psiego ogona i odczepić nie chce. Doskonale widzi, że Rita nie chce mieć z nim nic wspólnego to jeszcze ma czelność ją zaczepiać.
Bałwan jeden.
- Nie przejmujmy się nim. - powiedziała Rita - Mów lepiej jak przygotowania do wyjazdu. - uśmiechnęła się. 
No tak. Niedługo wyjeżdżamy z Matsem do Chorwacji. Znaczy nie tylko my, bo kilku chłopaków z reprezentacji Niemiec wybiera się razem z nami. 
- Przygotowania jak przygotowania. - zaśmiałam się.
- Widzę jak bardzo się cieszysz. Popatrz, czy jeszcze dwa lata temu pomyślałybyśmy, że tyle się zmieni. - zaczęła przyjaciółka. 
- Dwa lata temu, to Kubuś nie za bardzo się godził, żebym go tu odwiedzała. - stwierdziłam - A jak półtora roku temu wreszcie się zgodził to byłyśmy zachwycone.
- Nie sądzisz, że to wszystko trochę szybko się działo?  Minęło nawet niecałe półtora roku, a my ułożyłyśmy sobie życie. Obydwie jesteśmy zaręczone. Ja już zaczynam powoli przygotowania do ślubu. Chociaż to u ciebie chyba wydarzyło się ciut więcej. - powiedziała delikatnie jakby niechcąc zaczynać drażliwego tematu.
- Faktycznie jakoś dużo tego i szybko. - westchnęłam - Ale ja niczego nie żałuje. Być może, gdyby nie to nie byłabym tak szczęśliwa jak teraz i nie miałabym obok siebie tak wspaniałego mężczyzny. 
Zaczęłyśmy wspominać i plotkować. Nasz śmiech było słychać chyba w całej okolicy.  
W końcu Rita musiała zacząć się zbierać. 


- Wy to nawet jakbyście miały tydzień to byście się nie nagadały.- podsumował Mats. 
- Przesadzasz. - powiedziałam popijając wodę. 
- Nie jestem pewien, czy wszyscy sąsiedzi nie słyszeli waszych śmiechów. 
- A może jeszcze całe miasto? - spytałam - Jesteśmy kobietami i musimy czasami tak pogadać. 
- Rozumiem, rozumiem... - zaśmiał się - Ale jedno mi się podobało... - usiadł obok mnie i objął ramieniem - Powiedziałaś, że jesteś teraz szczęśliwa i...
- Tak. - przerwałam mu - Bo jestem. Mam Ciebie i nie wyobrażam sobie bym miała być z kimś innym. Mam wspaniałych przyjaciół. I nie chce by cokolwiek się zmieniło. - mówiłam.
- Wiesz co... Jakiś czas temu nawiedzały mnie dziwne myśli. - zaczął - Między nami jest w końcu 6 lat różnicy. Zacząłem się zastanawiać, czy w pewnym momencie mnie nie zostawisz. Czy nie lepszy byłby dla ciebie ktoś w twoim wieku...
Słowa Matsa zaskoczyły mnie. Nie rozumiałam jak mógł pomyśleć o czymś takim. 
- Stop! Nie kończ swojej myśli! - powiedziałam - Jak... Jak mogłeś o czymś takim pomyśleć - odruchowo podniosłam się z kanapy - Ufasz mi w ogóle?! Bo gdybyś mi ufał, to wydaje mi się, że wiedziałbyś co do ciebie czuje i nigdy by ci coś takiego do głowy nie przyszło! A może to ty masz jakieś wątpliwości?! Jeśli tak to powiedz mi to teraz... Albo nie.. Już lepiej nic do mnie dzisiaj nie mów. - dokończyłam i wybiegłam z domu. 


_________________________________________________________
Tak wiem wiem... Nie najlepiej to wyszło, Ale oddaje to bo nic innego na ten moment nie wymyślę xd
Może wam jakoś bardziej przypadnie do gustu. 

18 listopada 2014

Rozdział 47 "CHCĘ JĄ ODZYSKAĆ!"

Rita

Wraz z Marco coraz intensywniej myślimy o naszej wspólnej przyszłości. Więcej czasu poświęcamy teraz nad rozmyślaniem o tych wszystkich przygotowaniach.
Nawet wstępnie byliśmy w galerii sukien ślubnych. Haha. Można i tak. Zawsze coś, chociaż suknia będzie już załatwiona. Ale to tylko takie przymiarki.
Marco powiedział, że sprawi mi taką suknie jaką sobie wymarzę. Niby fajnie, ale czuje się jakbym go wykorzystywała, o czym nawet nie chce myśleć!

Postanowiłam że przejdę się do Ir, gdyż Marco jest teraz zajęty spędzaniem czasu ze swoimi przyjaciółmi.
Będąc w połowie drogi zaskoczył mnie widok pewnej osoby... Osoby której miałam nadzieje, że już nigdy nie zobaczę, ale niestety nie zawsze jest tak jak by się chciało.
- Hej Rita! - zawołał z daleka Carlos. - Jak fajnie cie znowu zobaczyć!
- Czeeść. - powiedziałam bez większego entuzjazmu.
Podszedł do mnie bliżej, jak gdyby chciał mnie objąć.
Momentalnie odsunęłam się.
- Co u ciebie? - spytał zmieszany.
- Bardzo dobrze! jak nigdy! - odpowiadam z uśmiechem.
- Słyszałem, że zaręczyliście się... - zaczął.
- Tak. Wiem, że to ten jedyny. On mówi o mnie to samo. Na co więc mamy czekać? - uśmiecham się dumnie.
- Rozumiem, kochacie się. To wspaniale. - mówił z wyrazie wymuszonym uśmiechem.
- Taak... A co u ciebie? - spytałam z grzeczności.
- Powoli się żyje, nie wspominając o tym, że zdałem sobie teraz sprawę co do jednej dziewczyny...
Yhym... Zaczyna się...
- Wiesz co, śpieszę się do przyjaciółki. Wybacz, ale muszę ruszać. - chciałam się wymknąć z niezręcznej sytuacji.
- Odprowadzę cię.
- Ale idziesz w przeciwną stronę.
- To nic, wrócę się, mam czas. - uśmiechnął się i mrugnął do mnie okiem.

- Muszę iść bardzo szybko, bo jestem już spóźniona. - informuję go, mając nadzieję, że go tym zniechęcę.
- Myślisz, że nie umiem szybko chodzić? - dziwi się. - Chętnie się z tobą szybko przejdę.

No masz ci babo placek...



Carlos 



Idąc z nią, przypomniały mi się dawne czasy, gdy była jeszcze moja. Boje się, że już nigdy nie wrócą.
Zakochałem się w niej.
Przyznaje się, chciałem ją wykorzystać. 
Laski zwykle na mnie leciały. Rita okazała się być "inna niż wszystkie". Dotarło to do mnie wtedy, gdy nie chciała mnie już znać.
A wtedy było już za późno, za późno na poważne przemyślenia.
 CHCĘ JĄ ODZYSKAĆ!
Tylko co musiałbym zrobić?
Trzeba by było "wyeliminować" Reus'a.

27 września 2014

Rozdział 46 "Należy ci się porządny ochrzan w ogóle"

*19 lipca 2014 *

Irmina




Leżałam w łóżku rozmyślając o wszystkim co się ostatnio wydarzyło. Mundial. To coś najwspanialszego co udało mi się przeżyć. A co się działo po filane... Nie do opisania. 
Tak intensywnego miesiąca w swoim życiu jeszcze nie przeżyłam. Ale trzeba wrócić do 'normalności'. 
Zdecydowanie najwięcej czasu będę spędzać teraz w domu mojego brata. Nie codziennie zostaje się ciocią. A mała Lena zawładnęła wszystkimi. 

