19 kwietnia 2015

Rozdział 53 "Jeszcze mnie popamiętacie!"

Rita


Zimny deszczowy dzień... Nie no... Przecież nie pójdę na pieszo do Irminy. 
Pożegnałam się z Marco, który czekał niecierpliwie na chłopaków.
Wzięłam kluczyki do Astona Martina, bo ze wszystkich aut był najbliżej wyjazdu i ruszyłam.
Stwierdziłam, że dam znać Irminie, że nie dojdę na pieszo i wkrótce przyjadę autem.                                  Tak też zrobiłam. 
- Cześć Ir. 
- Hejka, coś nam pogoda nie służy... - przyznała przyjaciółka. 
- No niestety. - odparłam. - Będę u ciebie za jakieś 10 minut. 
- A dzisiaj na jakieś zakupy się wybieramy czy kino? 
- Hym... Myślę, że dzisiaj zdecydowanie lepszym wyjściem będzie kino. - zaśmiałam się. 
- Masz rację. No to ja czekam. 
- Okej, pa. 
- Pa. 
Ta pogoda nie jest chyba dla takiego kierowcy jak ja... 

W pewnej chwili straciłam panowanie nad kierownicą...


Marco


Niedługo po tym, jak Rita pojechała zjawili się u mnie Marcel i Robin. Znowu będzie miała co robić po powrocie...Jak chłopaki wpadną do kuchni to zwykle nie wygląda to ciekawie. Całe szczęście, że lubi sprzątać.
Po tym jak poszukaliśmy, tudzież niektórzy z nas umieszali sobie czegoś do jedzenia, jak to zwykle bywa, przystąpiliśmy do najciekawszego zajęcia tego popołudnia.
- Dzisiaj nie masz ze mną szans! - wrzasnął Marcel.
- No ciekawe kurde... - zmierzyłem go wzrokiem.
- Jestem pewien, że jak zwykle w żenujący sposób, w ostatniej chwili Marco cię wykiwa. - odezwał się niepotrzebnie Robin.
- W żenujący sposób????!!! W ostatniej chwili????!!! Spierdalaj!!!! - zacząłem go obkładać pięściami po plecach.
- Dzidziusie malutkie, fifa czeka, sama się nie zagra. - przywrócił nas do rzeczywistości Marcel.
I tak zaczęła się walka o dobre imię, która nie wszystkim może wyjść dobrze. Oczywiście nie mówię tu o sobie, ale o tym co to się spierał, że dzisiaj nici z mojej wygranej. A jednak...
Idzie mi lepiej niż zwykle, a zwykle idzie mi też dobrze.
- No i co się cieszysz?!? Jeszcze mam czas... Na razie to ja się z tobą bawię. - stwierdził Marcel.
- No za dużego wyjścia nie masz, jak tylko się pobawić. - wtrącił Robin.
- Śmiejcie się, śmiejcie! Jeszcze mnie popamiętacie!

Nie minęło wiele czasu a tu już remis.
- No ładnie, ładnie.

- Tak więc w żałosnym stylu, pod koniec meczu wygrał Marco. - przyznał Marcel.
- Ty też?! - zbulwersowałem się. - Ja przynajmniej wygrałem, a sam mówiłeś, że mnie pokonasz.
- Za mało czasu było, noo!
- Dobra, dobra, teraz ja gram! - zgłosił Robin.

Zanim zaczął się drugi mecz, zobaczyłem że telefon zaczyna wariować na stoliku. To pewnie Rita.
Podszedłem bliżej i zobaczyłem nieznany mi numer. Odebrać, czy nie odebrać?
- Tak słucham? - odebrałem grzecznie.
- Dzień dobry, znaleźliśmy pana kontakt w telefonie pani Rity Koch...
Omal serce mi nie stanęło!
- Rity???!! Co się stało?!
...

___________________________________________________________________

Dzieję się dużo... I z pewnością dużo będzie się działo.
I właśnie od tego co będzie się działo zależy przyszłość naszego bloga.
Na razie spokojnie, z czasem wszystko się zdecyduje.

