24 stycznia 2015

Rozdział 49 "Adoptuj dzidziusia!"

Rita 

- Rita! Pomóż mi! - ledwo co przyłożyłam telefon do ucha a już domyśliłam się o co chodzi. Dzwonił Mats... a dzwonił... dlaczego? Hym... Być może jakaś sprzeczka z Irminą czy coś.
- Ale Mats! Spokojnie... - domagałam się. - Już okej? 
- No może... 
- Dobra, to teraz słucham... O co chodzi? - kątem oka zerknęłam na Marco, który miał niezły ubaw. 
- No bo Irmina mi tego nie wybaczy!
- No ale czego ci nie wybaczy? 
- Ona pewnie zresztą już do ciebie idzie... 
- Mniejsza z tym, pytam się czego ma ci nie wybaczyć? 
- Powiedziałem jej swoje przemyślenia co do tego, czy jej się nie znudzę. Wtedy na mnie naskoczyła no i wyszła z domu. Obraziła się na mnie, no! 
- Wiesz co, nie dziwię się jej, bo gdyby miała się kiedyś tobą znudzić to by chyba nie chciała za ciebie wyjść za mąż, ciołku!
- Tak mówisz? - zaczął się zastanawiać. - Twierdziłem, że może jest między nami duża różnica wieku i nie jestem pewny co ona będzie o mnie myśleć w przyszłości...
- Mats. Opanuj się trochę... Znam osobiście pary między którymi jest więcej niż 10 lat różnicy i do dzisiaj są razem. Wiek nie ma znaczenia. Jeśli się kochacie to się kochacie na prawdę, a nie tak sobie. No Mats, myśl trochę rozważnie!
- Eh... Chyba masz rację.
- No wiem, że mam rację, inaczej bym ci tego nie mówiła. 
- Ona zawsze ma rację! - drze się Marco jednocześnie śmiejąc się. 
- Emm... czy on to wszystko słyszał? - słyszałam lekkie załamanie nerwowe w głosie piłkarza. 
- Tego co ty mówiłeś nie słyszał, ale jednak raczej domyśla się o jaką sprawę chodzi. - uśmiechnęłam się mimowolnie.
- Niech tylko to skomentuje... - powiedział łagodnie Mats.
- Dobrze, dobrze... Już się tak nie denerwuj.  Po prostu przeproś ją ładnie i będzie dobrze. 
- Ehh... Gdyby to wystarczyło... 
- Seriooo?!
- Nie wiesz jak zareagowała... 
- No teraz mogę się już tylko domyślić. - szczerze mówiąc, byłam zszokowana! Musiało być ostro. 
- Kup jej coś...ehhm... nie wiem... taki dowód ogromnej miłości, żeby nigdy o tym nie zapomniała, a w dodatku o tobie, żeby wiedziała, że bardzo ci na niej zależy. 
- Tak! To dobry pomysł! - przyznał. - Ale co to może być? 
- Adoptuj dzidziusia! - uśmiechnęłam się. 
- ....
- ....
- Rita! Jesteś genialna! - krzyknął do słuchawki. 
- Ale ja żartowałam! 
- Nie, nie! Adoptuje zwierzaczka! 
- Ejj... Ale to nie jest zły pomysł... - zdałam sobie z tego sprawę. 
- Dzięki ci! Co ja bym bez ciebie zrobił... - podziękował mi. - To ja pędzę do schroniska! Pozdrów Marco. Na razie. 
- Dobrze, trzymaj się i weź jakiegoś słodkiego młodego pieska. 
- Okej, okej. Dzięki jeszcze raz. 
Rozłączył się. 
- Masz pozdrowienia od kolegi. - mrugnęłam okiem do narzeczonego. 
- Ależ dziękuje mu bardzo. - uśmiechnął się szeroko. 
- No to już możesz osobiście mu przekazać. 
- A co on tam tak beczał? 
- Wkurzył Irminę, wystarczy? 
- No może. Całe szczęście, że ty nie jesteś taka nerwowa. - zaśmiał się. 
- A podobno ludzie się zmieniają... - posyłam mu szeroki uśmiech. 
- Dobra, udajmy że nic nie mówiłem. 
- Jak wolisz. 