Po śniadaniu postanowiłam wreszcie uporządkować resztę rzeczy. Usiadłam na podłodze i zaczęłam rozpakowywać ostatnią już walizkę. W większości znajdywały się w niej jakieś pamiątki więc nawet szybko poszło.
Wyciągnęłam aparat i zaczęłam przesyłać zdjęcia na laptopa. Z kilku byłam tak bardzo dumna, że musiałam je wydrukować i włożyć do mojego prywatnego 'albumu'. 
Przyglądałam się właśnie jednemu, gdy pojawił się Mats.
 - Wiedziałem, że się za to zabierzesz. - powiedział siadając obok mnie - Ejj, kiedy i kto zrobił ci to zdjęcie? - spytał biorąc do ręki fotografię z Leo Messim.
- Widzisz, byliście tak zajęci świętowaniem, że nawet nie zauważyłeś jak się wymknęłam. - zaśmiałam się. 
- Muszę zacząć Cię lepiej pilnować. Chwila nieuwagi a Ty już uciekasz. 
- No wiesz... Jedyną taką okazję miałam, czemu jej nie wykorzystać. - uśmiechnęłam się - Teraz też uciekam. - próbowałam wstać. 
Dziewczyna siedząca na kolanach chłopaka zdjęcie
- A gdzie się teraz wybierasz? - złapał mnie za rękę i pociągnął tak, że wylądowałam na jego kolanach. 
- Do mojego braciszka, a gdzie?
- No ja nie wiem. 
- Jak chcesz możesz iść ze mną. - tym razem udało mi się wstać. 
- Ja chyba jednak się dzisiaj nigdzie nie ruszę. - westchnął. 
- Okej. Ja idę.




Szybko znalazłam się przed domem mojego brata. Bez pukanie weszłam do środka. Usłyszałam rozmowy w salonie. Zobaczyłam tam moich obydwu braci.
- Dawid?! - wykrzyknęłam zdziwiona wizytą.
- Może byś się jakoś weselej przywitała?  - uśmiechnął się.
Natychmiast podbiegłam do niego i rzuciłam się mu na szyje.
- Od razu lepiej siostrzyczko. - zaśmiał się - Należy ci się porządny ochrzan w ogóle. - powiedział poważnie siadając z powrotem na kanapie.
- Za co?
- Jak to za co? Wszystkim się pochwaliłaś pierścionkiem a do najstarszego brata to już nie łaska chociaż jednego zdania napisać? - udał obrażonego.
- Och przepraszam... A tak myślałam, ze o czymś zapomniałam. Wybaczysz?
- Ja wybaczę... Ale babcia. Może być gorzej. - zaśmiał się.


Chciałam odciążyć trochę Agatę i zajęłam się małą Leną. Zamknęłam się w pokoju, który jeszcze rok temu był moim pokojem i usypiałam małą.
Taka słodka, mała istotka.
Nieuchronnie moje myśli zaczęły kierować się ku wydarzeniom z przed kilku miesięcy. Gdyby nie to, sama byłabym teraz matką.
Po moim policzku spłynęło łez.
Gdy tylko Lenka zasnęła ułożyłam ją w łóżeczku i zeszłam na dół.
- Ja już pójdę. - stanęłam w wejściu do salonu - Ale jutro pojawię się znowu. - zaśmiałam się - Pa.
- Poczekaj chwilę. - Agata za mną pobiegła - Ir, płakałaś? - spytała wprost.
- Nie... To znaczy... To tylko chwila słabości. - powiedziałam.
- Nigdy o tym nie zapomnisz, prawda?
- Mogę tylko próbować. Ważne, że teraz jestem cholernie szczęśliwa.
_________________________________________________________________________
Mam nadzieję tylko, że nie zginę marnie za ten rozdział. ;)

Przepraszam za czcionkę... Blogger nie chciał wspólpracować... 

10 września 2014

Rozdział 45 "Chce, żeby to był NASZ dzień."

Rita


Marco wymyślił, żeby zbytnio nie rozmyślać o tym, że nie ma go teraz z kolegami z drużyny, wyjazd na Kretę na tydzień.
Tak też zrobiliśmy. Czemu nie? W końcu Marco przestanie tak intensywnie myśleć o kontuzji, odpocznie trochę, ja także, bo już miałam dosyć jego marudzenia w domu.

Drugi dzień na Krecie. Oczywiście kibicujemy reprezentantom Niemiec poprzez "kino" w pokoju hotelowym, w którym mieszkamy podczas naszego pobytu tutaj. Oglądanie meczów z Marco to dla mnie ogromny plus, gdyż dowiedziałam się o piłce nożnej wielu interesujących rzeczy, co nie udaje mi się z Irminą, bo swoją uwagę rozpraszam oglądaniem się za narzeczonym, gdy biega na murawie. Tak... tego też się nauczyłam. Irmina będzie ze mnie bardzo dumna!
A właśnie, co do niej... i do Matsa! Oświadczył się jej! Nie mogłam w to uwierzyć, no ale zdjęcie mówiło samo za siebie. Tak bardzo się cieszę, tym bardziej po tym co teraz przeszła... Dobrze, że Mats był ciągle przy niej. Lepszego mężczyzny by nigdy nie znalazła. Mats jest dla niej idealny!
W końcu znalazłyśmy mężczyzn naszego życia, z którymi będziemy bardzo szczęśliwe.

Postanowiliśmy, że pobędziemy trochę czasu na plaży. Rozsiadając się wygodnie na kocu, Marco zaczął temat.
- Wiesz... Jakoś nie wyobrażam sobie Matsa w roli męża...
- No teraz to zaszalałeś! - zaśmiałam się. - Akurat Mats idealnie odnajdzie się w tej roli. Spójrz na siebie!
- Ja będę jeszcze bardziej idealnym mężem! - wygiął usta w słodkim uśmiechu.
- Trzymam cię za słowo. - uśmiechnęłam się i pocałowałam go.
- A może zorganizujemy dwa śluby w jeden czas? - zaproponowałam.
- Co? - zdziwił się. - Jak długo i jak bardzo prosiliby Irmina i Mats i tak nigdy się nie zgodzę.
- A to dlaczego? - zbił mnie z pantałyku.
- Jak będą dwa śluby to my już nie będziemy tacy ważni.
- I tym się tak bardzo przejmujesz?
- Owszem. - uśmiechnął się. - Chce, żeby to był NASZ dzień.
- A może jednak jesteś tym ideałem?
- No pewnie, a co ty myślałaś?
- W sumie, już wykazałeś się podczas zaręczyn.
- No widzisz? Mam nadzieje, że nigdy nie zapomnisz tego dnia.
- Przenigdy! Na prawdę zrobiłeś mi ogromną i bajeczną niespodziankę! Bardzo cię kocham! - ucieszyłam się wtuliłam się w jego ramiona.
- Ja też cię kocham, bardziej niż to sobie możesz wyobrazić.
Pocałowałam go w policzek.
Rozkoszowaliśmy się pięknem zachodzącego słońca.

________________________________________

Rozdział krótki, jak widzicie, ale nie bijcie... :[
Nie było o czym pisać, napisałam troszkę "romantyczny" rozdział, gdzie bohaterowie polecieli na Kretę. :P
Mam nadzieję, że kogoś rozdział zadowoli xD

16 sierpnia 2014

Rozdział 44 "(...) to dla mnie bezsensowne. "

*8 lipca 2014 r*

Irmina


Mundial. Mundial. Mundial.
Turniej trwa w najlepsze a Niemcy idą w nim jak burza. Dzisiaj półfinał z Brazylią. 
Nie powiem dzisiaj sama mam parę obaw ale mam nadzieję, że będzie dobrze. A może Mats znowu coś ustrzeli. Kto wie.
Większość czasu w Brazylii spędzam z innymi partnerkami piłkarzy. Oczywiście Ann omijam szerokim łukiem tak jak i ona mnie.
W 'dniu wolnym', który otrzymali od trenera Loewa piłkarze niemieccy, praktycznie cały czas spędziłam z Matsem.
Miałam też kilka okazji by porozmawiać w moim ojczystym języku z Poldim i Miro Klose.