Pozdrawiamy  < 3

28 marca 2015

Rozdział 52 "To istnieje możliwość, że umrę..."

Carlos


- Wytłumacz mi co to wszystko miało znaczyć. - powiedział szef po całym zajściu z Marco.
- Gdybym ja sam wiedział. - musiałem coś wymyślić - Gościu już od jakiegoś czasu ma do mnie jakieś pretensje...
- A ty niby jesteś niewinny? - zapytał - Carlos, ja wiem kto to był. I pamiętaj, że nie chce mieć kłopotów.. Swoje sprawy załatwiaj po pracy bo inaczej będziesz musiał szukać nowej. - uderzył pięścią w stół. 
Po rozmowie z szefem byłem jeszcze bardziej zdenerwowany.
Przez tego gnojka Reusa najpierw straciłem laskę marzeń a teraz mam stracić robotę?
Ja się jeszcze zemszczę...

Irmina

Jak... prawie co dzień wybrałam się z Nuką na spacer.
To chyba stanie się moim uzależnieniem. Pies stał się dla mnie w jakimś sensie ucieczką od codzienności, wszystkiego co negatywne. Kolejnym ważnym elementem w moim życiu. Nie zostaję już sama, gdy Mats wyjeżdża.
Zajmuję się Nuką... prawie jak dzieckiem...


- A pani nie za gorąco czasem? - spytał Mats, gdy wróciłam z Nuką do domu - Mamy listopad, a nie lipiec.
- Oj przecież mam bluzę. - odpowiedziałam - Wprawdzie cienka, ale jest.
- Brawo. A jak się rozchorujesz, to kto się będzie musiał tobą opiekować kochanie? - przytulił mnie mocno, gdy usiadłam obok niego.
- Wydaje mi się, że znam takiego jednego.  - zaśmiałam się.
- Chciałabyś. - również zaczął się śmiać.
- No a nie? - zrobiłam smutną minę.
- No jasne, że tak. - ucałował mnie w skroń.
W tym samym czasie Nuka wskoczyła obok nas na kanapę i ułożyła się wygodnie.
- Chyba wiem, jakie jest ulubione miejsce naszej pupilki. - powiedział Mats.
- Tam, gdzie jej pana.
- Czy ty uważasz, że ja cały czas tylko leże na kanapie? - spytał.
- Yyy.. Nie?
- Ale właśnie to powiedziałaś.
- Wydawało ci się skarbie.- zaczęłam się podnosić.
- Oo nie. Gdzie się teraz wybierasz? - pociągnął mnie za rękę tak, że wylądowałam u niego na kolanach.
- Do kuchni? Chyba trochę zgłodniałam. Kolacje muszę zrobić. - uśmiechnęłam się.
- A jeśli cię nie puszczę?
- To istnieje możliwość, że umrę ci z głodu. - odpowiedziałam natychmiast.
- Hmm.. To trzeba coś z tym zrobić.
Jakoś udało mu się wstać i zanieść mnie do kuchnii. Zostałam posadzona na stole i obserwowałam co robi Mats.
Chwilę zastanawiał się nad czymś, po czym zaczął przeglądać zawartości szafek i lodówki. Za moment zaczynał już przyrządzać... no właśnie nie wiem co.
Nudziło mi się trochę w tej ciszy więc musiałam zacząć coś.
- Jak w klubie? - odezwałam się.
Mats westchnął głęboko i oderwał się od pracy.
Wyraźnie zrzedła mu mina.
Ups. Irmina, ugryź się czasem w język.
Po co pytam skoro doskonale wiem jak jest.
- Przepraszam. Umówmy się, że tego pytania nie było. - powiedziałam szybko.
Znowu cisza.
-Kochanie, co ty właściwie robisz? - spytałam.
- Niespodzianka. - odpowiedział skupiony.
- Ale ja chcę wiedzieć!
- Ale ja ci nie powiem.
- Prooszę. - zeskoczyłam ze stolika i przytuliłam Matsa.
- Ten jeden raz musisz pokonać swoją ciekawość.
- Jak nie to nie. - powiedziałam i opuściłam kuchnię.
Najbliższy czas spędziłam zachowując się jak prawdziwe dziecko i bawiąc z psem. Na chwilę zadzwoniła do mnie Rita, ale musiałam zakończyć naszą rozmowę, gdy poczułam zapach spalenizny i usłyszałam jak Mats zaczyna przeklinać.
Czym prędzej udałam się do kuchni.
- Co ci nie wyszło? - spytałam od razu.
- Skąd to podejrzenie? - odpowiedział odkaszlując.
- A wiesz, takie przeczucie. - uśmiechnęłam się.
- Chyba nici z kolacji. - westchnął.
- Może uda mi się coś uratować.
- Wątpię, wszystko wylądowało w koszu. - lekko się załamał.
- Nic się nie stało. Zamówimy coś do jedzenia. - podeszłam i wtuliłam się w niego - Kocham Cię, wiesz?
- Ja Ciebie też słoneczko. - pocałował mnie w czubek głowy.

