20 września 2015

Rozdział 57 "Jeśli znowu zrobi jej coś?!"

Marco



- Słucham pana. - odezwała się Irmina.
- Cześć. Nie przeszkadzam? - upewniłem się.
- Nie. Coś się stało? Coś z Ritą?
- Nie, wszystko w porządku. Ale chodzi o nią.
- No mów.
- Ten wypadek to nie był przypadek. - stwierdziłem do słuchawki.
- Jak to?
- Ktoś specjalnie grzebał przy samochodzie. Bo nie wierzę w złego mechanika.
- Myślisz, ze to Carlos?
- Tak, dokładnie tak myślę... - zdenerwowałem się jeszcze bardziej.
- Ale jakim cudem? - przyznała z niedowierzaniem Ir.
- Właśnie nie wiem jakim cudem! Przecież nie było momentu, w którym mógłby grzebać coś przy samochodzie... Byłby na tyle głupi, żeby zakraść się na podwórze?
- Carlos jest nieprzewidywalny! Przecież doskonale o tym wiesz... Trzeba było wcześniej starać się o Ritę jeszcze zanim go poznała...
- Nawet mnie nie denerwuj... - zdenerwowało mnie to, ale przecież ma racje. Gdyby wiedziała od razu, że mi się podoba to pewnie nie umówiłaby się z nim. Ale niestety jestem idiotą i stało się inaczej...
- Przepraszam, ale gdyby go nie poznała nie byłoby teraz takiej sytuacji.
- Wiem, wiem, że masz racje, ale sam nie wiem co teraz zrobić... Jeśli znowu zrobi jej coś?! To znaczy, jeśli znowu będzie chciał mi coś zrobić a trafi na Ritę? Nie wybaczę sobie tego...
- Rozmawiałeś z nią o tym?
- Nie chce z nią o tym rozmawiać.
- Hym... Chyba wiem nawet co by powiedziała... - w słuchawce nastąpiła chwilowa cisza. - Cieszyłaby się, że tobie nic nie jest.
Wiem jak bardzo mnie kocha... Ale ja bym tego nie przeżył.
- Nie chce o tym myśleć. - przyznałem. - Kończę na dziś, muszę pomyśleć, co zrobić z tym sukinsynem.
- Pamiętaj, nie rób niczego, czego będziesz żałował. - ostrzegła mnie.
- W tej sytuacji jedyne czego będę żałował to to, że nic mu się jeszcze nie stało. - przyznałem. - Pozdrów Matsa. Na razie.
- Okej. Pa. - pożegnała się.
Odłożyłem telefon po czym poszedłem do sypialni. Rita spała. Położyłem się obok i przytuliłem się do niej. Chciałem choć na chwilę zapomnieć o całej tej sytuacji.
Musiała to poczuć, bo momentalnie splotła swoją dłoń z moją.
- Odpoczywasz? - spytała.
- No chyba...Stęskniłem się za tobą.
Odwróciła się twarzą do mnie.
- Przecież nie widziałeś mnie ledwo kilkanaście minut może. - uśmiechnęła się.
- To i tak zdecydowanie za długo. - odwzajemniłem uśmiech.
Pogładziła mnie po policzku. Ja nie mogłem się napatrzeć na jej niebieskie oczy.
- Kocham cię. - powiedziała wesoło.
- Wiesz, że ja cię bardziej... - zaśmiałem się, całując ją w czoło.
- Ale nie wiesz jak mocno ja cię kocham... - pokazała mi język.
- Nooo ty też nie wiesz.
 Ucałowała moje usta.
- Co dziś robimy? - spytała.
- Mnie tam pomysł z leżeniem się podoba.
- Nawet cały dzień? - spytała. - Nie będzie ci nudno?
- Z tobą nigdy!
- No dobra. Zobaczymy jak długo wytrzymasz. - zaśmiała się.
- Nie ma sprawy.
Leżeliśmy tak dobre pół godziny i gadaliśmy o wszystkim. Nie pamiętam kiedy ostatnio była taka okazja.
Wtem, ktoś przerwał nam przyjemny odpoczynek.
- Pójdę otworzyć. - odezwała się Rita.
Wyprzedziłem ją i wstałem z łóżka prędzej.
- Spokojnie, ja to zrobię.