- Ir ruszaj się. - rankiem do pokoju wpadły Montana  i Lisa - Musimy cię gdzieś porwać.
- Przecież niedługo i tak się zbieramy na mecz. - westchnęłam.
- Nie marudź. Tylko, no musimy cię ładnie ubrać... - powiedziała Lisa.
- A rzeczy które mam uszykowane na mecz są złe?
- Nie. Oczywiście, że nie. - wtrąciła Montana, tylko to właśnie pasuje na mecz a nie na... no na coś innego. Zdążysz się jeszcze pięćdziesiąt razy przebrać.
-No dobra.
Po ponad pół godzinie dziewczyny stwierdziły, że wyglądam już 'według nich bardzo dobrze' i możemy wyjść.
Przed hotelem stwierdziły, że przecież to wszystko ma być niespodzianką i muszą zasłonić mi oczy chustką.
- Chciałabym wiedzieć co tu się dzieje. - westchnęłam.
- Cierpliwości, za chwilę będziesz na miejscu.
Zrobiłyśmy jeszcze kilkadziesiąt kroków i Lisa poprosiła bym się zatrzymała. Usłyszałam jak Mats dziękuje dziewczynom i one odchodzą.
- Czy mógłbyś dla własnego dobra odwiązać to coś co mam na oczach, wiesz że nie lubię jak nic nie widzę. - powiedziałam a on tylko się zaśmiał i spełnił moją prośbę - Od razu lepiej.
Znajdowaliśmy się na plaży w Santo Andre, w brazylijskim stanie Bahia, gdzie 'stacjonowała' reprezentacja Niemiec.
Mats chwycił moją dłoń i zaczęliśmy, początkowo w ciszy, spacerować po plaży.
- No to dowiem się wreszcie o co tutaj chodzi? - spytałam w końcu - Nie żeby coś ale powinno ci zależeć na czasie.  Chyba, że nie chcesz dzisiaj grać.
- No dobrze... - westchnął. Zatrzymaliśmy się i piłkarz uklęknął przede mną - Nie przygotowałem żadnej formułki, bo to dla mnie bezsensowne. Kocham Cię najbardziej na świecie, nie wyobrażam sobie życia z kimkolwiek innym. Irmino, wyjdziesz za mnie?
Mój mózg z prędkością światła analizował wszystko co się właśnie wydarzyło. Przez chwilę stałam jak osłupiała aż w końcu dotarło do mnie to co się właśnie dzieje.
-  Oczywiście, że tak! - wykrzyknęłam.
- Mam nadzieję, że niczego nie poplątałem. - powiedział zakładając mi pierścionek na palec serdeczny prawej dłoni, po czym wstał i czule mnie pocałował.


Po powrocie do hotelu, w którym mieszkałam z resztą wags większość z nich prawie dosłownie rzuciła się na mnie z gratulacjami. Czyli wszystkie wiedziały...
Udało mi się jednak przeżyć. Po wejściu do pokoju zrobiłam zdjęcie i bez żadnych opisów wysłałam je do Rity i Kuby.
To bez wątpienia jeden z najpiękniejszych dni w moim życiu.






Mecz.
Już przed nim byłam w świetnym nastroju. A kto by przypuszczał, że mogę być w jeszcze lepszym. Jednak to co zrobiła reprezentacja Niemiec wprawiło mnie w stan jeszcze większej euforii.
Brazylia została zmiażdżona! Niemcy w finale!


__________________________________________________________
No to kto się spodziewa?
Mam nadzieję, że tego nie spieprzyłam aż tak bardzo...


P.S. Przypominamy o zakładce 'Kontakt'... jeśli macie jakieś pytania, spostrzeżenia, uwagi piszcie :)



11 sierpnia 2014

Rozdział 43 cz.2 "Chyba sobie tego nie wybaczę."

Rita


6 czerwca

- Życzę powodzenia. - szepnęłam Marco do ucha i przytuliłam go. - Trzymam kciuki! - ucieszyłam się i zaczęłam szukać Ir. Długo nie musiałam wodzić wzrokiem, bo zobaczyłam ją przy Mats'ie.


Ogólnie, tak oficjalnie był to pierwszy mecz, na którym byłam (nie licząc treningów i te pe). Wszyscy (to znaczy Marco i Irmina) byli ze mnie dumni, iż robię "krok na przód".
Zajęłyśmy miejsca (na moje oko był to siódmy rząd). Szczerze nie robiło mi to żadnej różnicy, gdyż i tak nie interesowało mnie to. Wzrokiem szukałam tylko numeru "21", w którym gra narzeczony.
Irmina ciągle coś krzyczała. Raz po raz tłumaczyła mi coś o jakiś "rzutach z rogu" i te pe. Nie ogarniałam jej słów. Zbyt mocno rozmarzyłam się w swoich myślach.
Pierwszy raz oglądałam Marco z trybun, gdy "dawał czadu". Nie znam się, ale moim zdaniem robił to znakomicie! Bardzo było widać, że piłka nożna jest częścią jego życia.
Wstyd mi było, że to dopiero pierwszy mecz, na który dałam się "wyciągnąć". Jakoś od tej chwili zapragnęłam wiedzieć o tym sporcie wszystko! A kto może mi w tym pomóc, jak nie Irmina...? Chciałabym zaimponować Marco.
- Zaraz koniec pierwszej połowy i nadal 0:0?! - dziwiła się Irmina.
- A ile miało być? - spytałam ciekawa.
- Nie wiem... na moje co najmniej 3:0 dla Niemiec.
Ciągle wpatrywałam się w "mój" numerek, gdy nagle zdałam sobie sprawę, że Marco długo nie podnosi się z ziemi. Owszem, wcześniej także miał małe turbulencje, ale Irmina powtarzała: "spokojnie, zaraz wstanie", i uśmiechała się do mnie. Tym razem trwało to stanowczo za długo. Kilkanaście sekund później kuśtykał, podpierając się o dwóch mężczyzn.
- Irmina? Co mu jest? - przestraszyłam się.
- Pewnie na chwilę musi zejść z boiska, żeby dojść do siebie. - powiedziała.
Po chwili na boisku pojawił się jego zmiennik.



- Kochanie!- podbiegłam do niego szybko, nie zwracając uwagi na osoby trzecie. - Wszystko w porządku?
- Chyba nie... - powiedział z bólem.

W szpitalu okazało się, że naderwał więzadła lewej kostki. Podobno rehabilitacja ma potrwać trzy miesiące.
Marco jest załamany! Tak bardzo się cieszył, że pojedzie na ten mundial... Ta kontuzja uniemożliwiła mu spełnienie swojego marzenia! Ciągle mi o tym opowiadał, był taki dumny. Powiedział, że zadedykuje nawet dla mnie bramkę...
Nie wiem, jak to mogło się stać! Jeszcze dobrą godzinę temu dopisywał mu świetny humor! A teraz? Nie wiem nawet jak mu pomóc, jak pocieszyć...
Chyba jestem do niczego... To przeze mnie... Pierwszy raz pojawiłam się na meczu, na którym grał i już takie nieszczęście. Teraz biedak będzie cierpiał przeze mnie...
Chyba sobie tego nie wybaczę.

__________________________________________

2 część rozdziału, także niezbyt długa, ale trudno mi było to opisać :P

tak przy okazji gratulacje dla nowego kapitana i zastępców! :D
 

08 sierpnia 2014

Rozdział 43 cz.1 "(...) 25 świeczek na torcie!"