_________________________________________________________________-
I oto jest :D
Dodaję z nadzieją, że spodoba wam się ;)

03 marca 2015

Rozdział 51 "Krwawisz..."

listopad 2014

Rita

Czas leci nieubłaganie, a ja od pewnego czasu, zamiast być szczęśliwa, coraz bardziej zadręczam się wszystkim co dzieje się wokół mnie, oczywiście nie z mojej przyczyny. 
W sumie to przez Carlosa... Jak było kilka miesięcy spokoju, tak teraz nawiedza mnie minimum raz w tygodniu, dwa na pewno. Nie chce nawet rozmyślać o częstszych jego spotkaniach. Co wyjdę z  domu, wiem że go spotkam. Zastanawiam się nawet czy on mnie śledzi, czy jak? 
Oczywiście o wszystkim powiedziałam Marco. Irminie... no tym bardziej przecież! 
Razem z Marco, postanowiliśmy, że wybierzemy się do marketu, w którym pracuje Carlos. Boje się trochę reakcji Marco, gdy go zobaczy, ale ja mam już tego dość! Nie wiem, czy zapomniał, że między nami już nic nie ma, że mam narzeczonego, że po prostu to finalny, kończący się koniec?! 


Marco   

Właśnie zmierzam uciąć sobie krótką pogawędkę z upierdliwym typem. 
Złapałem Ritę za rękę. Trzymałem ją dosyć mocno - nie tak, żeby ją bolało, ale na tyle wystarczająco, żeby wiedziała, że jest dla mnie wszystkim. Nigdy nie pozwolę jej odejść! 

Przeszliśmy się trochę po markecie z myślą, że gdzieś go zobaczymy. Jak na złość, nic. Moja ukochana postanowiła podejść do pierwszej napotkanej pracownicy i spytać o Carlosa. 
- On tu już nie pracuje. - odpowiedziała wysoka dziewczyna o rudych włosach. - Z tego co wiem, pracuje w warsztacie samochodowym dwa kilometry skąd. - poinformowała ją. 
- Dziękuje bardzo. Dawno się z nim nie widziałam, i nawet nie wiedziałam, że zmienił pracę. - powiedziała Rita. 
Faktycznie dawno się z nim nie widziała... Będzie z jakieś dwa dni.
- To nastąpiło tak nagle... - powiedziała z lekkim przerażeniem w oczach. 
- Bardzo pani dziękuje. Życzę miłego dnia. - uśmiechnięta Rita wróciła do mnie łapiąc mnie z powrotem za rękę. 
- Wszystko słyszałeś prawda? 
- Tak. Wiem gdzie jest ten cały warsztat. - przyznałem. - Najpierw w sklepie, teraz warsztat samochodowy...
- Noo, kiedyś wspominał coś, że kształcił się w zawodzie mechanika. 
- W takim miejscu łatwiej będzie zmiażdżyć mu klejnoty. 
- Chachachacha. - Rita wybuchnęła śmiechem. 
- No co? 
- No nic. Ale proszę, nie rób nic głupiego! - spojrzała się na mnie wchodząc do auta.
- Zrobiłem kiedyś coś głupiego? 
- Hym... Pozwól, że zostawię, to bez komentarza. - szeroko uśmiechnęła się.  
- No serio? Dzięki wielkie...
- Oj przepraszam no... - dała mi buziaka w policzek. 
- No powiedzmy, że wybaczam. - uśmiechnąłem się w jej stronę. 