Rita


Marco mnie wyprzedził. Zanim zeszłam na dół minęło kilkanaście sekund. Zobaczyłam Aubę i Kevina. Dawno ich nie widziałam muszę przyznać. Obydwaj podeszli do mnie, gdy mnie zobaczyli i uściskali.
- Jak się czujesz? - spytał Kevin.
- A dziękuję. - uśmiechnęłam się. - Już jest dobrze.  A co u was słychać ciekawego?
- To co zwykle. Jestem tylko kilkanaście dni starszy. - zaśmiał się Auba.
- Ahh... Dowcipniś się znalazł. - machnął ręką Marco.
Odwiedziny chłopaków dobrze zrobiły. Dawno się z nimi nie widział, ciągle był ze mną od czasu wypadku. Przygotowałam trochę przekąsek i wieczór szybko zleciał...

____________________________________________________

Wybaczcie, że tak późno... :/ Mam teraz niezły zapieprz :|
Całe szczęście, że współadminka ciągle mi o tym przypomniała xD
Dziękujemy za wszytko! Za wszystkie komentarze!
Życzę miłego popołudnia :D

10 sierpnia 2015

Rozdział 56 "Bardziej niż mnie? "

Irmina


Rita wróciła ze szpitala przez co ja sama jestem trochę spokojniejsza. Mam nadzieję, że uda się jej i Marco rozwiązać jak najszybciej całą sprawę.
Sama jestem ciekawa co się tak na prawdę wydarzyło. Przecież Rita nie popełniła nigdy błędu za kierownicą.
- Może się przestaniesz zadręczać w końcu tym wszystkim? - powiedział Mats podając mi kubek z herbatą - Ciesz się, że z Ritą wszystko w porządku.
- Wiem, ale jakoś nie daje mi to wszystko spokoju.
- No to co mam zrobić, żebyś o tym nie myślała? - spytał.
- Wymyśl coś. - uśmiechnęłam się.
- Chyba mam pewien pomysł. - przysunął się bliżej mnie i chciał zabrać mi kubek.
- Stop! Nie skończyłam herbaty.
- Dokończysz później. - powiedział muskając moją szyję.
- Wiesz, że kocham gorącą herbatę?
- Bardziej niż mnie?
- Hmmm... - udałam, że się zastanawiam.
- No wiesz co... - odsunął się udając obrażonego.
- Żartuje przecież. - odłożyłam kubek na stolik i przytuliłam się do Matsa - Nikogo i nic nie kocham bardziej od ciebie. - cmoknęłam go w polik.
- No niech będzie, że ci wierze. - uśmiechnął się - Też cię kocham.
- No i jak jest słodko od razu. - zaśmiałam się - Chociaż może za bardzo?
- Nieee... Lepiej, że jest tak, niż jakbyśmy mieli się ciągle kłócić i mieć jakieś problemy.
- No dobra. To co miałeś zamiar zrobić zanim ci przerwałam? - uśmiechnęłam się cwaniacko,
- Hmmm... chyba to. - zaczął mnie całować, po czym wziął mnie na ręce , a ja oplotłam nogami jego talię. Zaczął się kierować w stronę naszej sypialni.


