10 marca 2018

Epilog cz.2 "Dlaczego?"


Czy byłam szczęśliwa w Dortmundzie?
Przez długi czas na pewno. Nic piękniejszego niż przyjazd tutaj nie mogło mi się przydarzyć.
Ricie z pewnością też nie. A w tym duża zasługa pewnego blondyna, którego oczarowała od pierwszego wejrzenia, chociaż trochę to potrwało zanim zorientowała się, że jej również na nim zależy. Na szczęście tworzą teraz przepiękną i prze szczęśliwą parę.

Pomijając kilka incydentów, to była najpiękniejsza część mojego życia. Chociaż zaczęło się niefortunnie. Wpadka... Innego słowa użyć się nie da. I w tym momencie nie uwierzyłabym, że między mną a Mario mogło być coś więcej niż przyjaźń. Na szczęście było, minęło.

Jakie ogromne szczęście miałam poznając Matsa, zdecydowanie najwspanialszego człowieka na świecie. Nie wiem, czy znam inną osobę, która bez wahania pokocha i zaopiekuję się kobietą, która jest w ciąży z innym.

 - Wiesz że jesteś piękna?
- Przesadzasz. Już wyglądam jak słoń a co będzie w 9 miesiącu.
- Ładnie ci z tym brzuszkiem. - pocałował mnie- Nawet bardzo.
- Ale nie przeszkadza ci, że twoja dziewczyna zaciążyła się wcześniej z innym?
- Przecież wszyscy wiemy jak to było.  - położył rękę na moim brzuchu. - Kocham cię i to dziecko też będę kochał....


Ja też kochałabym to dziecko, najbardziej na świecie. Mario też był gotów wziąć odpowiedzialność za swoje postępowanie. Szkoda, że był tak bardzo zapatrzony w wiedźmę.

- Dobrze się czujesz? - ku mojemu zdziwieniu w kuchni pojawiła się Ann. 
- Trochę mi się słabo zrobiło. 
- Oj biedactwo. - westchnęła sarkastycznie - W czymś Ci pomóc? Zaprowadzić do pokoju, położyć do łóżka, poprawić poduszeczkę? 
- O co Ci chodzi? I dlaczego jesteś oschła w stosunku do Agaty? 
- Nie, o nic. - uśmiechnęła się chytrze - Owinęłaś sobie wszystkich wokół palca, Mario cały czas o tobie mówi  i o tym bachorze. Mats pewnie też Ci usługuje? 
-Nie przesadzasz trochę? A co to ma wszystko wspólnego z Agatą? - o mnie niech sobie mówi co chce ale rodziny obrażać nie pozwolę. 
- A to, że gdy ta dziwka była w ciąży też wszyscy byli na jej zawołanie. - warknęła.
- Jak ją nazwałaś? 
- Dziwka. Z resztą ty też nią jesteś. 
- Nie pozwalaj sobie. 
- Oj zamknij się dziewczynko. - po tych słowach poszyłam jak uderza mnie w prawy policzek i popycha, tak że uderzyłam głową o szafki i upadłam na brzuch.
- Ann, co ty robisz? - Marco pojawił się w kuchni. To było ostatnie co usłyszałam.

Do tej pory nie rozumiem, dlaczego po tym incydencie nadal Ann Kathrin była uważana za niewiniątko. Pewnie dlatego potem była gotowa podjąć jeszcze jedną próbę pozbycia się "bachora"... Tym razem udaną.

Byłam tylko wdzięczna komuś tam u góry, że po tym wszystkim miałam wokół siebie tyle dobrych osób, które nie pozwoliły mi się załamać. Kuba, Agata, Rita, Marco...
A szczególnie ten wielki brunet, który nie musiał wiele robić by znaleźć sobie miejsce w moim sercu. Wystarczyło, że przy mnie był.
I miał być już na zawsze.

Znajdowaliśmy się na plaży w Santo Andre, w brazylijskim stanie Bahia, gdzie 'stacjonowała' reprezentacja Niemiec.
Mats chwycił moją dłoń i zaczęliśmy, początkowo w ciszy, spacerować po plaży.
- No to dowiem się wreszcie o co tutaj chodzi? - spytałam w końcu - Nie żeby coś ale powinno ci zależeć na czasie.  Chyba, że nie chcesz dzisiaj grać.
- No dobrze... - westchnął. Zatrzymaliśmy się i piłkarz uklęknął przede mną - Nie przygotowałem żadnej formułki, bo to dla mnie bezsensowne. Kocham Cię najbardziej na świecie, nie wyobrażam sobie życia z kimkolwiek innym. Irmino, wyjdziesz za mnie?
Mój mózg z prędkością światła analizował wszystko co się właśnie wydarzyło. Przez chwilę stałam jak osłupiała aż w końcu dotarło do mnie to co się właśnie dzieje.
-  Oczywiście, że tak! - wykrzyknęłam.


Chociaż był jeden moment, w którym zrobiło się niewesoło.

 - Wiesz co... Jakiś czas temu nawiedzały mnie dziwne myśli. - zaczął - Między nami jest w końcu 6 lat różnicy. Zacząłem się zastanawiać, czy w pewnym momencie mnie nie zostawisz. Czy nie lepszy byłby dla ciebie ktoś w twoim wieku...

Wiem, że Mats nie miał złych intencji. Teraz to rozumiem, ale w tamtym momencie to mnie zabolało. Może sama zareagowałam zbyt gwałtownie, ale po prostu nie spodziewałam się tych słów, kiedy było nam tak dobrze.
Na szczęście okazało się to tylko drobnym niedomówieniem i później nadal było wspaniale, a może nawet jeszcze lepiej.
Tak Mats, było nam przewspaniale, każda taka chwila razem była najpiękniejszą. Tyle cudownych emocji, tyle radości zagościło w naszym życiu. Wystarczało, ze byliśmy razem a już nic innego nie miało znaczenia.
Miłość jest piękna.
A szczególnie, gdy tworzy coś jeszcze piękniejszego.

- Mogę mieć pytanie? - zaczęłam.
- Jakie tylko chcesz. 
- Co by było, gdybym spodziewała się dziecka? - spytałam.
- Byłbym chyba najszczęśliwszym człowiekiem we wszechświecie. - powiedział bez zastanowienia Mats. 
- W całym?
- W całym.
- W takim razie cieszę się, że znam najszczęśliwszego człowieka w calutkim wszechświecie. przymknęłam delikatnie oczy.
(...)