Rita


31 maja 2014r.
Tak się fajnie złożyło, że mamy urodziny w tym samym miesiącu. 31 maja odbyła się niewielka "impreza" na cześć naszego Marco - solenizanta, który jest już tak stary, że potrzebował 25 świeczek na torcie! No co zrobisz... Nic nie zrobisz. 
Ogólnie to w sumie, dokładnie rok temu pierwszy raz się zobaczyliśmy, poznaliśmy... To już rok! Szkoda, że nie zaczęłam inaczej tej znajomości... No ale... wyszło jak miało wyjść i jestem z tego powodu szczęśliwa!
Marco nie wiedział, że pojawię się w ten dzień na zgrupowaniu. Z resztą nie miał nawet jak przypuszczać, bo przecież nikogo tam nie wpuszczano. Jednak Mario i Mats postarali się, abym mogła się pojawić i spędzić choć chwilę z narzeczonym.
Trzymając w rękach niewielki torcik (tak na prawdę ledwo co zmieściło się na nim tyle świeczek), szłam za chłopakami, którzy poprowadzili mnie do celu.
Marco stał plecami do mnie, więc długo nie wiedział co jest grane, aż w końcu Kevin, z którym rozmawiał, kazał mu się odwrócić. Solenizant tak się zamachnął, że ręką strącił mały upominek. Ten wylądował do góry nogami na betonowej posadzce. Z torcika została tylko mała plama ciasta. 
- Rita?! - zdziwił się. Jego twarz wyglądała tak, jakby przed chwilą zobaczył trupa.
- Masz szczęście, że ten tort nie wylądował na mnie! - chłodno przeszyłam go wzrokiem. Reszta tu zgromadzonych zaczęła śmiać się z tego wydarzenia, no chyba, że śmiali się z widoku przestraszonego Marco. W dzień jego urodzin nie powinnam być dla niego taka zła, dlatego szybko się uśmiechnęłam dodając - No dobra, może nie poczęstujesz już tym kolegów, ale mimo to wszystkiego najlepszego, skarbie!
Całe szczęście jego wyraz twarzy szybko się zmienił.
- Dziękuje ci! - przytulił mnie i ucałował w czoło. - Przepraszam za ten wypadek, ale nie wiedziałem, że ktoś za mną stoi. - wykrzywił lekko wzrok. - Tym bardziej nie spodziewałem się tu ciebie! Ale teraz bardzo się cieszę! Jak udało ci się tu wejść? - spytał.
- A to już zasługa moja i Mario. - dodał dumnie Mats.
- Widzisz? Oni narobili sobie tyle kłopotu, a teraz nie masz ich czym poczęstować... - dodałam.
- Właśnie! Będziesz musiał nam to jakoś wynagrodzić! - wtrącił Mario.
- Dobra, dobra! Nie stękajcie tak! Nie widzicie, że jeszcze dużo zostało? - Marco wskazał na leżącą na ziemi papkę.
- Yyy... ja podziękuje! - Mats szybko uciekł z miejsca zdarzenia.
- Ja też. - Mario wziął przykład z Mats'a zostawiając nas chwilowo samych.
- Dziękuje, że przyszłaś. - ucieszył się.
- Nie ma za co. Ja też się cieszę, że CZĘŚCIOWO zrobiłam ci niespodziankę. - wyróżniłam prawidłowe słowo.


Kilka minut później, gdy miałam już odchodzić również koledzy zrobili mu małą niespodziankę.


__________________________________________________

Rozdział jest podzielony na dwie części, bo pomyślałam, że może nie chcecie tak długo czekać, ze kolejnym xD

03 sierpnia 2014

Rozdział 42 "Boje się, że mój mózg tego nie wytrzyma."

22 maja 2014 r.


Irmina


Zostałam dzisiaj obudzona bardzo wcześnie. Jak dla mnie to była jeszcze noc.
Musiałam pożegnać się z Matsem, który wyjeżdżał na zgrupowanie reprezentacji Niemiec przed Mundialem.
- Co będziesz robiła przez najbliższe dni? - spytał.
- W sumie nie wiem. Mam jedno strasznie trudne zadanie, a tak chcę lecieć na kilka dni do Polski, ale nie wiem jak to wyjdzie.
- Jakie to zadanie?
- Muszę dać Ricie kilka lekcji na temat piłki. - powiedziałam poważnie - Tym razem nie powinna się zapierać rękami i nogami tak jak kiedyś. Miałam nadzieję, że przy Marco się trochę podciągnie.
- Oj wydaje mi się, że mają ciekawsze rzeczy do roboty niż uczenie Rity o piłce. - zaśmiał się.
- Zboczeniec. - rzuciłam go poduszką z kanapy.
- Czepiasz się. - uśmiechnął się - No dobra, chyba wszystko mam.
- To teraz zobaczymy się...
- W Brazylii. - dokończył za mnie Mats - Już się nie mogę doczekać.
- Ja też. - spojrzałam na zegarek - Chyba musisz się już zbierać. - westchnęłam.
- Szybko to wszystko przeleci zobaczysz. - usiadł jeszcze na chwilę obok mnie - Uważaj mi tu na siebie i nie rób nic głupiego. - zaśmiał się i przytulił mnie.
- Za kogo ty mnie masz, przecież ja człowiek - Anioł jestem. - również się zaśmiałam.
- Tak, tak. To do zobaczenia niedługo. - pocałował mnie.
- Pa. - odpowiedziałam tylko.
Mats wziął swoje torby i wyszedł.
Ja wróciłam do sypialni. Położyłam się na łóżko i próbowałam znów chociaż na chwilę zasnąć.


24 maja 2014

Siedzimy z Ritą. Postawiłam sobie za najważniejszy cel przekonanie jej choć trochę do piłki. 
W końcu jest narzeczoną piłkarza. 
- Błagam, tylko nie zaczynajmy od jakiś trudnych rzeczy. - powiedziała.
- Nie martw się. Od razu od spalonego nie zacznę. - zaśmiałam się. 
- Od czego?
- Spokojnie, kiedyś do tego dojdziemy. 
Zacznij od prostych rzeczy... Tylko od czego, jak dla niej wszystko jest trudne. 
No to od faktów oczywistych. 
Jedyne co moja przyjaciółka wie, to z ilu zawodników składa się drużyna. Chociaż coś. 
Starałam się jej wpoić, jakich graczy wyróżniamy. 
- Skoro to piłka nożna to dlaczego, ten jeden może łapć piłkę w ręce? 
Kolejne inteligentne pytanie. 
- Nie 'ten jeden' tylko bramkarz. 
I znowu zaczęłam jej wszystko wyjaśniać.
- A może koniec na dziś? - spytała - Boje się, że mój mózg tego nie wytrzyma.
- No dobra, dobra. Ale pamiętaj, że teraz Ci już nie odpuszczę. - uśmiechnęłam się - Zapamiętałaś chociaż na jakiej pozycji gra Marco?
- Tak. Pomocnik, ale jeśli zaszłaby taka potrzeba może zagrać jako napastnik. - wyrecytowała cicho wachając się - Dobrze?
- Zadanie zaliczone. - zaśmiałam się - To co robimy?
- Odpoczywamy? Jesteśmy same, co innego mamy robić. 
No tak. Kuba z Agatą i Oliwkę wybrali się na wakacje. Gdyby lecieli do Polski to poleciałybyśmy z nimi. A tak zostałyśmy w Dortmundzie. 
My same do Polski wybieramy się tylko na 3-4 dni. 
Potem Mundial! 
__________________________________________________________________

Słabo coś wyszło ale może się Wam spodoba :)
W opowiadaniu zbliżamy się do Mundialu oraz... do pewnej niespodzianki :D
A jakiej to zobaczycie ; )


Dziękujemy za wszystkie komentarze < 3 

31 lipca 2014

Rozdział 41 "Chyba pora na mnie."

Rita 

Irmina zrobiła mi najlepszą niespodziankę na świecie! Nawet ja nie potrafiłam ściągnąć rodziców do Niemiec, a jej się to udało! W moje urodziny zawsze byliśmy razem, rodzice zresztą zrobiliby wszystko, żeby zwolnić się choć na kilka godzin z pracy i być w ten dzień ze mną. Teraz w dodatku zrobili mi przeogromną niespodziankę! Jezu!! Jak ja się cieszę! Sama ich obecność jest dla mnie wielkim prezentem, nie wspominając już o tym, że dostałam autograf od mojego idola!
Zawsze marzyłam, aby spotkać Martina Garrix'a osobiście, ale jest jeszcze tyle urodzin przede mną, że do śmierci powinnam zdążyć zrealizować resztę swoich marzeń.

