Rita
Usłyszałam głośną rozmowę dochodzącą, jak mniemam z salonu Jakuba.
Moja głowa okręciła się po pomieszczeniu, raczej dookoła niego.
Irmina właśnie się zbudziła.
- Nie wiem, o co chodzi, ale warto sprawdzić. - zaśmiała się.
Wzięłam szybko jakieś ciuchy i zajęłam łazienkę znajdującą się w naszym pokoju, wykonując w niej codzienne czynności.W sumie zajęło mi to ponad 10 minut, gdyż Irmina mnie popędzała.
Czekając w pokoju za przyjaciółką wzięłam się do roboty i postanowiłam ogarnąć trochę nasze tymczasowe mieszkanko.
Widać, że Ir jest strasznie zainteresowana tym co dzieje się centralnie pod nami, bo potrzebowała zaledwie 10 minut, aby się ogarnąć.
Przyjaciółka złapała mnie za rękę i pociągnęła do salonu.
Wtem naszym oczom ukazały się sylwetki kilku mężczyzn.
Nie powiem, przystojni nawet, ale szczerze mówiąc wystraszyłam się ich. Ir natomiast zaczęła podskakiwać, nie wiem czy z radości czy co...
- Możesz mi powiedzieć co ty wyprawiasz? - szepnęłam jej do ucha.
- Nie widzisz kto tu stoi?!
- Jacyś faceci i co z tego?
- Oni grają z Jakubem w Borussii Dortmund!
- Wiesz dobrze, że nie wiem o co ci chodzi... Dobra, ja pójdę już lepiej na górę. - oznajmiłam, a wtedy zostałyśmy punktem obserwacyjnym czterech facetów, dobre kilka sekund.
- Ooo... wstałyście! - zza mężczyzn wyłoniła się postać gospodarza domu. - Więc chłopaki... To jest moja siostra Irmina. - podszedł do niej i objął ręką, a dziewczyna cały czas miała na twarzy uśmiech od ucha do ucha. - A to jest jej przyjaciółka Rita. - i w tym momencie miałam wielką ochotę zapaść się pod ziemię. Po co w ogóle tu schodziłam?! Ugh... - No... ten tego... a to jest Roman, Sebastian, Marcel i Mario.
- A co to za okazja, że są tu twoi koledzy? - zaciekawiła się Ir.
- Dzisiaj są urodziny Marco i chcemy zorganizować mu jakąś imprezkę, to znaczy mamy już klub zarezerwowany, ale trzeba załatwić jeszcze inne sprawy.
- Jednym słowem Kuba ma dziś urwanie głowy. - powiedziała wchodząca do salonu Agata z Oliwką na rękach.
- No dokładnie! - przyznał.
Agata postawiła małą na nóżki, a dziewczynka prędko pobiegła do ojca i szybko znalazła się w jego ramionach.
- Dziewczyny pomożecie mi? - spytała Agata.
-Jasne. - odparłyśmy z uśmiechem i poszłyśmy do kuchni.
-Weźmiecie ciasteczka... a ja napoje. - zrobiłyśmy to co kazała.
- A właśnie, co zakładacie na wieczór? Bo ja nie mam pojęcia co założyć... mam tego tyle, że nie wiem co wybrać. Pomożecie mi?
- Ale o co chodzi? - spytałam zaskoczona.
- Ja też nie jestem chyba w temacie...- oznajmiła Irmina.
- To wy jeszcze nie wiecie? - zdziwiła się.
- Ale czego?!
- Dzisiaj kolega Kuby ma urodziny...
- No to wiemy, a co w związku z tym? - dopytywała bratowej przyjaciółka.
- No wy też tam idziecie... - wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się.
- Ale czad! - ucieszyła się Ir.
- Ja nigdzie nie idę! Nawet go nie znam. - dodałam przekonująco. - A zresztą skoro wszyscy idą to ja bardzo chętnie zostanę z Oliwką. - uśmiechnęłam się.
- Rita.. o to się nie musisz martwić. Mała zostanie z opiekunką.
- No ale nie boicie się? Do mnie macie pewność...