- Będę tatą. - szepnął ledwo słyszalnie. 
Chyba nic więcej mi do szczęścia nie było trzeba. 
I byłam pewna, że wszystko potoczy się zupełnie inaczej niż w czasie mojej pierwszej ciąży.

- Kocham cię. - delikatnie się odsunął i powiedział te słowa patrząc prosto w moje oczy - I ciebie też już bardzo kocham kruszyno. - dotknął delikatnie mojego brzucha - Chyba już nie można być bardziej szczęśliwym.

A jednak można było. Bo z dnia na dzień udowadnialiśmy, że możemy być szczęśliwsi osiągając pełnie radości, gdy na świecie pojawiła się nasza mała Hania. Najpiękniejsza istota na tym świecie.
I byliśmy we trójkę. Najsilniejsi i najszczęśliwsi razem.
Podobny obrazWięc powiedz mi Mats, dlaczego to musiało pęknąć niczym nic nie znacząca bańka mydlana? Dlaczego z dnia na dzień cały świat się zawalił? Dlaczego zostawiłeś nas, dlaczego zostawiłeś mnie na pastwę tego okropnego świata? Czym zawiniłam, że to wszystko musiało się wydarzyć?
Wszyscy w okół tłuką mi, że to nie moja wina, że to był nieszczęśliwy wypadek, że trzeba żyć dalej.
Ale jak skoro część mojego życia zginęła razem z twoim dwa lata temu? Kiedy od dwóch lat tylko Hania trzyma mnie przy dalszym funkcjonowaniu. Bo to dla niej muszę być silna.
Nawet nie wiesz jak mi ciężko. Chociaż... pewnie patrzysz na mnie gdzieś tam z góry i starasz się jakoś mi pomóc.
Może to śmieszne, ale czuję twoją obecność. Wiem, że mimo iż nie mogę ciebie zobaczyć to jesteś przy nas i opiekujesz się nami.
Wiesz... Ostatnio odwiedzili nas twoi rodzice. Im też jest ciężko, ale chyba łatwiej przychodzi im żyć dalej. Stwierdzili, że powinnam sobie kogoś znaleźć. Że ty chciałbyś abym poszukała szczęścia, abym nie była sama. Serio? Ciężko mi taką myślą, że mogłabym zasypiać obok innego mężczyzny, a nie obok ciebie, że Hanie wychowywałby inny człowiek. Ale jeżeli faktycznie chciałbyś tego to może daj mi jakiś znak, a postaram się odżyć na nowo.
Ale nigdy o tobie nie zapomnę Mats... I zawszę będę cię kochać.

Podobny obrazOderwałam wzrok od nagrobka. Znowu przesiedziałam tutaj większość dnia. Znowu zwaliłam opiekę nad Hanią na Ritę... Wiem,  że ona ją uwielbia, ale chyba za bardzo to wykorzystuje.
Spojrzałam na Nukę, która jeszcze przed chwilą leżała spokojnie obok mnie, a teraz wygląda na znudzoną. Czas wracać.
- Niedługo pewnie znowu tu wrócę i przesiedzę kolejne godziny. - przejechałam dłonią po płycie nagrobka - Do zobaczenia Mats.


Wracałyśmy powoli z Nuką przechodząc jeszcze przez niewielki park. Obserwowałam niebo, z którego dość niespodziewanie zaczęły powoli znikać chmury. A przecież zapowiadali deszcz.
Zatrzymałam się na chwilę pozwalając by promienie światła raziły moje oczy.
Moment mojego zawieszenie wykorzystała Nuka, która zauważyła coś przez co bez problemu wyrwała mi się i pognała na drugą stronę ulicy, nie reagując na moje wołanie.
Na szczęście jakiś przechodzień zauważył całą sytuację i udało mu się bez większych problemów zatrzymać mojego pupila.
- Dziękuję panu bardzo. - powiedziałam - Nigdy wcześniej mi nie uciekała.
- Nic się nie stało. - uśmiechnął się mężczyzna - Piękny pies. Sam miałem kiedyś samojeda. To wyjątkowo wdzięczne psy.
- Tak, cudownye..
- Jestem Anders, a ty?

KONIEC
___________________________________________________________________

Po bardzo długim oczekiwaniu mamy oficjalny koniec tej historii. 
Historii, która w jakiś sposób jest dla mnie bardzo ważna.

Dziękuję Wam...
Za tyle ciepłych słów pod rozdziałami.
Za wspieranie nas byśmy dobrnęły do kolejnych etapów tej opowieści.
Za to, że po prostu byliście z nami...
Przez pięć lat udało nam się stworzyć wiele, ale udało nam się zachować też miłość do Borussi i do naszych bohaterów. 

Dziękuję Love BvB ♥ za to, że zgodziłaś się na mój szalony pomysł pisania wspólnego fanfiction. Że nie poddałaś się, chociaż wiem, ze obie miałyśmy takie momenty. I  że wytrzymałaś ze mną a wiem, że potrafię być upierdliwa i  nieznośna. 

Dziękuję i życzę Wam wszystkim po prostu szczęścia ♥ 
Będę tęsknić ♥ 

Znalezione obrazy dla zapytania heja bvb

25 października 2017

Epilog cz. 1 " Nie uważasz, że to do mnie nie pasuje?"

Rita

(Kursywą zaznaczyłam wspomnienia)

Spokojnie mogę powiedzieć, że wreszcie zaczynam nowy rozdział w swoim życiu. Cieszę się, że Irmina namówiła mnie, abym pojechała z nią do Dortmundu. Teraz nie wyobrażam sobie mieszkać gdzie indziej. Co prawda rodzice są przez to troszeczkę źli, ale najważniejsze dla nich jest to żebym była szczęśliwa. W końcu mają mnie jedną, chcą dla mnie jak najlepiej i nie jestem o to zła. Cieszę się, że mnie tak kochają…

Moje życie tutaj wywróciło się o 180 stopni. 

Po pierwsze: powoli zaczynam rozumieć te wszystkie zasady w piłce nożnej i nawet mogę stwierdzić, że to nie głupi, a nawet całkiem ciekawy sport. 