- Macie bardzo piękny dom. - przyznała mama, podczas oprowadzania rodziców po mieszkaniu Marco.
- Póki co, to jest dom Marco, ja tu tylko mieszkam. - uśmiechnęłam się w jej stronę.
- Właśnie, a co ze ślubem? Jak długo jeszcze zamierzacie z tym zwlekać? - dopytywała się.
- Oj mamo, spokojnie! - położyłam jej ręce na ramionach.
- Przecież Rita jest jeszcze młoda... Po co ma się z tym śpieszyć? - rzucił tata.
- Tym bardziej powinna zrobić to jak najszybciej. - mama nie zamierzała zmienić zdania.
- Może mamy zrobić to teraz, w tej chwili? - zażartowałam.
- Z mamy słów tak właśnie wynika. - powiedział stanowczo ojciec.
- Ojejka. No bez przesady! Chce tylko dla Rity jak najlepiej. - przytuliła mnie.
- Wiem mamo, ale jak na razie nie ma na to czasu. Marco już teraz żyje w zupełnie innym świecie...
- No tak... Mundial. To wiele wyjaśnia. - wtrącił tato.
- Dokładnie! Chyba o czymś takim mówili. - przyznam, że nie ogarniam całych tych nazw, o co w tym wszystkim chodzi ani tak dalej. Uważam, że akurat to nie jest mi do szczęścia potrzebne.
Po krótkiej wyciecze po domu Marco zaprowadziłam ich do ogrodu, gdzie była już reszta.
- Nie możliwe, żeby nasz dom, był taki wielki. - uśmiechnął się narzeczony. Przymknęłam oko na słowo "nasz".
- Przy okazji trochę porozmawialiśmy. - uśmiechnęłam wraz z rodzicami do przyjaciół.
- Po tylu latach jest co rozmawiać. - zaśmiał się tata.
- Chyba chciałeś powiedzieć MIESIĄCACH. - poprawiłam go.
- Może i to były miesiące, ale mi się zdawało, że nawet lata nie są takie długie... - powiedział zastanawiająco, na co reszta odpowiedziała śmiechem.
Wkrótce potem zjawili się kolejni goście, których całkiem się nie spodziewałam.
- Pomyślałem, że lepiej, gdy poznają się teraz, a nie dopiero na ślubie. - roześmiał się Marco.
- Pewnie! - przyznałam.
Otworzyłam drzwi.
- Dzień dobry państwu. - przywitałam się z jego rodzicami.
- Witaj Rita! Wszystkiego Najlepszego! - oboje uśmiechnęli się i podarowali mi paczkę. Na moje musiał to być jakiś obraz lub coś w tym stylu.
- Dziękuje bardzo. - uśmiechnęłam się.
Marco odebrał prezent, a ja zaprowadziłam jego rodziców do ogrodu.
- Mamo, tato. Poznajcie rodziców Marco. - powiedziałam po niemiecku, a tata wyręczył mnie w tłumaczeniu. - Thomas i Manuela Reus.
Przywitali się.
- Mam na imię Kazimierz, a to moja żona Urszula. - przedstawił się tato.
- Miło nam państwa poznać.


Wieczór udał się w stu procentach. Myśleliśmy, że będzie gorzej, ale nasi rodzice jakoś znaleźli wspólny język. Może nie są bratnimi duszami, ani nic w tym stylu, ale chociaż nie pozabijali się.
Od rodziców Marco (jak już po części wspominałam) dostałam obraz, ale nie taki zwykły obraz, bo przedstawia fragment według mnie (i jak dotąd) najpiękniejszego kraju - Francji. "Most w Clichy" znajdujący się na rzece Sekwanie, został namalowany przez mojego ulubionego malarza - Vincent'a van Gogh'a. (moim hobby jest po części sztuka dlatego tak bardzo podoba mi się prezent). Musi to być jednak jakiś duplikat, ponieważ za oryginał jego rodzice by się nie wypłacili.
Od moich rodziców dostałam piękny, sześcioosobowy serwis obiadowy.
No a od przyjaciół już wiadomo.
- Chyba pora na mnie. - odezwał się narzeczony, w momencie gdy ułożyłam się do snu.
- Jaka pora? - zdziwiłam się nieco śpiąca.
- Na prezent.
- Przestań!
- Jakie "przestań"! Chyba tylko ja nie dałem ci prezentu... - mrugnął do mnie okiem. - Proszę. - podał mi małą paczuszkę i ucałował mnie.
Ciekawa zobaczyłam co jest w środku.
A był to naszyjnik z szafirami. Można by pomyśleć, że idealnie współgra z pierścionkiem, który dostałam w dniu naszym zaręczyn.
- Boże!! - ucieszyłam się.
- Nie Boże, tylko Marco. - zaśmiał się.
- Jest piękny! - momentalnie ożyłam.
- Daj. Zobaczymy jak w nim wyglądasz. - wziął naszyjnik i zaczepił go na mojej szyi.
Wyleciałam prędko z łóżka, jak oparzona, aby szybko móc przeglądnąć się w lustrze.
-Aaaa! - krzyczałam do siebie.
- Ciszej, bo zbudzisz swoich rodziców. - powiedział, nadal śmiejąc się ze mnie.
Nie obchodziło mnie to. To było zbyt piękne, aby tego nie okazywać.
Szybko uwiesiłam się na jego ramionach jak mała dziewczynka.
- Dziękuje! - dałam mu buziaka.
- Cieszę, się, że ci się podoba. - dodał z uśmiechem.
________________________________________________

Długo rozdział nie był dodany, ale już jest :D

Dziękuje Wam za urodzinowe życzenia, a w szczególności za rozdział, który dedykowała dla mnie 

24 lipca 2014

Rozdział 40 "Niespodzianka "

14 maja 2014 r. 

Irmina


Urodziny Rity. Zawsze lubiła spędzać je z najbliższą rodziną.Tegoroczne miała być pierwszymi od dawna poza rodzinnym domem. 
Dlatego postanowiłam zrobić jej niespodziankę. 
- Pamiętasz, że musimy jechać na lotnisko? - spytałam, gdy tylko Mats zszedł do kuchni. 
- Ja miałbym zapomnieć? - zaśmiał się - Ale o której... bo jakoś wyleciało mi z głowy? - podszedł do mnie i próbował pomóc robić śniadanie
- Przed 12 sklerotyku. - cmoknęłam go w policzek. 







Rita jest moją przyjaciółką już od bardzo dawna. Zawsze chciałam dla mniej jak najlepiej i wszystko bym dla niej zrobiła, tak jak i ona dla mnie. A ściągnięcie jej rodziców nie było niczym trudnym. 
Na lotnisko dojechaliśmy ani nie za wcześnie, ani nie za późno. Ja skierowałam się na terminal a Mats został przy samochodzie.
Zbyt długo nie musiałam czekać na państwa Koch.
- Dzień dobry. - uśmiechała się już z daleka matka Rity.
- Dzień dobry państwu. - przywitałam się.
- Tylko niecały rok się niewidzieliśmy a ty już zapomniałaś - zaczął ojciec przyjaciółki - Nie żadni państwo tylko ciociu i wuju. - pogroził palcem śmiejąc się.
- Przepraszam. - uśmiechnęłam się - Nie będziecie mieli nic przeciwko, jeśli pojedziemy jeszcze po jedną rzecz, a dopiero potem do Rity? - spytałam.
- Oczywiście, że nie.


"prezent"
Skoczyliśmy jeszcze szybko po mały"prezencik", który udało się załatwić Matsowi.
Napisałam szybko sms'a do Marco, że niedługo będziemy i mogliśmy kierować się do ostatecznego celu.
Miało być wszystko tak jak lubiła Rita. Kameralnie, spokojnie... Stąd obecni będziemy tylko ja, Mats, Agata i Kuba... no i oczywiście rodzice dziewczyny.
- Nareszcie jesteście. - Marco czekał przed domem - Witam państwa. - przywitał się z rodzicami swojej narzeczonej - Rita jest na ogrodzie za domem z Kubą i Agatą także możecie spokojnie wejść do środka.
Udaliśmy się wszyscy za Reusem do domu.
- To może najpierw my wyjdziemy, damy jej prezent, złożymy życzenia, a potem przyprowadzę ją to do was? - zaproponowałam rodzicom Rity.
- Jak chcecie. - uzyskałam tylko odpowiedź.
Udaliśmy się na ogród.
Złożyliśmy Ricie życzenia, ja jak zwykle musiałam się rozgadać, i wręczyliśmy jej zdjęcie z autografem.
- Jeju dziękuję. - uśmiechnęła się szeroko - Jak to załatwiliście?
- Liczą się znajomości. - zaśmiał się Mats.
- Dziękuję. - przytuliła nas oboje - Dziękuję, że przyszliście. Szkoda tylko, że moich rodziców tu nie ma. - westchnęła.
- O właśnie. Chodź za mną. - zaprowadziłam ją spowrotem do domu - Niespodzianka. - wskazałam na małżeńswto stojące niedaleko drzi prowadzących na ogród.
- Mama, tata? - Rita stała przez chwilę jak oszołomiona a w jej oczach pojawiły się łzy szczęścia. Po chwili szybko podbiegła do rodziców i przytuliła ich, a ja wróciłam do ogrodu.