Leżałam wtulona w Hummelsa, który bawił się kosmykiem moich włosów. Cały czas obracałam na palcu pierścionek zaręczynowy.
- Musielibyśmy w końcu kiedyś o tym pomyśleć. - usłyszałam głos Matsa.
- O czym?
- O ślubie. Nie sądzisz?
- Można by faktycznie pomyśleć. - stwierdziłam - Ale mamy już prawie koniec listopada, niedługo święta. Może pomyślimy o tym po Nowym Roku?
- Jak chcesz. - westchnął.
- Nie zrozum mnie źle. Najchętniej wyszłabym za ciebie od razu, przecież wiesz. Ale pod koniec roku zawsze jest tyle spraw do załatwienia..
- Nic nie tłumacz, wszystko rozumiem. - cmoknął mnie w czubek głowy.
Chciałam jeszcze coś powiedzieć, ale zadzwonił mój telefon.
Marco...
- Słucham pana. - odebrałam.
- Cześć. Nie przeszkadzam?
- Nie. Coś się stało? Coś z Ritą? - spytałam.
- Nie, wszystko w porządku. Ale chodzi o nią.
- No mów.
- Ten wypadek to nie był przypadek. - powiedział.
- Jak to?
- Ktoś specjalnie grzebał przy samochodzie. Bo nie wierzę w złego mechanika.
- Myślisz, ze to Carlos?
- Tak, dokładnie tak myślę...
Jak dorwę tego gnojka to gołymi rękami go rozszarpie.
______________________________________________________________________
Myślałyśmy, że we wakacje pisanie pójdzie nam o wiele lepiej a tu mały klops...
No chociaż coś się udało znowu napisać i mamy nadzieję, ze się podoba :D 

08 lipca 2015

Rozdział 55 "Jak, kiedy i gdzie by to zrobił?"

Rita 

Jak to się w ogóle mogło stać? Przecież aż takim złym kierowcą nie jestem, a kiedy jest zła pogoda umiem zachować ostrożność. I przecież jechałam ostrożnie...
No może nie zawsze wychodzi tak jak by się chciało, ale tej sytuacji nigdy nie pojmę. Do tego wzięłam samochód Marco... Mam nadzieje, że wybaczy mi, że nieznacznie go poturbowałam.
- Rita!!! Kochanie moje! - Marco wleciał do pokoju. Podszedł do mnie i pocałował w czoło. Za nim weszła Irmina.
- Przecież miałyśmy iść do kina na komedie a nie dramat! - uniosła nieco głos ze łzami w oczach.
- Właśnie, właśnie... To na prawdę nie moja wina. Nie wiem co się stało... Nie przypominam sobie żebym zasłabła czy coś... - myślę. - Kochanie przepraszam cie, że jechałam twoim autem. - złapałam go za rękę.
- Czy ty się dobrze czujesz...? Uwielbiam go, ale jego nie mogę kochać tak bardzo jak ciebie. - uśmiechnął się lekko. - Strasznie się martwiłem. - ścisnął moją rękę.
- I ja tak samo! - Ir stanęła niedaleko Marco.
- Tylko rozcięta głowa i złamana ręka. Zawsze mogło być gorzej. - mrugnęłam okiem.
- Aż kotku, aż. Nie wiem, czy cie teraz samą puszczę gdziekolwiek. - przyznał Marco.
- Ale takie coś może przytrafić się każdemu! - odparłam.


Tydzień później 


-Kto dzwonił? - pytam narzeczonego.
-Zaraz będą z Astonem Martinem. - uśmiechnął się.
-Mam nadzieje, że będzie wyglądać całkiem dobrze. - zaśmiałam się.





***



Marco


-Dziękuje bardzo. - odparłem.
-Nie ma za co, taka praca. - śmieje się młody mężczyzna, który odholował samochód. - Chciałem tylko pana uprzedzić, że poprzedni mechanik nie był dobry... Jakby kompletnie się na tym nie znał... - stwierdził mężczyzna.
-Ale co to ma do rzeczy? Przecież miesiąc temu robiłem przegląd, było wszystko okej, a z resztą od tego czasu nie byłem z nim u żadnego mechanika. - powiedziałem.
-Jest pan pewien? Według tego co oglądaliśmy na warsztacie stwierdziliśmy, że wypadek stał się właśnie z winy złego mechanika.
- Złego mechanika...? - myślę.
-W sensie takiego co się zbytnio na tym nie zna... - pomyślał. - Ewentualnie może być tak, że specjalnie chciał to zrobić, ale wątpię... Przecież pan - najlepszy piłkarz w Niemczech... Nikt by nie popełnił tego błędu. - uśmiecha się.
A ja zaczynam dogłębnie analizować to, co przed chwilą usłyszałem z ust tego faceta.
"Złego mechanika"... "specjalnie chciał to zrobić..."
Czy dobrze myślę...?
Ale jak, kiedy i gdzie by to zrobił?
To nie jest chyba możliwe... Chyba... Ale może to być prawda.
Sama Rita mówiła, że jechała ostrożnie...
Gnojek chciał mnie wykończyć, a trafiło na biedną Ritę.