Po drugie: mam tu dużo przyjaciół, którzy są dla mnie jak rodzina. 

Po trzecie: Kiedyś bez przerwy słuchałam muzyki… A teraz? Hmmm… Teraz słucham ją z Marco, bo nie widzę świata poza nim. Niemal każdą wolną chwilę spędzamy razem. A kto by kiedyś pomyślał, że będziemy razem… Szczerze to nie mogłam go znieść od początku przyjazdu tutaj. Najpierw ta jego „impreza niespodzianka”, potem wesele Ani i Roberta…  Pamiętam jak tańczyliśmy wtedy pierwszy raz razem.   

I wszystko byłoby świetnie, gdybym to ja nie musiała złapać welonu.
-Schowam się za ciebie, bo nie chce widzieć z kim będę musiała się całować. – zażartowałam i stanęłam za przyjaciółką.
Po chwili wszyscy zaczęli się śmiać. Zapytałam więc kto to.
Nagle zobaczyłam tego blondyna. Boże… Czemu akurat on! Wtem w tle usłyszałam jeden z moich ulubionych starych przebojów – „Hello” Lionel’a Richie’go. Matko co ja mam teraz począć! Nie wiem kto był taki mądry by zniszczyć mi skojarzenia z tą piosenką. Jak ja mam z nim zatańczyć.
Podszedł do mnie i poprosił mnie do tańca. Co ja mam zrobić? Przecież nie mogę mu odmówić, bo powiedzą, że jestem jaką wielką damulką. Biedny Carlos… Muszę go zostawić samego. Szkoda, że to nie on.
Zaczęliśmy tańczyć. Jak na piłkarza tańczy bardzo dobrze, albo to ja tańczę bardzo źle. Jedno z dwóch. Ciężko mi to stwierdzić, ale dobrze mi z nim. Znaczy tańczy się.
W między czasie musiał się też do mnie odezwać.
-Spodziewałaś się że to my będziemy nowymi nowożeńcami? - zapytał z uśmiechem.
-Nigdy w życiu. Miałam nadzieje, że to będzie ktoś inny. – powiedziałam prosto z mostu.
-Bardzo miło mi to słyszeć. – uśmiechnął się.
Nagle piosenka się urwała a cała sala zaczęła krzyczeć „Gorzko! Gorzko!”

Moment, w którym Marco na mnie wpadł, a ja jędza byłam okropnie na niego wściekła.

Siedzimy sobie grzecznie na ławce, kiedy nagle ten idiota wpadł centralnie na mnie.
-Mógłbyś ze mnie wstać? – spytałam po dłuższym czasie jego leżenia na mnie. – Lekki nie jesteś. – dodałam. Miałam nadzieje, że to go zmobilizuje do szybszej reakcji.
-Niech pomyśle… - zaczął się zastanawiać.
-Złaź!! – wydarłam się. Wszyscy zaczęli się śmiać.
-Za buziaka. – spojrzał na mnie chytrze.
No chyba go coś wali!
-Ona ma kogoś… - wtrąciła szybko Irmina.
-Oj… to przepraszam. – podniósł się, wziął piłkę i pobiegł do reszty.

Chwila, w której zaczęłam myśleć poważniej o Marco.

Błądząc tak wzrokiem po zlewającym się widoku jezdni przypomniało mi się to co zrobił Marco i słowa Ir: "Podobasz mu się."
W sumie spotkałam go dopiero być może 5 raz, a ja już mu się podobam, a mało tego wymyśla takie scenki.
I jeszcze musiałam zatańczyć z nim na weselu!! Do jednej z ulubionych piosenek!! Za jakie grzechy!!! I jeszcze to "gorzko! gorzko!" Oczywiście ja chciałam pocałować go w policzek, a on odwrócił głowę i wyszło co innego. Uśmiechnęłam się tylko, bo co
miałam zrobić, chodź nie powiem, że byłam wściekła, bo przyszłam z Carlosem, a on mi tu buziaki daje. To nie było zbyt fair. Jeden plus, że nie pocałował mnie namiętnie. 
W tym momencie coś we mnie pękło... "Tylko nie zakochaj się w drugim" "tylko nie zakochaj się w drugim", powtarzałam sobie.
"Nie mogę!" po pierwsze - nie jest w moim typie. To piłkarz, nie zbyt interesują mnie tacy. Po drugie - poznałam już wspaniałego chłopaka, którego nie dam rady zamienić na kogoś innego.   
-Co Cię tak bardzo śmieszy? - spytałam, gdy ocknęłam się z rozmyślań.
- Podobasz mu się. - powiedziała.

Pamiętam też, jak bardzo wyjątkowe były nasze zaręczyny. Nigdy nie spodziewałam się tego w sylwestra. Ale nie ma to jak zacząć Nowy Rok tak szczęśliwie. 

Lecz nigdy nie zapomnę dnia, w którym Marco mnie uratował. Uratował mnie przed Carlosem, tym przystojniaczkiem co tak mi namącił w głowie. Od tego dnia zaczęłam bardzo doceniać Marco. Czułam się z tym okropnie, że byłam dla niego taka niemiła a on mimo to postanowił mi pomóc.
Co do Carlosa… Za usiłowanie zabójstwa i stalking siedzi w kiciu. Zostało mu jeszcze 10 lat.  Na razie nie chce myśleć o tym co będzie, jeśli wyjdzie na wolność. Trzeba cieszyć się chwilą. 

A Irmina…? Jest teraz szczęśliwa jak nigdy dotąd. Razem z Matsem mają śliczną córeczkę Hanię. Jestem jej matką chrzestną. Mała jest taka urocza. Ma już trzy latka więc postanowiłam, że będzie niosła nasze obrączki do ślubu. Tak. Do ślubu.



