25 października 2017

Epilog cz. 1 " Nie uważasz, że to do mnie nie pasuje?"

Rita

(Kursywą zaznaczyłam wspomnienia)

Spokojnie mogę powiedzieć, że wreszcie zaczynam nowy rozdział w swoim życiu. Cieszę się, że Irmina namówiła mnie, abym pojechała z nią do Dortmundu. Teraz nie wyobrażam sobie mieszkać gdzie indziej. Co prawda rodzice są przez to troszeczkę źli, ale najważniejsze dla nich jest to żebym była szczęśliwa. W końcu mają mnie jedną, chcą dla mnie jak najlepiej i nie jestem o to zła. Cieszę się, że mnie tak kochają…

Moje życie tutaj wywróciło się o 180 stopni. 

Po pierwsze: powoli zaczynam rozumieć te wszystkie zasady w piłce nożnej i nawet mogę stwierdzić, że to nie głupi, a nawet całkiem ciekawy sport. 

Po drugie: mam tu dużo przyjaciół, którzy są dla mnie jak rodzina. 

Po trzecie: Kiedyś bez przerwy słuchałam muzyki… A teraz? Hmmm… Teraz słucham ją z Marco, bo nie widzę świata poza nim. Niemal każdą wolną chwilę spędzamy razem. A kto by kiedyś pomyślał, że będziemy razem… Szczerze to nie mogłam go znieść od początku przyjazdu tutaj. Najpierw ta jego „impreza niespodzianka”, potem wesele Ani i Roberta…  Pamiętam jak tańczyliśmy wtedy pierwszy raz razem.   

I wszystko byłoby świetnie, gdybym to ja nie musiała złapać welonu.
-Schowam się za ciebie, bo nie chce widzieć z kim będę musiała się całować. – zażartowałam i stanęłam za przyjaciółką.
Po chwili wszyscy zaczęli się śmiać. Zapytałam więc kto to.
Nagle zobaczyłam tego blondyna. Boże… Czemu akurat on! Wtem w tle usłyszałam jeden z moich ulubionych starych przebojów – „Hello” Lionel’a Richie’go. Matko co ja mam teraz począć! Nie wiem kto był taki mądry by zniszczyć mi skojarzenia z tą piosenką. Jak ja mam z nim zatańczyć.
Podszedł do mnie i poprosił mnie do tańca. Co ja mam zrobić? Przecież nie mogę mu odmówić, bo powiedzą, że jestem jaką wielką damulką. Biedny Carlos… Muszę go zostawić samego. Szkoda, że to nie on.
Zaczęliśmy tańczyć. Jak na piłkarza tańczy bardzo dobrze, albo to ja tańczę bardzo źle. Jedno z dwóch. Ciężko mi to stwierdzić, ale dobrze mi z nim. Znaczy tańczy się.
W między czasie musiał się też do mnie odezwać.
-Spodziewałaś się że to my będziemy nowymi nowożeńcami? - zapytał z uśmiechem.
-Nigdy w życiu. Miałam nadzieje, że to będzie ktoś inny. – powiedziałam prosto z mostu.
-Bardzo miło mi to słyszeć. – uśmiechnął się.
Nagle piosenka się urwała a cała sala zaczęła krzyczeć „Gorzko! Gorzko!”

Moment, w którym Marco na mnie wpadł, a ja jędza byłam okropnie na niego wściekła.

Siedzimy sobie grzecznie na ławce, kiedy nagle ten idiota wpadł centralnie na mnie.
-Mógłbyś ze mnie wstać? – spytałam po dłuższym czasie jego leżenia na mnie. – Lekki nie jesteś. – dodałam. Miałam nadzieje, że to go zmobilizuje do szybszej reakcji.
-Niech pomyśle… - zaczął się zastanawiać.
-Złaź!! – wydarłam się. Wszyscy zaczęli się śmiać.
-Za buziaka. – spojrzał na mnie chytrze.
No chyba go coś wali!
-Ona ma kogoś… - wtrąciła szybko Irmina.
-Oj… to przepraszam. – podniósł się, wziął piłkę i pobiegł do reszty.

Chwila, w której zaczęłam myśleć poważniej o Marco.

Błądząc tak wzrokiem po zlewającym się widoku jezdni przypomniało mi się to co zrobił Marco i słowa Ir: "Podobasz mu się."
W sumie spotkałam go dopiero być może 5 raz, a ja już mu się podobam, a mało tego wymyśla takie scenki.
I jeszcze musiałam zatańczyć z nim na weselu!! Do jednej z ulubionych piosenek!! Za jakie grzechy!!! I jeszcze to "gorzko! gorzko!" Oczywiście ja chciałam pocałować go w policzek, a on odwrócił głowę i wyszło co innego. Uśmiechnęłam się tylko, bo co
miałam zrobić, chodź nie powiem, że byłam wściekła, bo przyszłam z Carlosem, a on mi tu buziaki daje. To nie było zbyt fair. Jeden plus, że nie pocałował mnie namiętnie. 
W tym momencie coś we mnie pękło... "Tylko nie zakochaj się w drugim" "tylko nie zakochaj się w drugim", powtarzałam sobie.
"Nie mogę!" po pierwsze - nie jest w moim typie. To piłkarz, nie zbyt interesują mnie tacy. Po drugie - poznałam już wspaniałego chłopaka, którego nie dam rady zamienić na kogoś innego.   
-Co Cię tak bardzo śmieszy? - spytałam, gdy ocknęłam się z rozmyślań.
- Podobasz mu się. - powiedziała.