JUŻ NIE ŻYJE.

___________________________________________________________________


Taaak... Rozdziału nie było bardzo długo :/
Nie miałam zbytnio czasu, żeby go napisać, ale też i motywacji, bo tylko 3 komentarze :C
Mamy nadzieje, że następnym razem będzie lepiej ;D
Dziękuję, za uwagę, życzę udanych wakacji! :*******

07 maja 2015

Rozdział 54 "A może chcesz mi coś powiedzieć?"

Irmina



Umówiłam się na dzisiaj z Ritą. Zaplanowałyśmy sobie całkowicie babski dzień. Tyko ta pogoda...
- Hejka Ir, coś nam ta pogoda dzisiaj nie służy. - odebrałam telefon od przyjaciółki.
Zgodnie stwierdziłyśmy, że wybierzemy się dzisiaj do kina. Pozostało mi tylko czekać aż Rita po mnie wpadnie.



Pół godziny... No niech będzie..
Godzina... Coś mi tu nie pasuje...

- Nie byłaś umówiona z Ritą dzisiaj? - spytał Mats widząc mnie nadal w domu.
- Miała po mnie przyjechać. Wydawało mi się, że jak rozmawiałyśmy godzinę temu temu, to była już gotowa.
- Na pewno zaraz będzie nie martw się. - przysiadł obok mnie - A teraz mam jeszcze trochę czasu, żeby cię mooocno przytulić. - zaśmiał się obejmując mnie.
- Stało się coś, żeś ty taki dobry? - zaśmiałam się.
- Nie?
- Dobra, mów. Kiedy przyjeżdża Benedikt? - spytałam od razu.
- Nie przyjeżdża. Mamy się spotkać gdzieś po środku.
- To mi się kojarzy z jakąś schadzką. - roześmiałam się głośno - A może chcesz mi coś powiedzieć? - próbowałam być poważna.
- A gdzie tam. Widzisz... ty spotykasz się z Ritą często, a ja tak nie mogę, ale czasem musimy gdzieś wypaść.
- Przecież wiem. Ej, nie odsuwaj się! - powiedziałam, kiedy poruszył się troszkę.
- Przepraszam. - objął mnie jeszcze mocniej.
- O tak dobrze. - uśmiechnęłam się.
- Wiesz, że za niedługi czas, będziesz musiała się ruszyć? - spytał.
- Ćśś... Na razie jeszcze nie muszę.
Mogłabym tak siedzieć wiecznie... Ale co z tą Ritą... Przecież powinna już dawno być...
Zadzwoniła by choc....
Jak na zawołanie odezwał się telefon.... Jednak to nie Rita. Marco.
- Słucham? - odebrałam szybko.
- Irmina? - niee... to nie jest głos Marco.
- Tak. Kto mówi?
- Marcel. Przyjaciel Marco. Słuchaj, mam Ci przekazać, że Rita jest w szpitalu. Miała wypadek.
Przez dłuższą chwilę nie potrafiłam nic powiedzieć.
Rita. Szpital. Wypadek.
- Czy... czy stało się coś poważnego? - spytałam.
- Ja jeszcze nie wiem, Marco rozmawia z lekarzami. - usłyszałam w odpowiedzi.
- Powiedz mu, że zaraz przyjadę.
Od razu, gdy zakończyłam rozmowę rozpłakałam się.
Rita jest mi bardzo bliska... Odważyłabym się powiedzieć, że bliższa niż mój brat.
- Kotku, kto dzwonił? Czemu płaczesz? - spytał od razu Mats.
- Rita... Ja... ja muszę jechać do szpitala. - zerwałam się.
- Ej. Powoli. - zatrzymał mnie - Spokojnie powiedz mi co się stało.
- Rita miała wypadek. - łzy zaczęły płynąć
jeszcze mocniej.
Hummels nic nie mówiąc przytulił mnie mocno.
- Zawieziesz mnie do szpitala? - wyłkałam.
- Jasne.