-Ritka… Czemu ty jeszcze sukni nie założyłaś! – krzyczy na mnie Irmina. 
- Bbbbb bo ja się bbbboje. – jęczę.
- Ale niby czego?! – uśmiecha się do mnie przyjaciółka. – Przecież kochasz lamowatego, co mnie nadal dziwi, a wiem że tak go kochasz, że żyć bez niego sobie nie wyobrażasz!- próbuje mną potrząsnąć.
- Nie chodzi o to…
- A o co…? – pyta zdziwiona. – A! Publika?!
- No kurde tyle tych ludzi, jak ja mam tam wyjść?! – krzyczę przerażona.
- Ciociuś ne bój się! – Hania podeszła do mnie i przytuliła mnie.
- Jesteś taka kochana. – pocałowałam ją w czółko.
- No dalej… Źakładaj tą sjukienke. – mała podbiega do wiszącej sukni ślubnej, tak bardzo przeze mnie wymarzonej.

Jestem już pod kościołem. Ludzi tłum. Marco czeka na mnie przed ołtarzem. Na szczęście tata wie, że bardzo się stresuję i wiem że mi pomoże.
- Trzymaj się mnie mocno. – szepcze mi tata do ucha. – Wyglądasz wspaniale córciu! – Całuje mnie w policzek.
- Dzięki tato. – uśmiecham się.
- To jak? Zaczynamy? – mruga do mnie okiem. W tle rozpoczyna się marsz weselny.
- Chyba nie mam innego wyjścia. – trzęsę się jak galareta.
Przed nami tyle ławek do pokonania, w każdej po kilka osób. Moja rodzina, rodzina Marco oraz drużyna. Moje nogi się telepią. Wzrok na pewno mam przerażony. W końcu widzę jak Marco się do mnie uśmiecha. Albo nie. On się ze mnie śmieje! Ej no! JA TU SIĘ STRESUJĘ A ON SIĘ ZE MNIE ŚMIEJE! Cham! Ale no kocham go… Co zrobię. Oczu sobie z tego powodu nie wydłubię.
*
- Ogłaszam was mężem i żoną. – rzekł proboszcz. – Możesz pocałować pannę młodą.
Pierwszy oficjalny pocałunek jako małżeństwo. Tak długo na to czekaliśmy. Mam nadzieje, że przez resztę życia będzie również wyjątkowy jak dziś.
-Kocham cię pani Reus. – szepnął mi do ucha Marco.
- Nie uważasz, że to do mnie nie pasuje? – zaśmiałam się.
- Ależ co ty w ogóle mówisz? – oburzył się. – Pasuje idealnie!
Złapaliśmy się za ręce i wyszliśmy z kościoła. Chyba już nigdy go nie puszczę. Przynajmniej przez resztę wieczoru.  
Nic mi już więcej do szczęścia potrzebne nie jest. Czuję się jak księżniczka, mam nawet swojego księcia, a raczej mojego Marco.


____________________________________________________

Ode mnie to by było tyle co do opowiadania.
Dziękuję w swoim imieniu ( współzałożycielka zrobi to w swoim) za wiele miłych, ciepłych komentarzy, które dawały powera do dalszej pracy. Gdyby nie było czytelników nie opłacałoby się pisać, a nie powiem, pisanie tego opowiadania było dla mnie niezwykłym doświadczeniem. Pamiętam jak chciałyśmy pisać do 100 rozdziału hahahaha ale coś nam nie wyszło xD
Tyle lat minęło od prologu. Bardzo dziękuję za to, że udało nam się go tak świetnie rozwinąć i po części go zakończyć bynajmniej z mojej strony, bo to tyle o historii Rity i Marco.
Teraz czekajmy na ostateczną już część epilogu.
Jeszcze raz  DZIĘKUJE, a zwłaszcza Tobie -







10 września 2017

Rozdział 64 "Powodzenia"

Irmina

Znalezione obrazy dla zapytania sleep in car tumblr
Najchętniej wymazałabym z pamięci ostatnie dni. Nadal nie do końca rozumiem wszystko co się wydarzyło. Nie rozumiem też zachowania Rity, bo pewnie gdyby postąpiła ciut inaczej uniknęlibyśmy choć tych podróży. Jednak to był jej wybór, a ja sama przecież nie wiem jak zachowałabym się w takiej sytuacji.
Na szczęście byliśmy już blisko domu i wyglądało na to, że będziemy bliżej rozwiązania kłopotu.
- Najpierw podwieziemy Irminę, a potem wracamy do siebie. - usłyszałam przebudzając się z kolejne drzemki, w którą zapadłam w trakcie jazdy. 
W sumie tak całkiem wygodnie było jak rozłożyłam się na wszystkich fotelach z tyłu. 
Spojrzałam za okno i zauważyłam, że jesteśmy już w Dortmundzie.
- Kiedy pójdziecie na policję? - spytałam przeciągając się lekko. 
- Myślę, że dopiero jutro. - odezwała się Rita - Chciałabym dzisiaj odpocząć.
- No dobrze, ale lepiej ją Rudy pilnuj. - uśmiechnęłam się lekko.
- Będę. - powiedział - I nie jestem rudy. - oburzył się. 
- Jesteś. - zaśmiała się Rita wysyłając mu buziaka w powietrzu. 


Podobny obrazW końcu byliśmy na miejscu. 
- No to dzięki i powiadomcie mnie jutro o wszystkim. - powiedziałam, gdy szykowałam się do opuszczenia auta Marco. 
- Jasne. - uśmiechnął się - A tobie powodzenia w przekazaniu Matsowi tej świetnej wiadomości. 
- O właśnie! - ocknęła się Rita - Przecież miałyśmy coś zrobić!
Dziewczyna wysiadła razem ze mną z samochodu, po czym przytuliła mnie mocno i zaczęła podskakiwać. 
- Na prawdę bardzo się cieszę. - powiedziała jeszcze - Będę ciocią! - pisnęła cichutko, a mi pozostało tylko się zaśmiać. 
Fajnie było widzieć ją taką pozytywną.
Skakałyśmy tak jeszcze przez chwilę, dopóki nie dotarł do nas śmiech dochodzący nieopodal drzwi wejściowych. Natychmiast spojrzałyśmy w tamtą stronę, by ujrzeć Matsa, który stał opierając się o futrynę i nabijając z nas. Obok niego siedziała dumnie Nuka, radośnie machając ogonem. 
- Leć już do niego. - szepnęła mi na ucho przyjaciółka - Powodzenia.  
Jak rozkazała tak zrobiłam. W mgnieniu oka znalazłam się przy Hummelsie i uwiesiłam się na jego szyi. 
- Tęskniłam. - powiedziałam cały czas się uśmiechając. 
- Aż tak? - spytał i również mnie objął, wciągając przy tym do domu.
- Tak. - zaśmiałam się. 
- W takim razie się cieszę, bo ja też bardzo tęskniłem. - uśmiechnął się roześmiał się po czym złożył na moich ustach czuły pocałunek. 
Czułam jak podnosi mnie i powoli kieruje się w kierunku sypialni. 