- Ta opiekunka jest już przez nas sprawdzona. - mrugnęła do mnie okiem.
- Rita! Nie peniaj! Zabawimy się! Przecież lubisz chodzić do klubów - złapała mnie za ramiona Irmina.
-Ale nie chodzę na urodziny kogoś, kogo nie znam. - założyłam ręce na piersi.
- Agata! Powiedz jej coś!
- Pójdziesz... prawda? - tylko zapytała, a to mnie bardzo ucieszyło, że nie była nachalna.
- Lepiej nie... - odparłam cicho.
- Ale mówię ci, będzie fajnie! - Poznasz ludzi, którzy często będą witać w naszym domu.
Słowa Agaty wzięłam sobie do serca. Po przemyśleniu stwierdziłam, że to będzie lepszy pomysł poznać się na imprezie gdzie wątpię, że ktoś będzie trzeźwy... Przynajmniej nie będę musiała się wstydzić.
- No dobra... pójdę. - wydukałam.
- Jest! - ucieszyła się Ir i przytuliła się do mnie, Agata również pewnie dlatego, że dałam się jej namówić.
- Co mi tam. - machnęłam ręką.
- No tak... ale nie mamy prezentu... - oderwała się Irmi.
- Faktycznie... - zamyśliła się Aga. - zaczekajcie... zaraz przyjdę.
- Masz coś ogólnie na taką imprezkę? - spytałam się przyjaciółki.
Na wakacje wzięłam bardziej luźne ciuchy, żadnej sukienki, choć lubię.
- Nie spodziewałam się imprezki. - przyznała. - Chodźmy na zakupy.
W tym czasie Agata wróciła.
- Macie. Kupcie mu coś fajnego. - kobieta dała nam pieniądze.
- Agata, nie wygłupiaj się! My mamy pieniądze! - potwierdziła Irmina.
- Weźcie! Nalegam! Kuba by wam tego nie wybaczył! - zaśmiała się.
Uległyśmy jej.
- To my idziemy na miasto, bo potrzebujemy jeszcze kiecki. - dodała przyjaciółka.
- Nie pójdziecie przecież same! Dobra, chodźcie. - nie wiem o o jej chodzi.
Poszłyśmy za nią do salonu, położyłyśmy smakołyki na ławie.
- Kuba, pojedziesz z dziewczynami na miasto? - poprosiła męża Aga.
- Kurcze.. wiesz co, teraz zbytnio nie mogę, mamy za dużo roboty...
- Aż tylu tu was jest potrzebnych?
- To ja je mogę zawieść. - zgłosił się ten z Twitter'a. Mario chyba miał...
- A kto nam pomoże? - oburzył się Jakub.
- Kuba.. mi się wydaje, że i tak was tu jest za dużo... - wtrąciła Agata.
- To ja też pojadę. - blondyn podniósł rękę. Nie pamiętam jego imienia.
- To może od razu wszyscy jedźmy! - oświadczył Kuba.
- Słyszałam, że podobno nie możesz jechać... - zaśmiała się jego żona.
- Dobra.. niech już jadą. - machnął ręką.
- To my tylko weźmiemy pieniądze. - powiedziała przyjaciółka.
Sięgnęłyśmy po torebki z szafy, wrzuciłyśmy do nich potrzebne rzeczy i pognałyśmy szybko na dół.
- Możemy jechać. - oznajmiła Irmina.
- Razem z chłopakami pokierowaliśmy się na zewnątrz.
- Marcel. Przepuść panie może, a nie się pchasz. - wtrącił z kulturą Mario.
Teraz już wiem, jak to mu jest na imię.
-Pardon. - z drzwi cofnął się Marcel i dłońmi kulturalnie wskazał nam drogę do wyjścia.
My się tylko zaśmiałyśmy.
Mężczyźni zaprowadzili nas w stronę - tym razem nie opla - czarnego mercedesa.
Razem z Ir zajęłyśmy tylnie miejsca, chłopaki z przodu gdzie Marcel kierował.
- To gdzie was podwieźć? - spytał kierowca.