*

- Co ty sobie myślisz?! - podbiegłem do niego i przywitałem go prawym sierpowym. Odleciał z dwa metry w tył, a z jego nosa zaczęła cieknąć strużka krwi.
Ten debil się tylko uśmiechnął, obcierając zakrwawione miejsce.
- Nie wiem czy wiesz, ale znam ją wcześniej niż ty.
- Tak sądzisz? - zdenerwowałem się. - A w ogóle co to ma do rzeczy?! Masz ją zostawić w spokoju!
- Sam wiem co dla niej najlepsze. - wstał. Chciałem ponownie dać mu do zrozumienia, ale ten niestety wyprzedził mnie i oddał mi w ten sam sposób.
- Uważam, że tyle wystarczy. Nie chce, żeby Rita zbytnio cierpiała. - powiedział i wytarł dłonie w jakąś szmatę.
- Panowieee....! Co tu się dzieje? - do pomieszczenia wleciał bodajże szef Carlosa.
- Nic, nic. Ten pan już wychodzi. - kiwnął głową w moją stronę.
- Mam nadzieje, że już się nie zobaczymy.
Odszedłem.
Kierując się w stronę auta Rita momentalnie wyleciała z samochodu.
- Mój Boże, Marco! Co on ci zrobił? - krzyknęła przerażona. Całe szczęście, że złapałem ją za ramiona, bo jestem pewien że pobiegłaby do środka.
- Kochanie nic się nie stało... To tylko takie małe porachunki. - mrugnąłem do niej z uśmiechem.
- Krwawisz...
- Rita... Ty chyba krwawienia nie widziałaś. - zaśmiałem się.
- Oj Marco... To nie jest śmieszne! - powiedziała oburzona i wyciągnęła chusteczkę z kieszeni swoich spodni. Przyłożyła mi ją do nosa. - Krwawisz przeze mnie!
- Dla ciebie warto!
- Nie chce, żebyś przeze mnie cierpiał. - posmutniała. - Kocham cię.   


_________________________________________________________________

Dziękujemy serdecznie za 6 komentarzy :D
Trochę akcji jak widzicie, mam nadzieje, że coś z tego wyjdzie :P


04 lutego 2015

Rozdział 50 "(...) jesteś idiotą."

Irmina 


Rita poprosiła Marco aby odwiózł mnie do domu. Wolałabym się przejść albo w ogóle dzisiaj nie wracać, ale dzisiaj nie miałam siły się z nią kłócić. Może przynajmniej szybciej znajdę się w domu i położę kończąc ten dzień.
- Dziękuje Marco. - westchnęłam, gdy dojechaliśmy na miejsce. 
- Nie ma za co. I nie przejmuj się, wszystko się ułoży. - uśmiechnął się krzepiąco. 

W domu nie zastałam Matsa. Na stoliku w salonie leżała tylko karteczka z informacją, że powinien wrócić jutro. 
Może nawet lepiej, że go nie ma....
Nadal nie rozumiem jak mógł tak myśleć. Przecież to głupie. 
Ale z drugiej strony... Może ja za ostro zareagowałam. Powinnam z nim porozmawiać a nie...
Ugh.


Obudziły mnie odgłosy... skomlenia psa?! 
Otworzyłam oczy i uniosłam się delikatnie. Dzięki ucichły.... Upadłam z powrotem na poduszkę zamykając oczy. 
Znowu...
Po raz kolejny podniosłam się.  Z mojej prawej strony zobaczyłam wdrapującego się na łóżko szczeniaczka. Maluszek próbował kilka razy i w końcu poddał się kładąc obok. 
- Co tu robisz słodziaczku? - chwyciłam pieska i położyłam na łóżko. 
Szczeniak miał, a właściwie to miała, przymocowaną do obroży karteczkę zwiniętą w mały rulonik. Rozwinęłam to.