Znalezione obrazy dla zapytania lying on his chest tumblr gifLeżałam spokojnie na klatce piersiowej Matsa, który delikatnie palcami przeczesywał pasma moich włosów. Było tak sielsko spokojnie, idealnie. Mogłabym tak spędzać całe dnie. 
Spokój przerwał jednak mój telefon dzwoniący gdzieś na parterze. 
- Nie idź. - powiedział Hummels, kiedy chciałam podnieść się z łóżka i przyciągnął mnie mocniej do siebie... O ile w ogóle tak się dało. 
- A jeśli to coś ważnego? - spytałam - Tyle się ostatnio dzieje. 
Powoli zwlokłam się z łóżka i owijając tylko prześcieradłem zeszłam na dół. 
Rita?
Byłam pewna, że jest zbyt zmęczona i po powrocie do domu od razu zaśnie. Postanowiłam oddzwonić wracając spokojnie do sypialni.
- Chciałam tylko wiedzieć, czy już powiedziałaś o wszystkim Matsowi i jak zareagował. - powiedziała natychmiast po tym, jak odebrała połączenie. 
Zaśmiałam się głośno słysząc te słowa.
- Powiedzmy, że nie miałam okazji. - odpowiedziałam tylko.
- Ale jak to nie? Myślałam, że będziesz chciała od... - ktoś, zapewne Marco, starał się zabrać Ricie telefon. 
- Przepraszam się bardzo Ir. - nie pomyliłam się, bo usłyszałam w słuchawce właśnie głos Reusa - Rita stwierdziła, że chce przez chwilę nie myśleć o tym wszystkim co się stało i cały czas gada o tobie i ciąży. Próbowałem ją przekonać, że to zły pomysł, bo pewnie teraz w sobie znany sposób świętujecie tę nowinę, ale się nie dało. -piłkarz próbował wybrnąć jakoś z sytuacji.
Stałam tylko oparta o futrynę drzwi prowadzących do sypialni i nie mogłam powstrzymać śmiechu.
Mats patrzył na mnie wyraźnie nie rozumiejąc co mnie tak bawi.
- Nic się nie stało. - odpowiedziałam krótko - Nie będę się gniewać. 
- Cieszę się. A teraz kończę, bo nie wiem czy przeszkadzam, czy nie. Obiecuje, że do jutra Rita wam nie przeszkodzi. - powiedział jeszcze - Bawcie się dobrze dzieciaczki.  - zakończył połączenie. 
Odsunęłam telefon od ucha cały czas mając wielkiego banana na twarzy. 
- Usłyszałaś jakiś dobry kawał? - spytał Mats.
- Nie. To tylko Rita chciała coś wiedzieć. A Marco próbował ją powstrzymać, bo twierdził, że pewnie nam w czymś przeszkodzą.
- No gdyby zadzwonili trochę wcześniej - również uśmiechnął się szeroko - Wracasz do mnie, czy masz zamiar tak stać w tych drzwiach? - spytał poklepując miejsce obok siebie. 
W szybkim tempie znalazłam się z powrotem na łóżku w pozycji takiej samej jak poprzednio. 
Chyba powinnam zacząć mówić. 
Odetchnęłam głęboko.
- Mogę mieć pytanie? - zaczęłam.
- Jakie tylko chcesz. 
- Co by było, gdybym spodziewała się dziecka? - spytałam.
- Byłbym chyba najszczęśliwszym człowiekiem we wszechświecie. - powiedział bez zastanowienia Mats. 
- W całym?
- W całym.
- W takim razie cieszę się, że znam najszczęśliwszego człowieka w calutkim wszechświecie. przymknęłam delikatnie oczy. 
Po chwili ciszy Hummels gwałtownie się podniósł, co zmusiło także mnie do przybrania pozycji siedzącej. 
- Czy... ty właśnie .. - próbował zadać pytanie, lekko się jąkając.
- Tak, Mats. Chcę ci powiedzieć, że będziesz tatusiem.
Podobny obrazNatychmiast zauważyłam jak w jego oczach zaczęły migotać wesołe ogniki i na twarzy pojawił się najszczerszy i najpiękniejszy uśmiech.
- Boże, jak się cieszę. - przyciągnął mnie do siebie zamykając w uścisku - Będę tatą. - szepnął ledwo słyszalnie. 
Chyba nic więcej mi do szczęścia nie było trzeba. 
I byłam pewna, że wszystko potoczy się zupełnie inaczej niż w czasie mojej pierwszej ciąży.
- Kocham cię. - delikatnie się odsunął i powiedział te słowa patrząc prosto w moje oczy - I ciebie też już bardzo kocham kruszyno. - dotknął delikatnie mojego brzucha - Chyba już nie można być bardziej szczęśliwym. - zbliżył się delikatnie i czule pocałował.
Pełnia szczęścia.
____________________________________________________________
Szczęśliwy koniec?
To się okaże, bo przed nami już tylko epilog... A właściwie dwa epilogi!
Przecież były tu dwie historie, dwie główne bohaterki i dwie autorki, nieprawdaż? 
Mam nadzieję, że pisanie epilogów pójdzie nam ciut szybciej :D

Pozdrawiam ❤️

18 kwietnia 2017

Rozdział 63 "Boję się Carlosa."