Posiedzieliśmy chwilę w ciszy, aż tu nagle w pewnym momencie naszego spokojnego życia do naszego domu wparowała Ir. 
Musiałam słuchać wszystkiego na nowo, jednak bardziej szczegółowo. Oczywiście nie zdradzałam tego, że słyszałam podobne rzeczy kilkanaście minut wcześniej. 
Przy opijaniu się herbatką i zajadaniu placka, którego upiekłam dzień wcześniej wytłumaczyłam jej, że powinna była mu wybaczyć, ponieważ on jest tylko facetem, a faceci, jak to oni, nie myślą racjonalnie na temat takich spraw. 
_________________________________________________________

Dziękuje i przepraszam, że tak długo dodawałam ten rozdział, ale ciągle coś mi wpadało... :/ 
Mam nadzieje, że zastaniemy pod tym postem minimum 5 komentarzy, aby bez problemu dodać kolejny rozdział. :D 
Tak więc zapraszamy do komentowania! Im więcej komentarzy tym prawdopodobniejsze jest to, że rozdział zostanie dodany na bloga szybciej :D 

28 listopada 2014

Rozdział 48 "Nie sądzisz, że to wszystko trochę szybko (...)?

Irmina


Czekałam na Ritę , która miała dzisiaj do mnie wpaść. Dziewczyna pojawiła się trochę później niż się umawiałyśmy (co w ogóle mnie nie zdziwiło). Wyglądała jednak na lekko poddenerwowaną.
- Stało się coś? - spytałam, gdy usiadłyśmy w niewielkiej altanie za domem. 
- Nie. Dlaczego pytasz? 
- Wyglądałaś na zdenerwowaną, gdy tu przyszłaś. 
- Ach. To nic. Znaczy... to tylko Carlos.
- Znowu on?! - prawie krzyknęłam - Czego chciał tym razem?
Nigdy nie ukrywałam, że nie przepadam (chociaż to mało powiedziane) za tym chłopakiem. Przyczepił się ja rzep do psiego ogona i odczepić nie chce. Doskonale widzi, że Rita nie chce mieć z nim nic wspólnego to jeszcze ma czelność ją zaczepiać.
Bałwan jeden.
- Nie przejmujmy się nim. - powiedziała Rita - Mów lepiej jak przygotowania do wyjazdu. - uśmiechnęła się. 
No tak. Niedługo wyjeżdżamy z Matsem do Chorwacji. Znaczy nie tylko my, bo kilku chłopaków z reprezentacji Niemiec wybiera się razem z nami. 
- Przygotowania jak przygotowania. - zaśmiałam się.
- Widzę jak bardzo się cieszysz. Popatrz, czy jeszcze dwa lata temu pomyślałybyśmy, że tyle się zmieni. - zaczęła przyjaciółka. 
- Dwa lata temu, to Kubuś nie za bardzo się godził, żebym go tu odwiedzała. - stwierdziłam - A jak półtora roku temu wreszcie się zgodził to byłyśmy zachwycone.
- Nie sądzisz, że to wszystko trochę szybko się działo?  Minęło nawet niecałe półtora roku, a my ułożyłyśmy sobie życie. Obydwie jesteśmy zaręczone. Ja już zaczynam powoli przygotowania do ślubu. Chociaż to u ciebie chyba wydarzyło się ciut więcej. - powiedziała delikatnie jakby niechcąc zaczynać drażliwego tematu.
- Faktycznie jakoś dużo tego i szybko. - westchnęłam - Ale ja niczego nie żałuje. Być może, gdyby nie to nie byłabym tak szczęśliwa jak teraz i nie miałabym obok siebie tak wspaniałego mężczyzny. 
Zaczęłyśmy wspominać i plotkować. Nasz śmiech było słychać chyba w całej okolicy.  
W końcu Rita musiała zacząć się zbierać. 


- Wy to nawet jakbyście miały tydzień to byście się nie nagadały.- podsumował Mats. 
- Przesadzasz. - powiedziałam popijając wodę. 
- Nie jestem pewien, czy wszyscy sąsiedzi nie słyszeli waszych śmiechów. 
- A może jeszcze całe miasto? - spytałam - Jesteśmy kobietami i musimy czasami tak pogadać. 
- Rozumiem, rozumiem... - zaśmiał się - Ale jedno mi się podobało... - usiadł obok mnie i objął ramieniem - Powiedziałaś, że jesteś teraz szczęśliwa i...
- Tak. - przerwałam mu - Bo jestem. Mam Ciebie i nie wyobrażam sobie bym miała być z kimś innym. Mam wspaniałych przyjaciół. I nie chce by cokolwiek się zmieniło. - mówiłam.
- Wiesz co... Jakiś czas temu nawiedzały mnie dziwne myśli. - zaczął - Między nami jest w końcu 6 lat różnicy. Zacząłem się zastanawiać, czy w pewnym momencie mnie nie zostawisz. Czy nie lepszy byłby dla ciebie ktoś w twoim wieku...
Słowa Matsa zaskoczyły mnie. Nie rozumiałam jak mógł pomyśleć o czymś takim. 
- Stop! Nie kończ swojej myśli! - powiedziałam - Jak... Jak mogłeś o czymś takim pomyśleć - odruchowo podniosłam się z kanapy - Ufasz mi w ogóle?! Bo gdybyś mi ufał, to wydaje mi się, że wiedziałbyś co do ciebie czuje i nigdy by ci coś takiego do głowy nie przyszło! A może to ty masz jakieś wątpliwości?! Jeśli tak to powiedz mi to teraz... Albo nie.. Już lepiej nic do mnie dzisiaj nie mów. - dokończyłam i wybiegłam z domu. 