Całkiem szybko znaleźliśmy się w szpitalu.  Jak najszybciej chciałam znaleźć się przy przyjaciółce.
Błądząc po szpitalnych korytarzach trafiliśmy w końcu na siedzącego na korytarzu Marco.
- Jesteście. - wstał widząc, że się zbliżamy.
- Gdzie Rita? Co z nią? - spytałam od razu.
- Całe szczęście nic poważnego się nie stało. - odetchnęłam słysząc to - Teraz jest tylko na jakiś dodatkowych badaniach.
- Co się w ogóle stało?
- Ona sama nie wie. Straciła panowanie nad samochodem i stało się...

________________________________________________________________
Gorszego rozdziału chyba tu nie było...
Ale no coś dodać wypadało xd 

19 kwietnia 2015

Rozdział 53 "Jeszcze mnie popamiętacie!"

Rita


Zimny deszczowy dzień... Nie no... Przecież nie pójdę na pieszo do Irminy. 
Pożegnałam się z Marco, który czekał niecierpliwie na chłopaków.
Wzięłam kluczyki do Astona Martina, bo ze wszystkich aut był najbliżej wyjazdu i ruszyłam.
Stwierdziłam, że dam znać Irminie, że nie dojdę na pieszo i wkrótce przyjadę autem.                                  Tak też zrobiłam. 
- Cześć Ir. 
- Hejka, coś nam pogoda nie służy... - przyznała przyjaciółka. 
- No niestety. - odparłam. - Będę u ciebie za jakieś 10 minut. 
- A dzisiaj na jakieś zakupy się wybieramy czy kino? 
- Hym... Myślę, że dzisiaj zdecydowanie lepszym wyjściem będzie kino. - zaśmiałam się. 
- Masz rację. No to ja czekam. 
- Okej, pa. 
- Pa. 
Ta pogoda nie jest chyba dla takiego kierowcy jak ja... 

W pewnej chwili straciłam panowanie nad kierownicą...


Marco


Niedługo po tym, jak Rita pojechała zjawili się u mnie Marcel i Robin. Znowu będzie miała co robić po powrocie...Jak chłopaki wpadną do kuchni to zwykle nie wygląda to ciekawie. Całe szczęście, że lubi sprzątać.
Po tym jak poszukaliśmy, tudzież niektórzy z nas umieszali sobie czegoś do jedzenia, jak to zwykle bywa, przystąpiliśmy do najciekawszego zajęcia tego popołudnia.
- Dzisiaj nie masz ze mną szans! - wrzasnął Marcel.
- No ciekawe kurde... - zmierzyłem go wzrokiem.
- Jestem pewien, że jak zwykle w żenujący sposób, w ostatniej chwili Marco cię wykiwa. - odezwał się niepotrzebnie Robin.
- W żenujący sposób????!!! W ostatniej chwili????!!! Spierdalaj!!!! - zacząłem go obkładać pięściami po plecach.
- Dzidziusie malutkie, fifa czeka, sama się nie zagra. - przywrócił nas do rzeczywistości Marcel.
I tak zaczęła się walka o dobre imię, która nie wszystkim może wyjść dobrze. Oczywiście nie mówię tu o sobie, ale o tym co to się spierał, że dzisiaj nici z mojej wygranej. A jednak...
Idzie mi lepiej niż zwykle, a zwykle idzie mi też dobrze.
- No i co się cieszysz?!? Jeszcze mam czas... Na razie to ja się z tobą bawię. - stwierdził Marcel.
- No za dużego wyjścia nie masz, jak tylko się pobawić. - wtrącił Robin.
- Śmiejcie się, śmiejcie! Jeszcze mnie popamiętacie!