Rita


-Rita!! Jak ja się za tobą stęskniłem! - Marco podbiegł do mnie, ucałował i mocno przytulił.
-Marco!! - odwzajemniłam to.
- Dlaczego mi to zrobiłaś?? - zapytał.
-Ja... bałam się że coś ci się stanie. Ja bym sobie tego nie wybaczyła... Tak bardzo cię kocham. -wydukałam.
-Ja ciebie też, ale już więcej tak nie rób! Nie lepiej było mi powiedzieć o tym, a nie od razu uciekać do Polski, hmmm? -pogładził mnie po policzku. - Uciekłaś przede mną?- zapytał łamiącym głosem.
-Ja nie wiedziałam co mam robić... Wystraszyłam się Carlosa. Wolałam żeby już mnie więcej nie widział, a ty żebyś był bezpieczny. -wydukałam przez łzy.
-Błagam cię... Już więcej mi tego nie rób! - poczułam jak ściska mnie mocniej.
-Nigdy więcej! Nie wiem jak mogłam bez ciebie tyle wytrzymać... Ciągle za tobą tęskniłam, a tak bardzo bałam się do ciebie zadzwonić. Nawet nie wiedziałam do kogo mam się zwrócić po pomoc. Bałam się jechać do rodziców, dlatego pomyślałam o Monice. Nie chciałam również ich niepokoić... Boże jak ja się bałam.... - zaczęłam szlochać.
-Już wszystko będzie dobrze. - zapewnił mnie. - Jak wrócimy do domu, pójdę na policję i opowiem co Carlos chciał zrobić. Nie ujdzie mu to na sucho! Jest ostatnim, skończonym debilem!! Cieszę się że nie zrobił ci krzywdy...
-Przepraszam, że musiałeś jechać ze mną aż do Polski. -płakałam.
-Rita... Gdybym musiał, okrążył bym nawet cały świat! Chyba nie wiesz ile dla mnie znaczysz... Chcę być z tobą, dopóki nie pojawi mi się siwy włos na głowie i dłużej, a nawet dłużej i jeszcze dłużej.
-Aż tak długo?? -zapytałam.
-Gdyby było można, chciałbym jeszcze dłużej. Nie mam pojęcia co bym zrobił bez ciebie... Moje życie nie miałoby sensu! Jesteś gotowa żeby wrócić ze mną do domu? -zapytał potulnie. - Boję się Carlosa. -odpowiedziałam. -Jeżeli coś się stanie??
-Ritko moja, nic się nie stanie! Poproszę chłopaków, żeby podjechali pod nasz dom i ocenią czy jest Carlos w pobliżu. Albo lepiej od razu pojedziemy na policję.
-Ale czy od razu go zamkną?
-Nie wiem Rita, ale już ja się o to postaram. -w jego głosie słychać było złość. -Dobra nie mówmy już o nim. Cieszę się że w końcu cię widzę, że jesteś cała i że nie wpadłaś na pomysł żeby pojechać dalej bo dłuższej rozłąki bym chyba nie zniósł... -ucałował moje czoło. -Moja kochana Rita. -trzymał mnie w objęciach, a ja nie chciałam od niego odchodzić. Chciałam żeby ta chwila trwała jak najdłużej.
Zostaliśmy w pokoju jeszcze z dobre pół godziny. Gdy doszliśmy już do siebie (chodzi mi o opuchnięte oczy i tym podobne) udaliśmy się do salonu, gdzie siedziały Monika i Irmina. Widać, że miały sobie tyle do opowiedzenia... W końcu nie widziały się tyle lat.
Podziękowałam Monice za to co dla mnie zrobiła. Gdyby nie ona, nie wiem co by się stało. Obiecałam że jeszcze ją odwiedzę.



-Skoro już jesteśmy w Polsce, nie chcesz jechać do rodziców?- zapytała Irmina.
-Ja myślę że to nie jest najlepszy pomysł...- odparł Marco. -Wszyscy są zmęczeni, zwłaszcza ty Irmina. Mats na pewno chce, abyś była już blisko niego. Tym bardziej w tym stanie.
Marco spojrzał na Irminę wzrokiem, jakby coś przede mną ukrywali.
-W jakim stanie? Coś się stało? -zapytałam wystraszona.
Ich zachowanie było dziwne. Zapytałam więc raz jeszcze o co chodzi...
Minęło kilka sekund a oni nic.
-Czekam z niecierpliwością na odpowiedź! -prawie, że krzyknęłam. -Irmina! Powiecie mi w końcu o co chodzi??
Irmina, że tak powiem siedziała na tylnych fotelach z uśmiechem od ucha do ucha.
-No bo ja... Ja jestem w ciąży! -niemalże krzyknęła z radości.
-O mój Boże! Gratuluję kochana!
Ciężko mi było się odwrócić ale dałam radę. Przytuliłam swoją przyjaciółkę na miarę możliwości i warunków panujących w aucie. Tak bardzo ucieszyłam się z tej wieści.
-Dobra, dobra dziewczyny. Wytrzymajcie jeszcze kilka godzin. Wtedy będziecie się tulić, skakać z radości i co tylko chcecie. Teraz trzeba szybko wrócić do Matsa. On to na pewno umiera z tęsknoty...-pokiwał głową Marco. -Będę musiał go nieźle przeprosić.
-Przecież on nie miał nic do gadania. -odparła Irmina. -Skoro chciałam jechać, nie miał wyboru, musiał mnie puścić! - uśmiechnęła się.
-Jesteś najlepszą przyjaciółką jaką mogłam mieć! -przyznałam.
Zawsze mogłam na nią liczyć.
-A ja nie jestem? -Marco udał smutnego.
-A ty to już w ogóle najukochańszy mężczyzna pod słońcem. - dałam mu buziaka w policzek.
-Emmm... To ja może zadzwonię do Matsa...-odparła Irmina.

____________________________________________

Eh... Idzie to coraz dłużej... Ale historia ma się już ku końcowi! Czy będzie miała ona szczęśliwe zakończenie czy nie, dowiedzie się już wkrótce. :))
Miłego czytania :)))

31 stycznia 2017

Rozdział 62 "Byłam bliska euforii."

Irmina

Jak tylko Marco odebrał telefon od Rity od razu na jego twarzy pojawiło się coś w rodzaju ulgi. A po zakończeniu rozmowy musieliśmy z Mario niemal siłą go powstrzymywać aby od razu nie wyruszył do Polski.
Na szczęście zgodził się aby jeszcze jedną noc spędzić w domu jego przyjaciela. I dobrze, bo nie wiem czy dałabym radę tak od razu przetrwać tę podróż. 
Test, po który udałam się w dniu, w którym przybyliśmy do Monachium pokazał dwie kreski. Byłam bliska euforii. Nie zadzwoniłam jednak od razu z tą wiadomością do Matsa. Takich wiadomości nie powinno się przekazywać przez telefon.


