(...)
Na wprost mnie jedzie samochód ciężarowy.
Zorientowałam się, że jadę przeciwnym pasem.
Całe szczęście, że zdążyłam zapanować nad pojazdem, a samochód jadący z nad przeciwka nie jechał zbyt szybko. Momentalnie skręciłam kierownicą. Mimo tego, że drogi były śliskie wybrnęłam z opałów.
Moje serce waliło jak szalone.
W takim stanie nie dam rady dojechać dalej.
Zjechałam więc na pobocze, gdzie postanowiłam trochę ochłonąć.
Włączyłam radio. "Ogarnęłam" swoją twarz z nadmiaru rozmazanego makijażu.
Czekałam kilka minut zanim wyruszyłam.
Postanowiłam, że to co się stało przed godziną, aż do tego czasu zachowam tylko dla siebie.
- Już jestem! - krzyczę wchodząc do domu.
- Długo cię nie było. Martwiłem się co nieco. - uśmiecha się Marco.
On jest taki kochany. Nawet nie wiem co by z nim było, gdybym dzisiaj zginęła.
Szybko podbiegłam do niego i mocno przytuliłam.
- Tęskniłaś za mną? - śmieje się.
- Nie śmiej się. Kocham cię. Bardzo, bardzo, bardzo kocham. Obiecuje, że będę z tobą dopóki sam nie pozwolisz mi odejść.
- Rita. - patrzy w moje oczy. - Co się stało? - jego wyraz twarzy zmienił się. Bardzo przejął się moimi słowami.
- Widziałam taką parę w sklepie no i się kłócili i w ogóle. - zaczęłam wymyślać.
Tak bardzo nie chcę go okłamywać, ale boję się, że nie wybaczy mi tego, co zrobiłam dzisiaj.
Marco uśmiechnął się.
- Obiecuje, że tak łatwo się ciebie nie pozbędę... Przyznam, że nawet może być z ty problem, bo ja nigdy nie pozwolę ci odejść. - pocałował mnie.
No i przecież w końcu musiało do tego dojść. Oczywiście, że się rozpłakałam.
Jeszcze nigdy nie czułam się tak wyjątkowo, tak bezpiecznie jak przy nim. Tak bardzo go kocham.
Szczerze, nie opuszczały mnie myśli, że Marco może być moim narzeczonym...
Ja i Marco na zawsze?
Czy to pasuje?
Ja sobie nie wyobrażam inaczej.
- Po co tak właściwie byłaś w tym sklepie. - pyta się chłopak. No tak, przecież nie mówiłam mu, że jadę po balony.
- I nie płacz już, bo nie lubię jak płaczesz. - uśmiecha się i wyciera moje łzy. Ja też się uśmiecham.
- Okazało się, że nie kupiliśmy balonów.
- Hahah. I tyle zachodu z balonami?
- Balony muszą być. Widziałeś kiedyś imprezę bez balonów?
- Na pewno!
- Nie kłóć się, nie widziałeś. - uderzam go lekko piąstką w ramię.
- No dobra, nie widziałem. - śmieje się. - Ja ci może zrobię coś do picia, co? I w końcu rozbierz ten płaszcz.
- Nawet chętnie się napiję czegoś, na przykład czekolady. - śmieję się.
- Dobra, już ci księżniczko robię czekoladę. - mówi, całuje mnie w usta i znika za drzwiami do kuchni, a ja ściągam płaszcz i zawieszam go a wieszaku.
Udałam się do salonu, gdzie ułożyłam się wygodnie na wersalce.
Zaczęłam myśleć o tym co mówił Carlos.
Szczerze, mówił to bardzo przekonująco.
Czyżby on mnie kochał.
Marco też mnie kocha.
Kocha mnie dwóch facetów.
Ja kocham jednego.
I to bardzo, bardzo mocno.
Carlos już jest dla mnie nikim.
Ale ja jestem dla niego kimś ważnym.
Tak samo jak dla Marco.
Eh... głowa już mnie boli od tych rozmyślań.
Nie wiedziałam, że jeden głupi wyjazd do Niemiec tak bardzo zniszczy mi życie.
Zniszczył, ale gdyby nie on, nie poznałabym Marco.
Rita! Jesteś okropna!
-Ej! Co jest? - pyta Marco, stojąc przede mną z dwoma kubkami czekolady zapewne.
- Nic. Coś zmęczona jestem. - odbieram od niego kubek i pozwalam, żeby usiadł obok mnie. Oczywiście wtulam się w niego.
- Na pewno? - podnosi jedną brew do góry.
- Na pewno. - uśmiecham się.
- Na dobra, to co robimy?
- Mi jest dobrze, tak jak teraz. - całuję go w czoło.
_____________________________________________________
Hah...xD
Pewnie nie tego wszyscy się spodziewali xD
no chyba, że chcieliście, żeby zginęła... :C
następny rozdział = 7 komentarzy! :D
zapraszamy na naszą stronę na fb ;)
https://www.facebook.com/opowiesciLoveIsabell