Nie minęło wiele czasu a tu już remis.
- No ładnie, ładnie.

- Tak więc w żałosnym stylu, pod koniec meczu wygrał Marco. - przyznał Marcel.
- Ty też?! - zbulwersowałem się. - Ja przynajmniej wygrałem, a sam mówiłeś, że mnie pokonasz.
- Za mało czasu było, noo!
- Dobra, dobra, teraz ja gram! - zgłosił Robin.

Zanim zaczął się drugi mecz, zobaczyłem że telefon zaczyna wariować na stoliku. To pewnie Rita.
Podszedłem bliżej i zobaczyłem nieznany mi numer. Odebrać, czy nie odebrać?
- Tak słucham? - odebrałem grzecznie.
- Dzień dobry, znaleźliśmy pana kontakt w telefonie pani Rity Koch...
Omal serce mi nie stanęło!
- Rity???!! Co się stało?!
...

___________________________________________________________________

Dzieję się dużo... I z pewnością dużo będzie się działo.
I właśnie od tego co będzie się działo zależy przyszłość naszego bloga.
Na razie spokojnie, z czasem wszystko się zdecyduje.

Pozdrawiamy  < 3

28 marca 2015

Rozdział 52 "To istnieje możliwość, że umrę..."

Carlos


- Wytłumacz mi co to wszystko miało znaczyć. - powiedział szef po całym zajściu z Marco.
- Gdybym ja sam wiedział. - musiałem coś wymyślić - Gościu już od jakiegoś czasu ma do mnie jakieś pretensje...
- A ty niby jesteś niewinny? - zapytał - Carlos, ja wiem kto to był. I pamiętaj, że nie chce mieć kłopotów.. Swoje sprawy załatwiaj po pracy bo inaczej będziesz musiał szukać nowej. - uderzył pięścią w stół. 
Po rozmowie z szefem byłem jeszcze bardziej zdenerwowany.
Przez tego gnojka Reusa najpierw straciłem laskę marzeń a teraz mam stracić robotę?
Ja się jeszcze zemszczę...

Irmina

Jak... prawie co dzień wybrałam się z Nuką na spacer.
To chyba stanie się moim uzależnieniem. Pies stał się dla mnie w jakimś sensie ucieczką od codzienności, wszystkiego co negatywne. Kolejnym ważnym elementem w moim życiu. Nie zostaję już sama, gdy Mats wyjeżdża.
Zajmuję się Nuką... prawie jak dzieckiem...