"Wybacz temu idiocie, który siedzi na dole. 
Nie chciał cię zranić i bardzo przeprasza."

- Mówisz, że mam mu wybaczyć? - uśmiechnęłam się. 
Samojed* wydał z siebie jedno wesołe szczeknięcie czym spowodował mój śmiech. 
To jest słodkie. Ten głupek kupił mi psa na przeprosiny. 
Na prawdę się wszystkim przejął. Tylko jak wpadł na taki pomysł....
-Dobra mała, idziemy zobaczyć co się dzieje u pana. - zeskoczyłam z łóżka. Piesek udawał się cały czas za mną, gdy wychodziłam z sypialni i zaczęłam schodzić na dół. 
Starałam się cicho zejść do salonu. 
Mats siedział na kanapie. Powoli podeszłam tam i usiadłam obok niego. 
- Cześć. - szepnęłam i ułożyłam głowę na jego ramieniu. 
- Przepraszam - powiedział i chwycił moją dłoń - Nie chciałem żeby to tak głupio zabrzmiało i tak wyszło... Jestem idiotą...
- Ja też przepraszam. - powiedziałam, gdy zamilkł na chwilę.
- Ty?
- Tak.  Chyba nie powinnam tak reagować. Powinnam jakoś może spokojnie z tobą porozmawiać a nie kierować się jakimiś negatywnymi emocjami. - mówiłam - Ale tak, jesteś idiotą. - zaśmiałam się. 


Siedziałam wieczorek w  ogrodzie obserwując pieska, który biegał gdzie popadnie.  W pewnej chwili pojawił się obok mnie Mats. 
- Skąd ty wziąłeś tego psa? - spytałam. 
- Początkowo miałem plan znaleźć jakiegoś w schronisku, ale przypomniałem sobie, że znajomy ma hodowlę Samojedów. - przytulił mnie mocno - Podoba ci się? 
- Jest cudowna. Dziękuję.
- Nie masz za co. - ucałował mnie w czoło, a ja wtuliłam się w niego jeszcze mocniej - Wiesz jak ją nazwiesz? - spytał.
- Nuka. - uśmiechnęłam się. 
- Dlaczego tak? 
- Jak byłam mała miałam psa który się tak wabił. - westchnęłam - I Rita też miała kiedyś Nukę. Ale oby dwie straciłyśmu nasze pupilki. 
- Czyli to takie oddanie czci? - zaśmiał się.
- To nie jest śmieszne. - szturchnęłam go. 
- Dobrze, dobrze. Przepraszam. Idziemy do domu? Trochę chłodno się robi. - wstał. 
- Chodźmy. -  Mats pomógł mi się podnieść.  Zawołałam Nukę i weszliśmy do domu. 
______________________________________________________
Rozdział może chociaż wam się spodoba bo moje nastawienie średnio xd
5 komentarzy = następny rozdział

Samojed -rasa psa

24 stycznia 2015

Rozdział 49 "Adoptuj dzidziusia!"