Z samego rana wyruszyliśmy z Reusem w drogę do Polski.
Znalezione obrazy dla zapytania para w samochodzie tumblr- Rita podała jakiś dokładniejszy adres Moniki?- spytałam zakłócając ciszę, która panowała w samochodzie Marco praktycznie od wyjazdu ze stolicy Bawarii. 
- Tak przesłała wiadomość. - westchnął - Dobrze, że to wszystko się już kończy. Jak tylko wrócimy do Dortmundu idę na policję, niech się zajmą tym dupkiem.
- To będzie najlepszy pomysł. Nie może mu to ujść na sucho. - powiedziałam.
- Nie pozwolę na to. 
Chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale w tym samym momencie zadzwonił mój telefon.
Mats.
- Cześć kochanie. Przepraszam, że się nie odezwałam, ale z samego rana wyjechaliśmy z Monachium i nie wiedziałam czy cię nie obudzę. 
- Nic się nie stało przecież. - zaśmiał się - Czyli jednak znaleźliście Ritę? 
- Tak jakby... Jedziemy do Polski. Wczoraj się odezwała. 
- Do Polski? - lekko się zdziwił - Ale jesteś pewna tej podróży? Nie czułaś się przecież najlepiej ostatnio. 
- Spokojnie, już jest lepiej. Dam radę. 
- Dobrze. Zadzwoń, jak będziecie na miejscu. I uważajcie na siebie. 
- Jasne. Do zobaczenia niedługo, mam nadzieję.
- Kocham cię.
- Ja Ciebie też. Pa.
Schowałam telefon do torby. Niech to wszystko się kończy. Więcej takich atrakcji chyba nie przetrwam. 

- Zdrzemnij się może trochę. - zaproponował Marco po paru godzinach jazdy - Nadal wyglądasz słabo, a nie chcę cię mieć na sumieniu. 
- Genialnie poprawiasz humor, wiesz? - zaśmiałam się.
- Jakieś talenty mieć trzeba. - stwierdził - Nie powiedziałaś Matsowi? - spytał.
- A czy ty byś chciał, żeby Rita oznajmiła ci taką wiadomość przez telefon? 
- Okej, racja. Na pewno się ucieszy. 
- Spokojnie. Na was też przyjdzie czas. - poklepałam go po ramieniu - A teraz może faktycznie się zdrzemnę. - oparłam się wygodniej na fotelu i zamknęłam oczy.


Znalezione obrazy dla zapytania marco reus tumblr gifNie wiem ile spałam. Obudził mnie głos Marco, oznajmiający, że jesteśmy już na miejscu. Podnosząc się przypomniałam sobie dlaczego nie lubię spać w samochodzie.  
- Irmina... Chyba się boję.  - powiedział Reus, kiedy zbliżaliśmy się pod drzwi domu Moniki.
- Czego się boisz. Bądź facet. Przyjechałeś tutaj odzyskać Ritę, więc się nie maż tylko do boju. 
- No dobra. - odetchnął głęboko. 
Zatrzymaliśmy się przed drzwiami. 
Zapukałam.
Po chwili otworzyła nam Monika.
- O jesteście. - wpuściła nas do środka - Rita jest na w drugim pokoju po lewej na piętrze, 
Jako, że dziewczyna mówiła po polsku musiałam wszystko przetłumaczyć Marco. 
- Idź sam, ja poczekam. - powiedziałam - Macie sobie chyba więcej do wyjaśnienia. 
_______________________________________________________________________
Wreszcie jesteśmy!
Przepraszamy, że rozdziały są rzadko, ale na prawdę jest krucho z czasem...
Ale i tak zbliżamy się do końca  ;) 

16 października 2016

Rozdział 61 "Zadzwoń!"

Rita


Nie wiedziałam, co mam robić. Uznałam, że wyjazd do Polski dobrze mi zrobi. Chciałam jechać do rodziców, ale pomyślałam sobie, że nie mogę ich niepokoić. Postanowiłam, że odwiedzę starą znajomą - Monikę. 
Z samego rana były korki, zła pogoda, i opóźnienia na lotnisku. Zanim znalazłam się pod adresem Moniki był już wieczór. Nie wiedziałam jednak czy nadal jest on aktualny, ponieważ nie widziałyśmy się dobre 5 lat. No ale.. Co ma być to będzie. 
Stojąc pod drzwiami zaczęłam myśleć, co jej powiedzieć. Czy mnie pamięta, czy mnie pozna, czy pozwoli mi wejść do środka... Te i wiele innych pytań krążyło w mojej głowie. 
Zapukałam. 
Raz.
Drugi. 
Zwątpiłam w to, że ktoś otworzy. 
Chciałam się wycofać, aż nagle drzwi otworzył mi młody chłopak. Myślę, że to jej brat. 
- Witam. - odezwałam się. 
- Dobry wieczór. - odpowiedział. 
- Czy zastałam Monikę Krawczyk? 
- Ona już tu nie mieszka... - stwierdził. - ...ale mogę podać pani jej aktualny adres. 
- Byłabym wdzięczna. - uśmiechnęłam się. 
Chłopak poszedł po długopis i kawałek kartki. 
Podziękowałam i udałam się pod wskazany adres. 
Miejsce docelowe znajdowało się na drugim końcu miasta. 
Dotarłam bez problemu. 
W oddali ujrzałam piękny, jednorodzinny domek. 
Zadzwoniłam dzwonkiem. 
Usłyszałam krzyki dzieci. 
Moim oczom ukazała się postać znajomej z dwójką dzieci - chłopcem i dziewczynką. Byli do siebie bardzo podobni. Być może mieli 3 lata. 
- Cześć. Poznajesz mnie? - wydukałam.
- Rita?? - zdziwiła się. 
- Przepraszam, że tak niespodziewanie... Ale nie wiedziałam do kogo mam się zwrócić... - zaczęłam nerwowo. 
- Co się stało? - zaniepokoiła się. - Wejdź! 

Opowiedziałam jej wszystko. Od wyjazdu do Niemczech aż do dnia dzisiejszego. Gadałyśmy do późna w nocy. Nim zorientowałyśmy się, która jest godzina dzieci oraz jej mąż już dawno spali. Jeszcze trochę a przegadałybyśmy całą noc. 
Pozwoliła mi przenocować. 