- A pani nie za gorąco czasem? - spytał Mats, gdy wróciłam z Nuką do domu - Mamy listopad, a nie lipiec.
- Oj przecież mam bluzę. - odpowiedziałam - Wprawdzie cienka, ale jest.
- Brawo. A jak się rozchorujesz, to kto się będzie musiał tobą opiekować kochanie? - przytulił mnie mocno, gdy usiadłam obok niego.
- Wydaje mi się, że znam takiego jednego.  - zaśmiałam się.
- Chciałabyś. - również zaczął się śmiać.
- No a nie? - zrobiłam smutną minę.
- No jasne, że tak. - ucałował mnie w skroń.
W tym samym czasie Nuka wskoczyła obok nas na kanapę i ułożyła się wygodnie.
- Chyba wiem, jakie jest ulubione miejsce naszej pupilki. - powiedział Mats.
- Tam, gdzie jej pana.
- Czy ty uważasz, że ja cały czas tylko leże na kanapie? - spytał.
- Yyy.. Nie?
- Ale właśnie to powiedziałaś.
- Wydawało ci się skarbie.- zaczęłam się podnosić.
- Oo nie. Gdzie się teraz wybierasz? - pociągnął mnie za rękę tak, że wylądowałam u niego na kolanach.
- Do kuchni? Chyba trochę zgłodniałam. Kolacje muszę zrobić. - uśmiechnęłam się.
- A jeśli cię nie puszczę?
- To istnieje możliwość, że umrę ci z głodu. - odpowiedziałam natychmiast.
- Hmm.. To trzeba coś z tym zrobić.
Jakoś udało mu się wstać i zanieść mnie do kuchnii. Zostałam posadzona na stole i obserwowałam co robi Mats.
Chwilę zastanawiał się nad czymś, po czym zaczął przeglądać zawartości szafek i lodówki. Za moment zaczynał już przyrządzać... no właśnie nie wiem co.
Nudziło mi się trochę w tej ciszy więc musiałam zacząć coś.
- Jak w klubie? - odezwałam się.
Mats westchnął głęboko i oderwał się od pracy.
Wyraźnie zrzedła mu mina.
Ups. Irmina, ugryź się czasem w język.
Po co pytam skoro doskonale wiem jak jest.
- Przepraszam. Umówmy się, że tego pytania nie było. - powiedziałam szybko.
Znowu cisza.
-Kochanie, co ty właściwie robisz? - spytałam.
- Niespodzianka. - odpowiedział skupiony.
- Ale ja chcę wiedzieć!
- Ale ja ci nie powiem.
- Prooszę. - zeskoczyłam ze stolika i przytuliłam Matsa.
- Ten jeden raz musisz pokonać swoją ciekawość.
- Jak nie to nie. - powiedziałam i opuściłam kuchnię.
Najbliższy czas spędziłam zachowując się jak prawdziwe dziecko i bawiąc z psem. Na chwilę zadzwoniła do mnie Rita, ale musiałam zakończyć naszą rozmowę, gdy poczułam zapach spalenizny i usłyszałam jak Mats zaczyna przeklinać.
Czym prędzej udałam się do kuchni.
- Co ci nie wyszło? - spytałam od razu.
- Skąd to podejrzenie? - odpowiedział odkaszlując.
- A wiesz, takie przeczucie. - uśmiechnęłam się.
- Chyba nici z kolacji. - westchnął.
- Może uda mi się coś uratować.
- Wątpię, wszystko wylądowało w koszu. - lekko się załamał.
- Nic się nie stało. Zamówimy coś do jedzenia. - podeszłam i wtuliłam się w niego - Kocham Cię, wiesz?
- Ja Ciebie też słoneczko. - pocałował mnie w czubek głowy.

_________________________________________________________________-
I oto jest :D
Dodaję z nadzieją, że spodoba wam się ;)

03 marca 2015

Rozdział 51 "Krwawisz..."

listopad 2014

Rita

Czas leci nieubłaganie, a ja od pewnego czasu, zamiast być szczęśliwa, coraz bardziej zadręczam się wszystkim co dzieje się wokół mnie, oczywiście nie z mojej przyczyny. 
W sumie to przez Carlosa... Jak było kilka miesięcy spokoju, tak teraz nawiedza mnie minimum raz w tygodniu, dwa na pewno. Nie chce nawet rozmyślać o częstszych jego spotkaniach. Co wyjdę z  domu, wiem że go spotkam. Zastanawiam się nawet czy on mnie śledzi, czy jak? 
Oczywiście o wszystkim powiedziałam Marco. Irminie... no tym bardziej przecież! 
Razem z Marco, postanowiliśmy, że wybierzemy się do marketu, w którym pracuje Carlos. Boje się trochę reakcji Marco, gdy go zobaczy, ale ja mam już tego dość! Nie wiem, czy zapomniał, że między nami już nic nie ma, że mam narzeczonego, że po prostu to finalny, kończący się koniec?! 


Marco   

Właśnie zmierzam uciąć sobie krótką pogawędkę z upierdliwym typem. 
Złapałem Ritę za rękę. Trzymałem ją dosyć mocno - nie tak, żeby ją bolało, ale na tyle wystarczająco, żeby wiedziała, że jest dla mnie wszystkim. Nigdy nie pozwolę jej odejść! 

