31 lipca 2014

Rozdział 41 "Chyba pora na mnie."

Rita 

Irmina zrobiła mi najlepszą niespodziankę na świecie! Nawet ja nie potrafiłam ściągnąć rodziców do Niemiec, a jej się to udało! W moje urodziny zawsze byliśmy razem, rodzice zresztą zrobiliby wszystko, żeby zwolnić się choć na kilka godzin z pracy i być w ten dzień ze mną. Teraz w dodatku zrobili mi przeogromną niespodziankę! Jezu!! Jak ja się cieszę! Sama ich obecność jest dla mnie wielkim prezentem, nie wspominając już o tym, że dostałam autograf od mojego idola!
Zawsze marzyłam, aby spotkać Martina Garrix'a osobiście, ale jest jeszcze tyle urodzin przede mną, że do śmierci powinnam zdążyć zrealizować resztę swoich marzeń.

- Macie bardzo piękny dom. - przyznała mama, podczas oprowadzania rodziców po mieszkaniu Marco.
- Póki co, to jest dom Marco, ja tu tylko mieszkam. - uśmiechnęłam się w jej stronę.
- Właśnie, a co ze ślubem? Jak długo jeszcze zamierzacie z tym zwlekać? - dopytywała się.
- Oj mamo, spokojnie! - położyłam jej ręce na ramionach.
- Przecież Rita jest jeszcze młoda... Po co ma się z tym śpieszyć? - rzucił tata.
- Tym bardziej powinna zrobić to jak najszybciej. - mama nie zamierzała zmienić zdania.
- Może mamy zrobić to teraz, w tej chwili? - zażartowałam.
- Z mamy słów tak właśnie wynika. - powiedział stanowczo ojciec.
- Ojejka. No bez przesady! Chce tylko dla Rity jak najlepiej. - przytuliła mnie.
- Wiem mamo, ale jak na razie nie ma na to czasu. Marco już teraz żyje w zupełnie innym świecie...
- No tak... Mundial. To wiele wyjaśnia. - wtrącił tato.
- Dokładnie! Chyba o czymś takim mówili. - przyznam, że nie ogarniam całych tych nazw, o co w tym wszystkim chodzi ani tak dalej. Uważam, że akurat to nie jest mi do szczęścia potrzebne.
Po krótkiej wyciecze po domu Marco zaprowadziłam ich do ogrodu, gdzie była już reszta.
- Nie możliwe, żeby nasz dom, był taki wielki. - uśmiechnął się narzeczony. Przymknęłam oko na słowo "nasz".
- Przy okazji trochę porozmawialiśmy. - uśmiechnęłam wraz z rodzicami do przyjaciół.
- Po tylu latach jest co rozmawiać. - zaśmiał się tata.
- Chyba chciałeś powiedzieć MIESIĄCACH. - poprawiłam go.
- Może i to były miesiące, ale mi się zdawało, że nawet lata nie są takie długie... - powiedział zastanawiająco, na co reszta odpowiedziała śmiechem.
Wkrótce potem zjawili się kolejni goście, których całkiem się nie spodziewałam.
- Pomyślałem, że lepiej, gdy poznają się teraz, a nie dopiero na ślubie. - roześmiał się Marco.
- Pewnie! - przyznałam.
Otworzyłam drzwi.
- Dzień dobry państwu. - przywitałam się z jego rodzicami.
- Witaj Rita! Wszystkiego Najlepszego! - oboje uśmiechnęli się i podarowali mi paczkę. Na moje musiał to być jakiś obraz lub coś w tym stylu.
- Dziękuje bardzo. - uśmiechnęłam się.
Marco odebrał prezent, a ja zaprowadziłam jego rodziców do ogrodu.
- Mamo, tato. Poznajcie rodziców Marco. - powiedziałam po niemiecku, a tata wyręczył mnie w tłumaczeniu. - Thomas i Manuela Reus.
Przywitali się.
- Mam na imię Kazimierz, a to moja żona Urszula. - przedstawił się tato.
- Miło nam państwa poznać.


Wieczór udał się w stu procentach. Myśleliśmy, że będzie gorzej, ale nasi rodzice jakoś znaleźli wspólny język. Może nie są bratnimi duszami, ani nic w tym stylu, ale chociaż nie pozabijali się.
Od rodziców Marco (jak już po części wspominałam) dostałam obraz, ale nie taki zwykły obraz, bo przedstawia fragment według mnie (i jak dotąd) najpiękniejszego kraju - Francji. "Most w Clichy" znajdujący się na rzece Sekwanie, został namalowany przez mojego ulubionego malarza - Vincent'a van Gogh'a. (moim hobby jest po części sztuka dlatego tak bardzo podoba mi się prezent). Musi to być jednak jakiś duplikat, ponieważ za oryginał jego rodzice by się nie wypłacili.
Od moich rodziców dostałam piękny, sześcioosobowy serwis obiadowy.
No a od przyjaciół już wiadomo.
- Chyba pora na mnie. - odezwał się narzeczony, w momencie gdy ułożyłam się do snu.
- Jaka pora? - zdziwiłam się nieco śpiąca.
- Na prezent.
- Przestań!
- Jakie "przestań"! Chyba tylko ja nie dałem ci prezentu... - mrugnął do mnie okiem. - Proszę. - podał mi małą paczuszkę i ucałował mnie.
Ciekawa zobaczyłam co jest w środku.
A był to naszyjnik z szafirami. Można by pomyśleć, że idealnie współgra z pierścionkiem, który dostałam w dniu naszym zaręczyn.
- Boże!! - ucieszyłam się.
- Nie Boże, tylko Marco. - zaśmiał się.
- Jest piękny! - momentalnie ożyłam.
- Daj. Zobaczymy jak w nim wyglądasz. - wziął naszyjnik i zaczepił go na mojej szyi.
Wyleciałam prędko z łóżka, jak oparzona, aby szybko móc przeglądnąć się w lustrze.
-Aaaa! - krzyczałam do siebie.
- Ciszej, bo zbudzisz swoich rodziców. - powiedział, nadal śmiejąc się ze mnie.
Nie obchodziło mnie to. To było zbyt piękne, aby tego nie okazywać.
Szybko uwiesiłam się na jego ramionach jak mała dziewczynka.
- Dziękuje! - dałam mu buziaka.
- Cieszę, się, że ci się podoba. - dodał z uśmiechem.
________________________________________________

Długo rozdział nie był dodany, ale już jest :D

Dziękuje Wam za urodzinowe życzenia, a w szczególności za rozdział, który dedykowała dla mnie 

5 komentarzy:

  1. Ojoj jak słodko :D
    Tak bardzo rodzinnie ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawy rozdział :) Piękny ten naszyjnik od Marco :) Rita to ma szczęście :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojejki jak słodko*.* Marco to nie zły romantyk. A obraz od jego rodziców jest fantastyczny normalnie chyba się zakochałam. Zastawa od rodziców solenizantki wspaniała;))
    Czekam już na kolejny i pozdrawiam Dagrasia;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak słodko ;3 a ta końcówka, idealna po prostu ;) świetny rozdział, z niecierpliwością czekam na kolejny. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział;) Czekam nn:)))
    Pozdrawiam, MaggieQ:***

    OdpowiedzUsuń