________________________________________________________________
Coś tam udało się stworzyć :D
Mam ostatnio problem z dodawaniem obrazków do rozdziałów i chyba to widać xd

Rozdział urodzinowy nie przypadkowo, ponieważ dzisiaj, 24.07 urodziny obchodzi nasza Rita, czyli Love BvB♥

Wszystkiego najlepszego ♥

P.S. Dziękujemy za wszystkie komentarze < 3 

20 lipca 2014

Rozdział 39 "Dlaczego ukrywasz przede mną, że jesteś w ciąży?"


Rita

Nie myślałam, że do domu wrócę z jakąkolwiek torbą z zakupami. Gdyby nie zazdrość Matsa, pewnie wcale nie odwiedziłybyśmy sklepów.
Zmęczona, postanowiłam rozsiąść się wygodnie przed telewizorem, popijając szklankę wody mineralnej.
Grypa jelitowa już przechodziła. Dzisiaj czułam się tylko osłabiona, jednak dopóki nie odwiedziłam lekarza byłam przerażona.
W sumie wracając do domu dogłębnie analizowałam tą sprawę… no bo jeśli okazałoby się, że naprawdę jestem w ciąży? Co by powiedział Marco? Jak JA odnalazłabym się w roli matki?
Jeszcze nigdy nie rozmyślałam nad tego typu sprawami.
- I co lekarz powiedział na twoje dolegliwości? – zapytał Marco siadając obok mnie.
- Wszystko w porządku. – potwierdziłam.
- Mogę cię o coś zapytać?
- Jasne.
- O co chodzi z tym? – Marco wyciągnął przed siebie test. No fajnie… Byłam tak zdezorientowana, że zapomniałam go schować. – Dlaczego ukrywasz przede mną, że jesteś w ciąży? – w jego oczach widzę zagubienie, niedowierzanie, a co gorsza utratę zaufania.
- Marco… ja nic nie ukrywam. – odpowiedziałam. Sama nie wiedziałam od czego mam zacząć.
- Dwie kreski oznaczają ciążę. – powiedział opanowanym, dość spokojnym głosem.
-Bo tak jest. – nie da się ukryć, że mówi prawdę. – Tyle, że okazało się, że test jest „przeterminowany”.  
-Jak to „przeterminowany”? – zdziwił się.
- Utracił swoją datę ważności. Dostałam go od Irminy. Skąd miałam wiedzieć, że takie coś może się zdarzyć? Lekarz powiedział, że jest wiele takich przypadków.
- Czemu mi nie powiedziałaś? Dowiedziałbym się o tym w ogóle? – spytał, tym razem z bardzo przejętym tonem głosu.
- Nic nie mówiłam, bo sama nie mogłam przyjąć tej wiadomości jako coś, co dzieje się na prawdę. Po prostu nie byłam w stanie myśleć racjonalnie. Gdybyś był na moim miejscu…
- Gdybym był powiedziałbym ci o tym. Gdyby nie to, że zobaczyłem, dowiedziałbym się?
- Nie wiem. Skąd miałabym wiedzieć jak zareagujesz? Teraz już wiem…
- Co wiesz?
- Jesteś na mnie zły…
- Nie jestem. – zawahał się przez chwilę. – Albo może faktycznie… Może trochę jestem…
- Widzisz…
- Ale czuję się tak, jakbyś mi nie ufała… - przyznał smutno.
- Marco! Zrozum, że ufam ci na tysiąc jeden procent! – złapałam jego dłonie.  
-Nie chciałaś, żebym poszedł z tobą do lekarza.
- Nie zmieniaj tematu. – troszkę się wkurzyłam. - To Irmina zasugerowała, że mogę być w ciąży, chociaż do mnie to nie docierało…  Przecież wymioty mogą być objawem wielu innych dolegliwości…
Wyciągnął dłoń z mojego ucisku i przyłożył ją do mojego policzka.
- A co byśmy zrobili gdybyś naprawdę była w ciąży…?
- Pytanie czy ty byś się cieszył… - przewróciłam oczami.
- Nawet nie wiesz jak bardzo!
- Naprawdę?
-Jasne! A ty nie?
- Nie wiem… Dzieci są słodkie i w ogóle, ale nie wyobrażam siebie jako matki… W każdym razie nie teraz…
- A czy ty widzisz mnie w roli przykładnego ojca? – to jego pierwszy uśmiech od czasu tej rozmowy.
-O… właśnie tak widzę nas oboje w roli rodziców. – zażartowałam. Jeśli zachowywalibyśmy się tak jak obecnie (nie chodzi o tą chwilę, ale ogólnie rzecz biorąc), nie byłoby to całkiem przykładne wychowanie... 
- Ale jestem pewny, że dalibyśmy radę.
- No przecież! Nie wiem czy wiesz, ale jeszcze przed trzydziestką chcę mieć szczęśliwą rodzinę. – uśmiechnęłam się na te słowa, ponieważ od czasu kiedy skończyłam osiemnaście lat bez przerwy powtarzała mi je mama.
- Łeee… mamy na to sporo czasu. – Marco wygiął swoje usta ku górze i złożył na moich  słodkiego całusa. Cieszę się, że już zapomniał o niemiłym początku tej rozmowy.
- Dosyć tych czułości, bo jeszcze się zarazisz. – odepchnęłam go lekko. Co prawda już mi przechodzi, ale nigdy nic nie wiadomo.
- Nie przesadzaj… Jestem najodporniejszym facetem na ziemi! zapamiętaj to sobie. Nic mi się nie może stać!
- No chyba, że zapomnisz o swoim talizmanie. – zaśmiałam się. Oczywiście chodziło mi o „ten błękit”. Podniosłam nieco jego koszulkę, aby zobaczyć jaki to dziś kolor bokserek włożył. - Ups… Czarne… Żegnam pana. – cmoknęłam go w czubek głowy, potargałam mu włosy i udałam się do kuchni zażyć jakieś tabletki przeciwbólowe.
____________________________________________

5 komentarzy pojawia się coraz szybciej xD
Dzięki wielkie za nie! <3 

16 lipca 2014

Rozdział 38 "(...)czuję się nadal tak samo. "

Irmina


Bez wahania zgodziłam się iść z Ritą do lekarza. W końcu to moja przyjaciółka. Muszę ją wspierać.
 Nie za bardzo podoba mi się jednak to, że nic nie powiedziała jeszcze Marco. Nie powinna go okłamywać.
Ale... jeśli jednak nie jest w ciąży, to może lepiej, że mu nie powiedziała 
- Gdzie się znowu wybierasz? - spytał Mats przytulając mnie ot tyłu. 
- Z Ritą się spotykam. Może wybierzemy się na zakupy, powspominamy trochę stare czasy. - odpowiedziałam, skoro Rita nie chce, żeby ktoś się dowiedział to nie mogę powiedzieć mu prawdy. 
- Chyba zacznę robić się zazdrosny. - stwierdził. 
- A to czemu? - odwróciłam się do niego przodem. 
- Ciągle, gdzieś wychodzisz, zostawiasz mnie tu samego. Nie wiem czy na pewno spotykasz się z Ritą a nie z jakimś facetem. - zaśmiałam się po usłyszeniu tych słów. 
- Wywal lepiej te głupoty z głowy. - powiedziałam - Po co mi inny facet skoro mam Ciebie? Kocham Cię najmocniej na świecie pamiętaj. - pocałowałam go.


Rita przyjechała po mnie pod dom. 
- Hej. - przywitałam się wsiadając do auta. 
- Cześć Ir.
- Jesteś pewna, że czujesz się na siłach żeby prowadzić? - spytałam. 
- Tak. Dam radę. - uśmiechnęła się delikatnie. 
Po kilkunastu minutach byłyśmy na miejscu. 
Przypomniało mi się jak kilka miesięcy temu to Rita musiała przyjechać tu ze mną. Wtedy faktycznie okazało się, że ja byłam w ciąży. Mimo wszystko pamiętam, że gdzieś w głębi cieszyłam się z tego faktu. Ale niestety... skończyło się to wszystko jak skończyło. 
Jedna łezka spłynęła po moim policzku, lecz szybko się jej pozbyłam by Rita nic nie zauważyła. 
- Pani Rita Koch. - usłyszałyśmy. 
- Będzie dobrze. - szepnęłam jej jeszcze. 