Przeszliśmy się trochę po markecie z myślą, że gdzieś go zobaczymy. Jak na złość, nic. Moja ukochana postanowiła podejść do pierwszej napotkanej pracownicy i spytać o Carlosa. 
- On tu już nie pracuje. - odpowiedziała wysoka dziewczyna o rudych włosach. - Z tego co wiem, pracuje w warsztacie samochodowym dwa kilometry skąd. - poinformowała ją. 
- Dziękuje bardzo. Dawno się z nim nie widziałam, i nawet nie wiedziałam, że zmienił pracę. - powiedziała Rita. 
Faktycznie dawno się z nim nie widziała... Będzie z jakieś dwa dni.
- To nastąpiło tak nagle... - powiedziała z lekkim przerażeniem w oczach. 
- Bardzo pani dziękuje. Życzę miłego dnia. - uśmiechnięta Rita wróciła do mnie łapiąc mnie z powrotem za rękę. 
- Wszystko słyszałeś prawda? 
- Tak. Wiem gdzie jest ten cały warsztat. - przyznałem. - Najpierw w sklepie, teraz warsztat samochodowy...
- Noo, kiedyś wspominał coś, że kształcił się w zawodzie mechanika. 
- W takim miejscu łatwiej będzie zmiażdżyć mu klejnoty. 
- Chachachacha. - Rita wybuchnęła śmiechem. 
- No co? 
- No nic. Ale proszę, nie rób nic głupiego! - spojrzała się na mnie wchodząc do auta.
- Zrobiłem kiedyś coś głupiego? 
- Hym... Pozwól, że zostawię, to bez komentarza. - szeroko uśmiechnęła się.  
- No serio? Dzięki wielkie...
- Oj przepraszam no... - dała mi buziaka w policzek. 
- No powiedzmy, że wybaczam. - uśmiechnąłem się w jej stronę. 

*

- Co ty sobie myślisz?! - podbiegłem do niego i przywitałem go prawym sierpowym. Odleciał z dwa metry w tył, a z jego nosa zaczęła cieknąć strużka krwi.
Ten debil się tylko uśmiechnął, obcierając zakrwawione miejsce.
- Nie wiem czy wiesz, ale znam ją wcześniej niż ty.
- Tak sądzisz? - zdenerwowałem się. - A w ogóle co to ma do rzeczy?! Masz ją zostawić w spokoju!
- Sam wiem co dla niej najlepsze. - wstał. Chciałem ponownie dać mu do zrozumienia, ale ten niestety wyprzedził mnie i oddał mi w ten sam sposób.
- Uważam, że tyle wystarczy. Nie chce, żeby Rita zbytnio cierpiała. - powiedział i wytarł dłonie w jakąś szmatę.
- Panowieee....! Co tu się dzieje? - do pomieszczenia wleciał bodajże szef Carlosa.
- Nic, nic. Ten pan już wychodzi. - kiwnął głową w moją stronę.
- Mam nadzieje, że już się nie zobaczymy.
Odszedłem.
Kierując się w stronę auta Rita momentalnie wyleciała z samochodu.
- Mój Boże, Marco! Co on ci zrobił? - krzyknęła przerażona. Całe szczęście, że złapałem ją za ramiona, bo jestem pewien że pobiegłaby do środka.
- Kochanie nic się nie stało... To tylko takie małe porachunki. - mrugnąłem do niej z uśmiechem.
- Krwawisz...
- Rita... Ty chyba krwawienia nie widziałaś. - zaśmiałem się.
- Oj Marco... To nie jest śmieszne! - powiedziała oburzona i wyciągnęła chusteczkę z kieszeni swoich spodni. Przyłożyła mi ją do nosa. - Krwawisz przeze mnie!
- Dla ciebie warto!
- Nie chce, żebyś przeze mnie cierpiał. - posmutniała. - Kocham cię.   


_________________________________________________________________

Dziękujemy serdecznie za 6 komentarzy :D
Trochę akcji jak widzicie, mam nadzieje, że coś z tego wyjdzie :P