Na drugi dzień, Monika zaproponowała, żebyśmy wybrały się na jakiś deser. 
Odprowadziłyśmy więc Zuzię i Adasia do przedszkola, a następnie udałyśmy się do pobliskiej kawiarenki. 
Poradziła mi, abym zadzwoniła jak najprędzej do Marco. 
Ale co ja mu teraz powiem... Tyle nieodebranych połączeń. Wiem, że jest na mnie wściekły, dlatego nie wiem, jak zareaguje na mój telefon.   
- Zadzwoń! - ponaglała mnie Monika. 
- No dobrze... - wyciągnęłam telefon z torebki i wybrałam numer do Marco... 



___________________________________________________________________


Zbliżamy się do końcaaa... ;p
Przepraszamy za tak długą przerwę... :/

Miłego czytania! :D

01 marca 2016

Rozdział 60 "Marco podsunął mi pewną myśl"

Irmina


Marco chciał jak najszybciej pojechać do Monachium. Ledwo go powstrzymałam przed wyjechaniem jeszcze tego samego dnia. 
Chociaż od kilku dni nie czułam się najlepiej musiałam jechać z nim. 
- Jesteś pewna, że dasz radę? - spytał Mats, gdy czekaliśmy na przyjazd Marco.
- Tak, przecież to jak już jakieś zatrucie. Ten raz nic mi się nie stanie. - powiedziałam nie wspominając mu o tym, że w nocy znów obudziły mnie mdłości i wymioty - Marco już jest. - wyjrzałam przez okno - Będę cię na bierząco informować jakby co.
- Uważajcie na siebie.


Praktycznie od rozpoczęcia naszej podróży ani ja ani Marco nie odezwaliśmy się. Wiedziałam, że jest mu ciężko w tej sytuacji.  Mnie również było. Przez jednego dupka wszystko zaczęło się sypać. Rita też jest uparta, posłuchałaby i poszła na policję to woli uciec.
Próbowałam zasnąć, może wszystko minęłoby szybciej. Jednak mój żołądek znów dał o sobie znać.
- Marco, zjedź na tę stację benzynową, proszę. - powiedziałam.
- Nie mogę, musimy dojechać jak najszybciej. Nie chcę niepotrzebnych przystanków.
- Cholera, Reus jak nie chcesz żebym ci zwymiotowała do auta to się zatrzymaj!* - krzyknęłam czując, że moje śniadanie coraz bardziej chce się wydostać.
Ta groźba chyba zadziałała. Gdy tylko auto się zatrzymało wybiegłam w kierunku, w którym mogła być toaleta.


- Już lepiej? - spytał Marco, gdy wróciłam.
- Chyba tak.
- Masz, wodę ci kupiłem. - podał mi butelkę - Jedziemy dalej?
- Tak, tak.
- Co ci w ogóle? - spytał, gdy już wznowiliśmy jazdę.
- Nie wiem. Czuje się ostatnio jakoś dziwnie. Grypę jelitową wykluczyłam, bo miałabym pewnie jeszcze jakąś gorączkę albo coś. To może czymś się zatrułam.
- A może ktoś cię zatruł?
- Słucham?
- Nie udawaj, że nie wiesz o co chodzi. - pierwszy raz w ostatnim czasie zaczął się śmiać - Ja ci tłumaczyć nie będę.
- Wiesz co, chyba lepiej było jak milczałeś. - również się zaśmiałam.



Wreszcie dotarliśmy do Monachium. Już po wjechaniu do miasta Marco zrobił się bardziej spięty.
Zatrzymaliśmy się pod domem Mario.
- Denerwujesz się. - bardziej stwierdziłam niż spytałam.
- Nie no wcale. - westchnął - Nie do końca wiem, jak się zachować, co powiedzieć.
- Spokojnie, zobaczysz, że to samo wyjdzie. Chodźmy.


Nadzieja, czasem tak szybko jak się pojawia, tak samo szybko gaśnie. I ja i Marco mieliśmy nadzieję, że znajdziemy Ritę u Mario.
Myliliśmy się.
- Myślę, że poleciała do Polski. - wypaliłam nagle - Ale nie do rodziców. Może być u Moniki naszej koleżanki.
- Musimy tam jak najszybciej lecieć. - zdecydował Reus - Będzie jeszcze dzisiaj jakiś lot?
- Marco, spokojnie. - odezwał się Gotze - Polecicie jutro. Ty  ochłoniesz, Irmina trochę odpocznie - spojrzał na mnie - Przepraszam, ale nie najlepiej wyglądasz.
- Wiem, wiem. Masz tutaj gdzieś blisko aptekę? - spytałam.
- Dwie ulice dalej, a co?
- Marco podsunął mi pewną myśl i chcę to sprawdzić.


Miałam do apteki przejść się ja, ale Marco stwierdził, że potrzebuje świerzego powietrza i zostawił mnie samą z Mario.
- Rita coś konkretnego mówiła zanim zniknęła? - przerwałam panującą ciszę.
- Nie, zostawiła tylko jakąś kartkę, że boi się teraz spojrzeć Marco w oczy i musi zniknąć. - wyjaśnił.
- Niech to się już wyjaśni. Zatłukłabym tego gnojka Carlosa od razu.
- Spokojnie. Ona po prostu jest w szoku, nigdy nie była w takiej sytuacji i nie wie co robić. - stwierdził - Jak ci się układa z Matsem? - zmienił nagle temat.
- Dobrze, a nawet lepiej. - uśmiechnęłam się -  A tobie z Ann?
Po jego minie zauważyłam, że raczej nie najlepiej.
- Przepraszam, chyba nie powinnam pytać.
- Nie, nie. W porządku. - westchnął - Rozstaliśmy się trzy tygodnie temu.
Nie za bardzo wiedziałam co mam powiedzieć na szczęście uratował mnie dzwioniący telefon.
- To Mats, muszę odebrać. - usprawiedliwiłam się.
______________________________________________________________
Cześć, cześć ;)
Coś tam udało się naskrobać i dodać :P
Chyba nie wyszło źle :D


*Uznajmy, że Marco ma prawko XDD