Rita wyszła z gabinetu, a na jej twarzy widniał... uśmiech?
Pierwsza moja myśl - pewnie jest w ciąży, przecież zawsze lubiła dzieci i na pewno by się ucieszyła.
Z drugiej strony - ostatnio wspominała, że nie jest gotowa na dziecko. 
Lepiej spytam co i jak. 
- Chyba przyszłyśmy do złego lekarza. - zażartowała Rita. 
- Ale co? Jak to?
- Nie jestem w ciąży. - powiedziała - Lekarka stwierdziła, że to fałszywy alarm. Prawdopodobnie to tylko dość ostra grypa jelitowa.
- Ale po tej wiadomości, wyglądasz jakbyś już była całkowicie zdrowa. 
- Tak wyglądam, ale czuję się nadal tak samo. 


Rita nie chciała jechać jeszcze do zwykłego lekarza "rodzinnego" . Stwierdziła, że pamięta jak ją w domu z tego leczyli i to na pewno pomoże. 
Jak chce...
- Wiesz...  - zaczęłam w aucie. - Powiedziałam Matsowi, że jedziemy na zakupy. I jak wrócę z niczym to może być ciekawie, a już zaczął robić się zazdrosny.
- Możemy odwiedzić jakieś sklepy. - nadal dało się zauważyć, że dziewczyna źle się czuję, ale przynajmniej humor miała lepszy. A to dlatego, że wiedziała na czym stoi. 
Wpadłyśmy po drodze do galerii i zaczęłyśmy buszować po sklepach. Nie mogłyśmy wyjść  stamtąd z pustymi rękoma. 









- Już jestem! - krzyknęłam wchodząc do domu, jednak odpowiedziała mi cisza. 
W sypialni na łóżku zauważyłam karteczkę. 

Powinienem niedługo wrócić.
Nie martw się :)

No tak. I to on jest zazdrosny, że ja gdzieś wychodzę. 



Przymierzając kolejne z zakupionych dzisiaj ubrań usłyszałam, że Mats wrócił już do domu. 
- Wróci... Wow. Czyli zakupy jak najbardziej udane. - stwierdził wchodząc do sypialni.
- Podoba się? - wykonałam obrót wokół własnej osi. 
- I to jak. - podszedł bliżej mnie. 
- Gdzie byłeś? - spytałam. 
- Sven potrzebował małej pomocy. - odpowiedział - A ty nie potrzebujesz jej teraz czasem?
- Niby w czym?
- No jakoś musisz zdjąć przecież te sukienkę. - zaśmiał się i zaczął mnie całować.







____________________________________________________________________
W ekspresowym tempie jest :)

Mam nadzieję, że i ja i Love przeżyjemy po tym jak to przeczytacie :D

13 lipca 2014

Rozdział 37 "Nie jestem jeszcze gotowa do roli matki."

 Rita

Słowa Ir bardzo mną wstrząsnęły. Nie jestem jeszcze gotowa do roli matki. Nie wiem w ogóle jak mogło do tego dojść...? Moim zdaniem to jest nie możliwe!
Ta informacja pogorszyła tylko mój stan zdrowia. Całą noc nie mogłam spać, nie tyle co wymiotowałam jak myślałam o dziecku... Jak powiem to Marco? Co na to rodzice?
Gdy wstałam rano nie miałam na nic ochoty, na nic siły, a miałam przecież dotrzeć do apteki. Nie chciałam niepotrzebnie denerwować Marco, postanowiłam więc zadzwonić do Ir. Prędzej udałam się w jakieś ustronne miejsce, aby narzeczony niczego nie usłyszał. Tym miejscem okazała się łazienka, w której ostatnimi dniami spędzałam w niej większość czasu.
- Hej. - przywitałam się.
- Heej. - odpowiedziała nieco zaspanym głosem. 
- Mam do ciebie ogromną prośbę...
- Słucham?
- Mogłabyś kupić mi ten test? Nie czuję się na siłach, a nie chce, żeby Marco się dowiedział dopóki nic się nie potwierdzi.
- Dobrze. Tyle jestem w stanie dla ciebie zrobić.
Po krótkiej ciszy ponownie się odezwała.
- Wiesz co...Właśnie sobie przypomniałam, że gdzieś powinnam mieć jeszcze takie właśnie coś...- myślę, że Mats jest w pobliżu. - Do południa zjawię się u ciebie. - oznajmia przyjaciółka.
- Dziękuje ci.
Pożegnałyśmy się. Wróciłam z powrotem do łóżka. myślałam, że Marco się nie obudzi, a jednak...
- Nie myślałaś, aby pójść do lekarza? Nie wyglądasz za dobrze.
- Pójdę.
- Zrobię ci coś do jedzenia. - chłopak zerwał się na równe nogi.
- Nie. Nie trzeba. Nie jestem głodna. Idź sobie ty spokojnie zjedz. - uśmiecham się lekko.
- Przyniosę ci jakąś wodę do picia.
- No dobrze...wodą nie pogardzę.

*

Podczas gdy Marco pojechał na trening Irmina zawitała do mnie z testem ciążowym.
- Proszę, znalazłam jeden. - podaje mi.
- Dzięki. - odbieram nie za wielki kartonik z cenną zawartością. - A teraz wybacz, ale zostawię cię na chwilę samą.

*

Marco 

 Wróciłem do domu. Rita z pewnością była w sypialni. Szybko tam pobiegłem.
- I jak... - zanim dokończyłem zorientowałem się, że dziewczyny tutaj nie ma.
Czyżby coś jej się stało? Może pojechała do szpitala, nie miała siły, aby do mnie dzwonić... nie... na pewno ktoś by mnie poinformował.
- RITA! - krzyknąłem.
- Jestem na dole. - usłyszałem jej wołanie.
Kamień spadł mi z serca.
Zobaczyłem ją na kanapie.
- I jak się czujesz? - spytałem, podchodząc do niej, aby ucałować jej  czoło.
Była taka jakaś... co prawda wyglądała lepiej niż rano, ale była nadal blada...
- Raczej wszystko jest w porządku. Jutro idę z Irminą do lekarza. - oznajmiła z lekkim uśmiechem.
- Ale ja chętnie z tobą pójdę!
- Nie trzeba... Ir już się zdeklarowała więc nie chcę jej robić przykrości... - powiedziała. W jej głosie dało zauważyć się, że coś jest nie tak, nawet dziwne zachowanie...
- Powiesz mi o co chodzi?
- Wiesz... Już trzeci dzień wymiotuję, choć dzisiaj widzę znaczną poprawę, nie czuję się najlepiej, jestem osłabiona, zmęczona i wszystko razem. I chyba zgłodniałam.
- Na co masz ochotę? - złapałem ją za rękę. - I na pewno nie zmienisz zdania co do tego kto z tobą pójdzie?
- Przykro mi bardzo, ale nie, nie zmienię. Będziesz miał jeszcze wiele okazji, żeby iść ze mną do lekarza. - pogłaskała mnie po głowie.
- Eh... Co zrobić, z tobą nie wygram.
Rita uśmiechnęła się.
- Poproszę jogurt naturalny z płatkami musli. - złożyła zamówienie.
- Już się robi.

_________________________________________________

Trochę mi głupio, że tydzień musiałyście czekać na rozdział...
Ale w końcu udało mi się zrealizować plany i jest!! :D

Dziękujemy za komentarze, które nas mobilizują! <3

07 lipca 2014

Rozdział 36 "(...)jesteś w ciąży?"

Irmina


Wszystkie nas zaniepokoił stan zdrowia Rity. Ostatnio przecież jeszcze było z nią wszystko w porządku. 
- Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze. - westchnęła Agata.
Nagle w mojej głowie pojawiła się ciekawa myśl. 
- Dziewczyny,  a może ona... no wiecie, jest w ciąży. 
- Tak myślisz? - zareagowała Agata. 
- W sumie... - zaczęła Ewa - Są z Marco już dość długo ze sobą. I nie uwierzę, że grzecznie śpią co noc i to w osobnych łóżkach. - zażartowała. 
Postanowiłam, że jutro jak najszybciej porozmawiam z Ritą o wszystkim. Boję się o nią. 