_________________________________________________________
Tak wiem wiem... Nie najlepiej to wyszło, Ale oddaje to bo nic innego na ten moment nie wymyślę xd
Może wam jakoś bardziej przypadnie do gustu. 

18 listopada 2014

Rozdział 47 "CHCĘ JĄ ODZYSKAĆ!"

Rita

Wraz z Marco coraz intensywniej myślimy o naszej wspólnej przyszłości. Więcej czasu poświęcamy teraz nad rozmyślaniem o tych wszystkich przygotowaniach.
Nawet wstępnie byliśmy w galerii sukien ślubnych. Haha. Można i tak. Zawsze coś, chociaż suknia będzie już załatwiona. Ale to tylko takie przymiarki.
Marco powiedział, że sprawi mi taką suknie jaką sobie wymarzę. Niby fajnie, ale czuje się jakbym go wykorzystywała, o czym nawet nie chce myśleć!

Postanowiłam że przejdę się do Ir, gdyż Marco jest teraz zajęty spędzaniem czasu ze swoimi przyjaciółmi.
Będąc w połowie drogi zaskoczył mnie widok pewnej osoby... Osoby której miałam nadzieje, że już nigdy nie zobaczę, ale niestety nie zawsze jest tak jak by się chciało.
- Hej Rita! - zawołał z daleka Carlos. - Jak fajnie cie znowu zobaczyć!
- Czeeść. - powiedziałam bez większego entuzjazmu.
Podszedł do mnie bliżej, jak gdyby chciał mnie objąć.
Momentalnie odsunęłam się.
- Co u ciebie? - spytał zmieszany.
- Bardzo dobrze! jak nigdy! - odpowiadam z uśmiechem.
- Słyszałem, że zaręczyliście się... - zaczął.
- Tak. Wiem, że to ten jedyny. On mówi o mnie to samo. Na co więc mamy czekać? - uśmiecham się dumnie.
- Rozumiem, kochacie się. To wspaniale. - mówił z wyrazie wymuszonym uśmiechem.
- Taak... A co u ciebie? - spytałam z grzeczności.
- Powoli się żyje, nie wspominając o tym, że zdałem sobie teraz sprawę co do jednej dziewczyny...
Yhym... Zaczyna się...
- Wiesz co, śpieszę się do przyjaciółki. Wybacz, ale muszę ruszać. - chciałam się wymknąć z niezręcznej sytuacji.
- Odprowadzę cię.
- Ale idziesz w przeciwną stronę.
- To nic, wrócę się, mam czas. - uśmiechnął się i mrugnął do mnie okiem.

- Muszę iść bardzo szybko, bo jestem już spóźniona. - informuję go, mając nadzieję, że go tym zniechęcę.
- Myślisz, że nie umiem szybko chodzić? - dziwi się. - Chętnie się z tobą szybko przejdę.

No masz ci babo placek...



Carlos 



Idąc z nią, przypomniały mi się dawne czasy, gdy była jeszcze moja. Boje się, że już nigdy nie wrócą.
Zakochałem się w niej.
Przyznaje się, chciałem ją wykorzystać. 
Laski zwykle na mnie leciały. Rita okazała się być "inna niż wszystkie". Dotarło to do mnie wtedy, gdy nie chciała mnie już znać.
A wtedy było już za późno, za późno na poważne przemyślenia.
 CHCĘ JĄ ODZYSKAĆ!
Tylko co musiałbym zrobić?
Trzeba by było "wyeliminować" Reus'a.