Pamiętam też, jak bardzo wyjątkowe były nasze zaręczyny. Nigdy nie spodziewałam się tego w sylwestra. Ale nie ma to jak zacząć Nowy Rok tak szczęśliwie. 

Lecz nigdy nie zapomnę dnia, w którym Marco mnie uratował. Uratował mnie przed Carlosem, tym przystojniaczkiem co tak mi namącił w głowie. Od tego dnia zaczęłam bardzo doceniać Marco. Czułam się z tym okropnie, że byłam dla niego taka niemiła a on mimo to postanowił mi pomóc.
Co do Carlosa… Za usiłowanie zabójstwa i stalking siedzi w kiciu. Zostało mu jeszcze 10 lat.  Na razie nie chce myśleć o tym co będzie, jeśli wyjdzie na wolność. Trzeba cieszyć się chwilą. 

A Irmina…? Jest teraz szczęśliwa jak nigdy dotąd. Razem z Matsem mają śliczną córeczkę Hanię. Jestem jej matką chrzestną. Mała jest taka urocza. Ma już trzy latka więc postanowiłam, że będzie niosła nasze obrączki do ślubu. Tak. Do ślubu.



-Ritka… Czemu ty jeszcze sukni nie założyłaś! – krzyczy na mnie Irmina. 
- Bbbbb bo ja się bbbboje. – jęczę.
- Ale niby czego?! – uśmiecha się do mnie przyjaciółka. – Przecież kochasz lamowatego, co mnie nadal dziwi, a wiem że tak go kochasz, że żyć bez niego sobie nie wyobrażasz!- próbuje mną potrząsnąć.
- Nie chodzi o to…
- A o co…? – pyta zdziwiona. – A! Publika?!
- No kurde tyle tych ludzi, jak ja mam tam wyjść?! – krzyczę przerażona.
- Ciociuś ne bój się! – Hania podeszła do mnie i przytuliła mnie.
- Jesteś taka kochana. – pocałowałam ją w czółko.
- No dalej… Źakładaj tą sjukienke. – mała podbiega do wiszącej sukni ślubnej, tak bardzo przeze mnie wymarzonej.

Jestem już pod kościołem. Ludzi tłum. Marco czeka na mnie przed ołtarzem. Na szczęście tata wie, że bardzo się stresuję i wiem że mi pomoże.
- Trzymaj się mnie mocno. – szepcze mi tata do ucha. – Wyglądasz wspaniale córciu! – Całuje mnie w policzek.
- Dzięki tato. – uśmiecham się.
- To jak? Zaczynamy? – mruga do mnie okiem. W tle rozpoczyna się marsz weselny.
- Chyba nie mam innego wyjścia. – trzęsę się jak galareta.
Przed nami tyle ławek do pokonania, w każdej po kilka osób. Moja rodzina, rodzina Marco oraz drużyna. Moje nogi się telepią. Wzrok na pewno mam przerażony. W końcu widzę jak Marco się do mnie uśmiecha. Albo nie. On się ze mnie śmieje! Ej no! JA TU SIĘ STRESUJĘ A ON SIĘ ZE MNIE ŚMIEJE! Cham! Ale no kocham go… Co zrobię. Oczu sobie z tego powodu nie wydłubię.
*
- Ogłaszam was mężem i żoną. – rzekł proboszcz. – Możesz pocałować pannę młodą.
Pierwszy oficjalny pocałunek jako małżeństwo. Tak długo na to czekaliśmy. Mam nadzieje, że przez resztę życia będzie również wyjątkowy jak dziś.
-Kocham cię pani Reus. – szepnął mi do ucha Marco.
- Nie uważasz, że to do mnie nie pasuje? – zaśmiałam się.
- Ależ co ty w ogóle mówisz? – oburzył się. – Pasuje idealnie!
Złapaliśmy się za ręce i wyszliśmy z kościoła. Chyba już nigdy go nie puszczę. Przynajmniej przez resztę wieczoru.  
Nic mi już więcej do szczęścia potrzebne nie jest. Czuję się jak księżniczka, mam nawet swojego księcia, a raczej mojego Marco.


____________________________________________________

Ode mnie to by było tyle co do opowiadania.
Dziękuję w swoim imieniu ( współzałożycielka zrobi to w swoim) za wiele miłych, ciepłych komentarzy, które dawały powera do dalszej pracy. Gdyby nie było czytelników nie opłacałoby się pisać, a nie powiem, pisanie tego opowiadania było dla mnie niezwykłym doświadczeniem. Pamiętam jak chciałyśmy pisać do 100 rozdziału hahahaha ale coś nam nie wyszło xD
Tyle lat minęło od prologu. Bardzo dziękuję za to, że udało nam się go tak świetnie rozwinąć i po części go zakończyć bynajmniej z mojej strony, bo to tyle o historii Rity i Marco.
Teraz czekajmy na ostateczną już część epilogu.
Jeszcze raz  DZIĘKUJE, a zwłaszcza Tobie -