Siedziałyśmy z dziewczynami długo. Oglądałyśmy filmy, opowiadałyśmy różne dziwne historie, śmiałyśmy się ze wszystkiego. 
Oj Kuba nie byłby pewnie zadowolony. "Agata przecież powinna odpoczywać" to były by jego słowa. 
Ale nie ma go tu... i o niczym się nie dowie.
Z domu mojego brata wyszłam wcześniej niż Ewa. Chciałam jak najszybciej zajrzeć do Rity.
Oj będę musiała po spacerować trochę.
Idąc chiałam przemyśleś parę spraw. Nie było dane mi jednak tego zrobić.
Po pewnym czasie zauwarzyłam, że zatrzymuje się przy mnie samochód.
- Cześć Ir. - przez otwartą szybę zobaczyłam Marcela - Podwieźć cię gdzieś?
- A mógłbyś do domu Reus'a?
- Jasne, wsiadaj.
Porozmawialiśmy trochę z Marcelem. Powiedziałam mu, że wracam z małego "polskiego" babskiego wieczorku u Agaty. Jednak to co usłyszałam od niego troszkę mnie zaskoczyło.
- To kto opiekował się Oliwką i Sarą? - spytał - Kuba i Łukasz byli przecież u Seby.
No ładnie. Tacy przykładni tatusiowie.
- Przecież Kuba zabierał wczoraj Oliwkę i razem z Łukaszem mieli się zająć dziewczynkami.
-Ups. Chyba trochę za dużo powiedziałem. - zaśmiał się.



Marcel dowiózł mnie na miejsce.
Drzwi otworzyła mi przyjaciółka. Była bardzo blada.
- Hej. - przytuliłam ją - Jak się czujesz?
- W nocy znowu wymiotowałam. Nie wiem co mi.
- Rita, czy ty nie jesteś w ciąży? - spytałam wprost.
- Tak myślisz? A w sumie... - zaczęła się zastanawiać.
- Obiecaj mi, że kupisz test ciążowy i go zrobisz. - poprosiłam.
- Dobrze. Zrobię to.




Wróciłam już do domu. Nie wiedziałam, czy  Mats wczoraj gdzieś wyszedł, czy został w domu.
- Już jestem! - krzyknęłam przekraczając próg.
- W salonie. - usłyszałam.
Udałam się prosto tam.
Mats leżał na kanapie.
- A ty co taki zmęczony? - spytałam.
- Twój brat wrobił mnie w opiekę nad Oliwią i Sarą. A sami z Łukaszem wybyli do Seby.
A więc to tak. Niech się tylko Agata i Ewa o wszystkim dowiedzą.
- Aż tak bardzo cię wymęczyły? Biedactwo.
- Taa... Wyczułem ten sarkazm. - podniósł się z kanapy.
- Oj przepraszam. - przytuliłam go.
- Teraz to ja muszę jechać na trening. - odsunął się i poszedł po torbę.
- Obraziłeś się?
- Nie.
- Przecież widzę. Jeszcze ślepa nie jestem.
- A ja ci mówię, że się nie obraziłem. A teraz idę. Pa. - i tak po prostu wyszedł.
Przecież wiem, że się obraził.
__________________________________________________________________
Napisany w naprawdę ekspresowym tempie ale jest :)
Może się spodoba :)

01 lipca 2014

Rozdział 35 "... spodziewałabym się wszystkiego, ale w życiu nie tego!"


Rita


Wiedziałam, że ten babski wieczór nie będzie udany, ale co miałam zrobić? Irmina tak bardzo prosiła, żebym przyszła… Nie mogłam odmówić.
- Rita, co jest? – spytała mnie Ir, gdy wyszłam z toalety.
- Źle się czuję… Na śniadanie musiałam zjeść coś nieświeżego. – odpowiedziałam pewnie.
- Na pewno? – martwiła się przyjaciółka.
- Tak, na pewno. A teraz wybacz, ale lepiej jak pójdę do domu, bo nie mam nawet siły się śmiać.
- Rozumiem… No szkoda, że tak wyszło… - posmutniała. – Ale chyba nie chcesz wracać sama do domu w tym stanie?
- Spokojnie, zadzwonię po Marco. – uspokajam ją.
Pożegnałam się z dziewczynami i wyszłam z domu wybierając numer do narzeczonego.
- No hej, przyjedziesz po mnie?
- Już się zbierasz? – dziwi się. – Właśnie ledwo co przekroczyłem próg u Kevina. – zaśmiał się.
- Nie wiedziałam, że się do niego wybierasz.
- Ja nie wiedziałem, że tak szybko skończycie imprezę…
- No nic… dobra, to baw się dobrze. Tyle dojdę. –staram się uśmiechnąć. W końcu nie jestem umierająca czy coś…
- Na pewno nie jesteś zła?
- Tak, na pewno. Baw się dobrze.
- Okej. Buziaki. – kończy rozmowę.
No nic, mam nadzieje, że szybko dotrę do domu.
Każdy mój dalszy krok jest coraz bardziej męczący. Moje oczy są strasznie ociężałe, zaraz chyba zasnę.
Idę, idę, wyglądam chyba jak trup, ale niestety nic na to nie poradzę, idę dalej.
Jednak mogłam poprosić Marco, aby jak najszybciej zjawił się pod domem  Jakuba. Teraz radź sobie babo sama.
Już połowa drogi za mną.
Nagle z naprzeciwka podjeżdża samochód. Od razu pomyślałam o Marco, ale przecież on nie ma takiego auta.
Przyznam, że spodziewałabym się wszystkiego, ale w życiu nie tego!
- Hej Rita! – z auta wychodzi nie kto inny jak Carlos. – Może podwieźć?  - uśmiecha się w moją stronę.
- Nie, dzięki. – staram się uśmiechnąć, żeby się nie doczepił.
- Coś się stało? – chyba jednak niestety zauważył.
- Nie nic się nie stało, a niby co się miało stać?
- Wyglądasz jakby cie chłopak zostawił.
- Chciałbyś.
- Nie chcesz powiedzieć, to daj się chociaż powieźć.
- Nie, naprawdę dzięki za chęci, ale spacer dobrze mi zrobi.
- Dlaczego nie chcesz?
- Po pierwsze: za kilkaset metrów będę w domu, po drugie: jedziesz w przeciwną stronę, także masz nie po drodze.
- No i co z tego? Zaraz się ściemni, nie chce, żebyś szła sama.
- Nie pierwszy raz idę sama wieczorem.  
- Rita… nadal mnie nienawidzisz?
- Za co mam cie nienawidzić? Może tylko jak już to za to, że mnie śledzisz. – przewróciłam oczami.
- Czy ja cie śledzę? To spotkanie to czysty przypadek, a inne nie pamiętam, żeby miały miejsce, po naszym ostatnim spotkaniu.
A no tak, przecież za każdym razem kiedy go zobaczę, staram się nie dopuścić do tego, aby mnie zauważył.
- No dobra, niech ci już będzie.
- To znaczy, że jedziesz?
- Nie. A teraz przepraszam cie, ale chce być jak najszybciej w domu. Żegnam. –  ruszyłam, bo poczułam, że żołądek podchodził mi już do gardła.
Facet jednak nie dał za wygraną, nakręcił i otworzył drzwi.
On może tak do końca, a ja nie mam na to czasu. Może jednak lepiej będzie jak skorzystam z tego typu transportu?
Weszłam do środka auta.
-Dzięki. – odezwał się.
No ciekawe za co…
- Dokąd?
- Na razie wciąż prosto.
Żeby tylko szybko skończyła się ta przejażdżka. Do tego wszystkiego zaczęła boleć mnie głowa, a Carlos nie oszczędzał sobie na pytaniach.
Na szczęście za kilkaset metrów mój ukochany cel podróży.
- To już tu. – informuję Carlosa. Nie chce, żeby dokładnie wiedział, gdzie teraz mieszkam.
Przystanął.
- Dzięki za kłopot.  – mówię.
- To była przyjemność. – uśmiecha się, a ja opuszczam samochód.
- Na razie.
- Do zobaczenia.
Zamykam drzwi. Car odjeżdża.
Ile sił w nogach „pędzę” do domu.
Naprawdę muszę przyznać, że jeszcze nigdy nie czułam się tak źle…

_______________________________________________

Ahhh... Nareszcie wakacje... =D
Życzę Wam jak najbardziej udanych <33

Ps. Dziękujemy za komentarze ;))