- Myślę, że do jakiejś galerii byłoby najlepiej... - wtrąciłam parę słów.
- Dobry pomysł. - przyznała Ir. - To jeśli można prosić w stronę galerii...?
-Oczywiście.
W końcu ruszyliśmy chłopaki zaczęli nam zadawać pytania, my im także, żeby podtrzymać trochę rozmowę, choć niepotrzebnie, bo najwyraźniej w nie mieli zamiaru jej zakończyć.
Po ponad 10 minutach jesteśmy na miejscu. Wyszliśmy z auta i skierowaliśmy się w stronę niezbyt małej galerii handlowej.
- Gdzie najpierw idziemy? - zadałam pytanie.
-Jest tu może taki sklep, jak 'sklep z upominkami'? - dodała Irmina.
- Mi się pytasz? Jestem tu pierwszy raz... - przyznałam.
- Niekoniecznie ciebie...
Chłopaki zrobili miny w stylu 'przykro mi, ale nie mam pojęcia gdzie takowy sklep można znaleźć'..
- Nie wiecie?! Dobrze chociaż, że trafiliście do galerii... - nie ukrywałam zdziwienia.
- Dobra tam... musimy niestety znaleźć coś w tym stylu.
Ruszyliśmy, Bóg wie gdzie, ale ruszyliśmy.
Przeszliśmy kilka sklepów, aż nagle moje oczy zatopiły się w ślicznej sukience. Na chwilę zostałam sama, ale już po kilku sekundach grupka dołączyła do mnie.
- Ja muszę ją przymierzyć! - wskazałam na to cudo wiszące za szybą.
- Dobra. Wchodzimy! - zarządziła Ir.
Chłopaki mieli do wyboru...
1. idą z nami...
2. tam gdzie oni potrzebują...
Zostali przy 1- wszej opcji.
Poprosiłam sprzedawczynię o moją sukienkę.
W tym czasie nawet Irmina natrafiła na ciekawy zestaw.
Nie zważając chwili dłużej poszłyśmy w stronę przymierzalni. Kobieta podała nam także dwie pary butów, które pasowały idealnie do naszych sukienek. ( Rita. Irmina.)
Po kilku minutach wyszłyśmy równo z przebieralni.
Miny chłopaków - bezcenne.
- Aż tak źle? - przestraszyła się przyjaciółka, oczywiście zażartowała.
-W życiu nigdy! - dodał Mario, a Marcel ani drgnął.
Ja zaczęłam się śmiać, jak głupia, Irmina wkrótce do mnie dołączyła.
-Nawet jeśli miałabym jej dzisiaj nie założyć to i tak ją kupię. - przyznałam szczęśliwa ze swojej zdobyczy.
-Jeśli chłopaki nie mają żadnych zastrzeżeń to ja też wezmę. - uśmiechnęła się.
-Weźcie, weźcie! - odezwali się chórem.
- Ja myślę, że jedno już mamy z głowy, teraz tylko prezent. - dodałam.
- Noo... mam nadzieje, że pieniędzy nam starczy... - zaśmiała się Ir.
Gotowe już do wyjścia poszłyśmy zapłacić za nasz zakup. Następnie zaczęliśmy wszyscy szukać sklepu, w którym można kupić coś na urodziny, komuś, kogo nie znam, kogo nigdy nie widziałam, a dzisiaj musze jeszcze iść na jego 'imprezę niespodziankę'. Przyznam, że dziwne... no ale prawdziwe.
Po 10 minutach udało się znaleźć coś Mario.
Długo myślałyśmy co by można było kupić.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł, ale co powiecie na zegarek? - podpowiedziała Ir.
- Z tego co pamiętam wydaje mi się, że nie posiada takiego cuda. - zaśmiał się Marcel.
- Czyli prezent może być?
- Czemu nie...
Teraz tylko wystarczyło poszukać jakiegoś ładnego zegarka, zapakować go w paczuszkę i prezent gotowy.
Po dość długim czasie wybraliśmy zegarek.
Sprzedawczyni ładnie go przyozdobiła, a my zapłaciłyśmy.