Rita 

- Rita! Pomóż mi! - ledwo co przyłożyłam telefon do ucha a już domyśliłam się o co chodzi. Dzwonił Mats... a dzwonił... dlaczego? Hym... Być może jakaś sprzeczka z Irminą czy coś.
- Ale Mats! Spokojnie... - domagałam się. - Już okej? 
- No może... 
- Dobra, to teraz słucham... O co chodzi? - kątem oka zerknęłam na Marco, który miał niezły ubaw. 
- No bo Irmina mi tego nie wybaczy!
- No ale czego ci nie wybaczy? 
- Ona pewnie zresztą już do ciebie idzie... 
- Mniejsza z tym, pytam się czego ma ci nie wybaczyć? 
- Powiedziałem jej swoje przemyślenia co do tego, czy jej się nie znudzę. Wtedy na mnie naskoczyła no i wyszła z domu. Obraziła się na mnie, no! 
- Wiesz co, nie dziwię się jej, bo gdyby miała się kiedyś tobą znudzić to by chyba nie chciała za ciebie wyjść za mąż, ciołku!
- Tak mówisz? - zaczął się zastanawiać. - Twierdziłem, że może jest między nami duża różnica wieku i nie jestem pewny co ona będzie o mnie myśleć w przyszłości...
- Mats. Opanuj się trochę... Znam osobiście pary między którymi jest więcej niż 10 lat różnicy i do dzisiaj są razem. Wiek nie ma znaczenia. Jeśli się kochacie to się kochacie na prawdę, a nie tak sobie. No Mats, myśl trochę rozważnie!
- Eh... Chyba masz rację.
- No wiem, że mam rację, inaczej bym ci tego nie mówiła. 
- Ona zawsze ma rację! - drze się Marco jednocześnie śmiejąc się. 
- Emm... czy on to wszystko słyszał? - słyszałam lekkie załamanie nerwowe w głosie piłkarza. 
- Tego co ty mówiłeś nie słyszał, ale jednak raczej domyśla się o jaką sprawę chodzi. - uśmiechnęłam się mimowolnie.
- Niech tylko to skomentuje... - powiedział łagodnie Mats.
- Dobrze, dobrze... Już się tak nie denerwuj.  Po prostu przeproś ją ładnie i będzie dobrze. 
- Ehh... Gdyby to wystarczyło... 
- Seriooo?!
- Nie wiesz jak zareagowała... 
- No teraz mogę się już tylko domyślić. - szczerze mówiąc, byłam zszokowana! Musiało być ostro. 
- Kup jej coś...ehhm... nie wiem... taki dowód ogromnej miłości, żeby nigdy o tym nie zapomniała, a w dodatku o tobie, żeby wiedziała, że bardzo ci na niej zależy. 
- Tak! To dobry pomysł! - przyznał. - Ale co to może być? 
- Adoptuj dzidziusia! - uśmiechnęłam się. 
- ....
- ....
- Rita! Jesteś genialna! - krzyknął do słuchawki. 
- Ale ja żartowałam! 
- Nie, nie! Adoptuje zwierzaczka! 
- Ejj... Ale to nie jest zły pomysł... - zdałam sobie z tego sprawę. 
- Dzięki ci! Co ja bym bez ciebie zrobił... - podziękował mi. - To ja pędzę do schroniska! Pozdrów Marco. Na razie. 
- Dobrze, trzymaj się i weź jakiegoś słodkiego młodego pieska. 
- Okej, okej. Dzięki jeszcze raz. 
Rozłączył się. 
- Masz pozdrowienia od kolegi. - mrugnęłam okiem do narzeczonego. 
- Ależ dziękuje mu bardzo. - uśmiechnął się szeroko. 
- No to już możesz osobiście mu przekazać. 
- A co on tam tak beczał? 
- Wkurzył Irminę, wystarczy? 
- No może. Całe szczęście, że ty nie jesteś taka nerwowa. - zaśmiał się. 
- A podobno ludzie się zmieniają... - posyłam mu szeroki uśmiech. 
- Dobra, udajmy że nic nie mówiłem. 
- Jak wolisz. 

Posiedzieliśmy chwilę w ciszy, aż tu nagle w pewnym momencie naszego spokojnego życia do naszego domu wparowała Ir. 
Musiałam słuchać wszystkiego na nowo, jednak bardziej szczegółowo. Oczywiście nie zdradzałam tego, że słyszałam podobne rzeczy kilkanaście minut wcześniej. 
Przy opijaniu się herbatką i zajadaniu placka, którego upiekłam dzień wcześniej wytłumaczyłam jej, że powinna była mu wybaczyć, ponieważ on jest tylko facetem, a faceci, jak to oni, nie myślą racjonalnie na temat takich spraw. 
_________________________________________________________

Dziękuje i przepraszam, że tak długo dodawałam ten rozdział, ale ciągle coś mi wpadało... :/ 
Mam nadzieje, że zastaniemy pod tym postem minimum 5 komentarzy, aby bez problemu dodać kolejny rozdział. :D 
Tak więc zapraszamy do komentowania! Im więcej komentarzy tym prawdopodobniejsze jest to, że rozdział zostanie dodany na bloga szybciej :D 

28 listopada 2014

Rozdział 48 "Nie sądzisz, że to wszystko trochę szybko (...)?