27 września 2014

Rozdział 46 "Należy ci się porządny ochrzan w ogóle"

*19 lipca 2014 *

Irmina




Leżałam w łóżku rozmyślając o wszystkim co się ostatnio wydarzyło. Mundial. To coś najwspanialszego co udało mi się przeżyć. A co się działo po filane... Nie do opisania. 
Tak intensywnego miesiąca w swoim życiu jeszcze nie przeżyłam. Ale trzeba wrócić do 'normalności'. 
Zdecydowanie najwięcej czasu będę spędzać teraz w domu mojego brata. Nie codziennie zostaje się ciocią. A mała Lena zawładnęła wszystkimi. 

Po śniadaniu postanowiłam wreszcie uporządkować resztę rzeczy. Usiadłam na podłodze i zaczęłam rozpakowywać ostatnią już walizkę. W większości znajdywały się w niej jakieś pamiątki więc nawet szybko poszło.
Wyciągnęłam aparat i zaczęłam przesyłać zdjęcia na laptopa. Z kilku byłam tak bardzo dumna, że musiałam je wydrukować i włożyć do mojego prywatnego 'albumu'. 
Przyglądałam się właśnie jednemu, gdy pojawił się Mats.
 - Wiedziałem, że się za to zabierzesz. - powiedział siadając obok mnie - Ejj, kiedy i kto zrobił ci to zdjęcie? - spytał biorąc do ręki fotografię z Leo Messim.
- Widzisz, byliście tak zajęci świętowaniem, że nawet nie zauważyłeś jak się wymknęłam. - zaśmiałam się. 
- Muszę zacząć Cię lepiej pilnować. Chwila nieuwagi a Ty już uciekasz. 
- No wiesz... Jedyną taką okazję miałam, czemu jej nie wykorzystać. - uśmiechnęłam się - Teraz też uciekam. - próbowałam wstać. 
Dziewczyna siedząca na kolanach chłopaka zdjęcie
- A gdzie się teraz wybierasz? - złapał mnie za rękę i pociągnął tak, że wylądowałam na jego kolanach. 
- Do mojego braciszka, a gdzie?
- No ja nie wiem. 
- Jak chcesz możesz iść ze mną. - tym razem udało mi się wstać. 
- Ja chyba jednak się dzisiaj nigdzie nie ruszę. - westchnął. 
- Okej. Ja idę.




Szybko znalazłam się przed domem mojego brata. Bez pukanie weszłam do środka. Usłyszałam rozmowy w salonie. Zobaczyłam tam moich obydwu braci.
- Dawid?! - wykrzyknęłam zdziwiona wizytą.
- Może byś się jakoś weselej przywitała?  - uśmiechnął się.
Natychmiast podbiegłam do niego i rzuciłam się mu na szyje.
- Od razu lepiej siostrzyczko. - zaśmiał się - Należy ci się porządny ochrzan w ogóle. - powiedział poważnie siadając z powrotem na kanapie.
- Za co?
- Jak to za co? Wszystkim się pochwaliłaś pierścionkiem a do najstarszego brata to już nie łaska chociaż jednego zdania napisać? - udał obrażonego.
- Och przepraszam... A tak myślałam, ze o czymś zapomniałam. Wybaczysz?
- Ja wybaczę... Ale babcia. Może być gorzej. - zaśmiał się.


Chciałam odciążyć trochę Agatę i zajęłam się małą Leną. Zamknęłam się w pokoju, który jeszcze rok temu był moim pokojem i usypiałam małą.
Taka słodka, mała istotka.
Nieuchronnie moje myśli zaczęły kierować się ku wydarzeniom z przed kilku miesięcy. Gdyby nie to, sama byłabym teraz matką.
Po moim policzku spłynęło łez.
Gdy tylko Lenka zasnęła ułożyłam ją w łóżeczku i zeszłam na dół.
- Ja już pójdę. - stanęłam w wejściu do salonu - Ale jutro pojawię się znowu. - zaśmiałam się - Pa.
- Poczekaj chwilę. - Agata za mną pobiegła - Ir, płakałaś? - spytała wprost.
- Nie... To znaczy... To tylko chwila słabości. - powiedziałam.
- Nigdy o tym nie zapomnisz, prawda?
- Mogę tylko próbować. Ważne, że teraz jestem cholernie szczęśliwa.
_________________________________________________________________________
Mam nadzieję tylko, że nie zginę marnie za ten rozdział. ;)

Przepraszam za czcionkę... Blogger nie chciał wspólpracować... 

10 września 2014

Rozdział 45 "Chce, żeby to był NASZ dzień."