- Może pójdziemy teraz na jakąś kawę, albo coś? - spytał Mario.
- Nie wiem czy to dobry pomysł... - przyznała Irmina.
- Nie martwcie się, będzie na nas, że my was tak długo zatrzymaliśmy. - dodał Marcel.
- No dobra, ale przecież, za kilak godzin jest już impreza. - dodałam.
- Tylko pół godzinki. - powiedział blondyn.
- Błagamy. - obydwoje złożyli ręce.
Spojrzałam na przyjaciółkę. Uśmiechnęła się.
- Ja tam nie mam nic przeciwko.
- No dobra.
Po paru minutach doszliśmy do małej kawiarenki. Chłopcy zamówili 3 kawy i specjalnie dla mnie herbatę, ponieważ nienawidzę smaku kawy... bleee...
Marcel i Mario rozśmieszali nas, podczas gdy my zajadałyśmy się ciastem.
Tak się zapomnieliśmy, że z pół godziny zrobiły się 2.
- Nic nie mówię, ale lepiej wracajmy, bo będzie źle.
- Ups... - spojrzał na godzinę Marcel.
W drodze powrotnej, która zajęła nam tym razem 20 minut dobre, także nie zabrakło śmiechu.
Mili z nich ludzie... na prawdę.. w Polsce nie spotkałam jeszcze tak spoko gości.
*
Nigdy nie zrozumiem bab! - powiedział spokojnie Kuba, kiedy weszliśmy do domu.
-Tak na prawdę, to my je zatrzymaliśmy na małe pogawędki... - dodał Marcel.
- Heh... to wasze poczucie humoru... - palnęła szybko Irmina. Sama postanowiłam dodać parę słów.
- Więcej czasu przymierzałyśmy sukienki niż gadałyśmy z nimi.
Mario i Marcel zaczęli się śmiać.
- A wam co? - uśmiechnął się Kuba.
- Nie nic...
- Zostały niecałe 4 godziny więc możecie już wracać do swoich domów, bo Roman i Sebastian już pojechali jak widzicie. - oznajmił chłopakom bart Irminy.
- Już wszystko załatwiliście? - spytał Mario.
- Tak, nie byliście zbytnio potrzebni. - przewrócił oczami.
-To świetnie.
- Właśnie...! - coś przypomniało się Jakobowi.. - Mario.. pamiętasz, że to ty jedziesz po Marco...? Ma się dość odstawić, na tak wyjątkową 'uroczystość', więc lepiej żebyś był tam wcześniej i go jakoś do tego przekonał.
- Dobra, do się będziemy zbierać, bo się nie wyszykujemy. - Marcel poklepał Mario po plecach.
- To na razie. Pa dziewczyny.
- Na razie.
- Do zobaczenia. - odrzekł Kuba.
* Ponad 3 godziny później *
Organizatorzy, to znaczy cały skład drużyny był już w określonym miejscu, czyli klubie, w którym odbędzie się impreza niespodzianka. Kuba poznał nas z wszystkimi, choć ja i tak nie zapamiętam ich imion, jeszcze ich żony, dziewczyny... aż mózg boli.
W tym czasie, kiedy wszyscy czekaliśmy na solenizanta udało nam się pogawędzić przede wszystkim z Marcelem i kilkoma jego kolegami, którzy podeszli do nas razem z nim.
Miło rozmawia nam się też z Anią, narzeczoną Roberta, co przyjechał po nas na lotnisko.
Wskazówki coraz bliżej dochodziły godziny 18.00. - początek niespodzianki.
- Uwaga! Kryjemy się! - rozkazał Kuba. Przypuszczam, że dostał sms'a od Mario, że są już niedaleko.
Wszyscy schowaliśmy się tam, gdzie każdy miał przydzielone swoje miejsce...
_______________________________________________________________
Serdecznie dziękujemy za tyle wejść *__* To dla nas wiele znaczy! <3
Gratulujemy też Robertowi, który strzelił 4 bramki... <3
Tak trzymać! A teraz łapcie jeszcze szczęśliwych przyjaciół... ;]