Irmina


Czekałam na Ritę , która miała dzisiaj do mnie wpaść. Dziewczyna pojawiła się trochę później niż się umawiałyśmy (co w ogóle mnie nie zdziwiło). Wyglądała jednak na lekko poddenerwowaną.
- Stało się coś? - spytałam, gdy usiadłyśmy w niewielkiej altanie za domem. 
- Nie. Dlaczego pytasz? 
- Wyglądałaś na zdenerwowaną, gdy tu przyszłaś. 
- Ach. To nic. Znaczy... to tylko Carlos.
- Znowu on?! - prawie krzyknęłam - Czego chciał tym razem?
Nigdy nie ukrywałam, że nie przepadam (chociaż to mało powiedziane) za tym chłopakiem. Przyczepił się ja rzep do psiego ogona i odczepić nie chce. Doskonale widzi, że Rita nie chce mieć z nim nic wspólnego to jeszcze ma czelność ją zaczepiać.
Bałwan jeden.
- Nie przejmujmy się nim. - powiedziała Rita - Mów lepiej jak przygotowania do wyjazdu. - uśmiechnęła się. 
No tak. Niedługo wyjeżdżamy z Matsem do Chorwacji. Znaczy nie tylko my, bo kilku chłopaków z reprezentacji Niemiec wybiera się razem z nami. 
- Przygotowania jak przygotowania. - zaśmiałam się.
- Widzę jak bardzo się cieszysz. Popatrz, czy jeszcze dwa lata temu pomyślałybyśmy, że tyle się zmieni. - zaczęła przyjaciółka. 
- Dwa lata temu, to Kubuś nie za bardzo się godził, żebym go tu odwiedzała. - stwierdziłam - A jak półtora roku temu wreszcie się zgodził to byłyśmy zachwycone.
- Nie sądzisz, że to wszystko trochę szybko się działo?  Minęło nawet niecałe półtora roku, a my ułożyłyśmy sobie życie. Obydwie jesteśmy zaręczone. Ja już zaczynam powoli przygotowania do ślubu. Chociaż to u ciebie chyba wydarzyło się ciut więcej. - powiedziała delikatnie jakby niechcąc zaczynać drażliwego tematu.
- Faktycznie jakoś dużo tego i szybko. - westchnęłam - Ale ja niczego nie żałuje. Być może, gdyby nie to nie byłabym tak szczęśliwa jak teraz i nie miałabym obok siebie tak wspaniałego mężczyzny. 
Zaczęłyśmy wspominać i plotkować. Nasz śmiech było słychać chyba w całej okolicy.  
W końcu Rita musiała zacząć się zbierać. 


- Wy to nawet jakbyście miały tydzień to byście się nie nagadały.- podsumował Mats. 
- Przesadzasz. - powiedziałam popijając wodę. 
- Nie jestem pewien, czy wszyscy sąsiedzi nie słyszeli waszych śmiechów. 
- A może jeszcze całe miasto? - spytałam - Jesteśmy kobietami i musimy czasami tak pogadać. 
- Rozumiem, rozumiem... - zaśmiał się - Ale jedno mi się podobało... - usiadł obok mnie i objął ramieniem - Powiedziałaś, że jesteś teraz szczęśliwa i...
- Tak. - przerwałam mu - Bo jestem. Mam Ciebie i nie wyobrażam sobie bym miała być z kimś innym. Mam wspaniałych przyjaciół. I nie chce by cokolwiek się zmieniło. - mówiłam.
- Wiesz co... Jakiś czas temu nawiedzały mnie dziwne myśli. - zaczął - Między nami jest w końcu 6 lat różnicy. Zacząłem się zastanawiać, czy w pewnym momencie mnie nie zostawisz. Czy nie lepszy byłby dla ciebie ktoś w twoim wieku...
Słowa Matsa zaskoczyły mnie. Nie rozumiałam jak mógł pomyśleć o czymś takim. 
- Stop! Nie kończ swojej myśli! - powiedziałam - Jak... Jak mogłeś o czymś takim pomyśleć - odruchowo podniosłam się z kanapy - Ufasz mi w ogóle?! Bo gdybyś mi ufał, to wydaje mi się, że wiedziałbyś co do ciebie czuje i nigdy by ci coś takiego do głowy nie przyszło! A może to ty masz jakieś wątpliwości?! Jeśli tak to powiedz mi to teraz... Albo nie.. Już lepiej nic do mnie dzisiaj nie mów. - dokończyłam i wybiegłam z domu. 


_________________________________________________________
Tak wiem wiem... Nie najlepiej to wyszło, Ale oddaje to bo nic innego na ten moment nie wymyślę xd
Może wam jakoś bardziej przypadnie do gustu. 

18 listopada 2014

Rozdział 47 "CHCĘ JĄ ODZYSKAĆ!"

Rita

Wraz z Marco coraz intensywniej myślimy o naszej wspólnej przyszłości. Więcej czasu poświęcamy teraz nad rozmyślaniem o tych wszystkich przygotowaniach.
Nawet wstępnie byliśmy w galerii sukien ślubnych. Haha. Można i tak. Zawsze coś, chociaż suknia będzie już załatwiona. Ale to tylko takie przymiarki.
Marco powiedział, że sprawi mi taką suknie jaką sobie wymarzę. Niby fajnie, ale czuje się jakbym go wykorzystywała, o czym nawet nie chce myśleć!

Postanowiłam że przejdę się do Ir, gdyż Marco jest teraz zajęty spędzaniem czasu ze swoimi przyjaciółmi.
Będąc w połowie drogi zaskoczył mnie widok pewnej osoby... Osoby której miałam nadzieje, że już nigdy nie zobaczę, ale niestety nie zawsze jest tak jak by się chciało.
- Hej Rita! - zawołał z daleka Carlos. - Jak fajnie cie znowu zobaczyć!
- Czeeść. - powiedziałam bez większego entuzjazmu.
Podszedł do mnie bliżej, jak gdyby chciał mnie objąć.
Momentalnie odsunęłam się.
- Co u ciebie? - spytał zmieszany.
- Bardzo dobrze! jak nigdy! - odpowiadam z uśmiechem.
- Słyszałem, że zaręczyliście się... - zaczął.
- Tak. Wiem, że to ten jedyny. On mówi o mnie to samo. Na co więc mamy czekać? - uśmiecham się dumnie.
- Rozumiem, kochacie się. To wspaniale. - mówił z wyrazie wymuszonym uśmiechem.
- Taak... A co u ciebie? - spytałam z grzeczności.
- Powoli się żyje, nie wspominając o tym, że zdałem sobie teraz sprawę co do jednej dziewczyny...
Yhym... Zaczyna się...
- Wiesz co, śpieszę się do przyjaciółki. Wybacz, ale muszę ruszać. - chciałam się wymknąć z niezręcznej sytuacji.
- Odprowadzę cię.
- Ale idziesz w przeciwną stronę.
- To nic, wrócę się, mam czas. - uśmiechnął się i mrugnął do mnie okiem.

- Muszę iść bardzo szybko, bo jestem już spóźniona. - informuję go, mając nadzieję, że go tym zniechęcę.
- Myślisz, że nie umiem szybko chodzić? - dziwi się. - Chętnie się z tobą szybko przejdę.

No masz ci babo placek...



Carlos 



Idąc z nią, przypomniały mi się dawne czasy, gdy była jeszcze moja. Boje się, że już nigdy nie wrócą.
Zakochałem się w niej.
Przyznaje się, chciałem ją wykorzystać. 
Laski zwykle na mnie leciały. Rita okazała się być "inna niż wszystkie". Dotarło to do mnie wtedy, gdy nie chciała mnie już znać.
A wtedy było już za późno, za późno na poważne przemyślenia.
 CHCĘ JĄ ODZYSKAĆ!
Tylko co musiałbym zrobić?
Trzeba by było "wyeliminować" Reus'a.