Rita


Marco wymyślił, żeby zbytnio nie rozmyślać o tym, że nie ma go teraz z kolegami z drużyny, wyjazd na Kretę na tydzień.
Tak też zrobiliśmy. Czemu nie? W końcu Marco przestanie tak intensywnie myśleć o kontuzji, odpocznie trochę, ja także, bo już miałam dosyć jego marudzenia w domu.

Drugi dzień na Krecie. Oczywiście kibicujemy reprezentantom Niemiec poprzez "kino" w pokoju hotelowym, w którym mieszkamy podczas naszego pobytu tutaj. Oglądanie meczów z Marco to dla mnie ogromny plus, gdyż dowiedziałam się o piłce nożnej wielu interesujących rzeczy, co nie udaje mi się z Irminą, bo swoją uwagę rozpraszam oglądaniem się za narzeczonym, gdy biega na murawie. Tak... tego też się nauczyłam. Irmina będzie ze mnie bardzo dumna!
A właśnie, co do niej... i do Matsa! Oświadczył się jej! Nie mogłam w to uwierzyć, no ale zdjęcie mówiło samo za siebie. Tak bardzo się cieszę, tym bardziej po tym co teraz przeszła... Dobrze, że Mats był ciągle przy niej. Lepszego mężczyzny by nigdy nie znalazła. Mats jest dla niej idealny!
W końcu znalazłyśmy mężczyzn naszego życia, z którymi będziemy bardzo szczęśliwe.

Postanowiliśmy, że pobędziemy trochę czasu na plaży. Rozsiadając się wygodnie na kocu, Marco zaczął temat.
- Wiesz... Jakoś nie wyobrażam sobie Matsa w roli męża...
- No teraz to zaszalałeś! - zaśmiałam się. - Akurat Mats idealnie odnajdzie się w tej roli. Spójrz na siebie!
- Ja będę jeszcze bardziej idealnym mężem! - wygiął usta w słodkim uśmiechu.
- Trzymam cię za słowo. - uśmiechnęłam się i pocałowałam go.
- A może zorganizujemy dwa śluby w jeden czas? - zaproponowałam.
- Co? - zdziwił się. - Jak długo i jak bardzo prosiliby Irmina i Mats i tak nigdy się nie zgodzę.
- A to dlaczego? - zbił mnie z pantałyku.
- Jak będą dwa śluby to my już nie będziemy tacy ważni.
- I tym się tak bardzo przejmujesz?
- Owszem. - uśmiechnął się. - Chce, żeby to był NASZ dzień.
- A może jednak jesteś tym ideałem?
- No pewnie, a co ty myślałaś?
- W sumie, już wykazałeś się podczas zaręczyn.
- No widzisz? Mam nadzieje, że nigdy nie zapomnisz tego dnia.
- Przenigdy! Na prawdę zrobiłeś mi ogromną i bajeczną niespodziankę! Bardzo cię kocham! - ucieszyłam się wtuliłam się w jego ramiona.
- Ja też cię kocham, bardziej niż to sobie możesz wyobrazić.
Pocałowałam go w policzek.
Rozkoszowaliśmy się pięknem zachodzącego słońca.

________________________________________

Rozdział krótki, jak widzicie, ale nie bijcie... :[
Nie było o czym pisać, napisałam troszkę "romantyczny" rozdział, gdzie bohaterowie polecieli na Kretę. :P
Mam nadzieję, że kogoś rozdział zadowoli xD

16 sierpnia 2014

Rozdział 44 "(...) to dla mnie bezsensowne. "

*8 lipca 2014 r*

Irmina


Mundial. Mundial. Mundial.
Turniej trwa w najlepsze a Niemcy idą w nim jak burza. Dzisiaj półfinał z Brazylią. 
Nie powiem dzisiaj sama mam parę obaw ale mam nadzieję, że będzie dobrze. A może Mats znowu coś ustrzeli. Kto wie.
Większość czasu w Brazylii spędzam z innymi partnerkami piłkarzy. Oczywiście Ann omijam szerokim łukiem tak jak i ona mnie.
W 'dniu wolnym', który otrzymali od trenera Loewa piłkarze niemieccy, praktycznie cały czas spędziłam z Matsem.
Miałam też kilka okazji by porozmawiać w moim ojczystym języku z Poldim i Miro Klose.



- Ir ruszaj się. - rankiem do pokoju wpadły Montana  i Lisa - Musimy cię gdzieś porwać.
- Przecież niedługo i tak się zbieramy na mecz. - westchnęłam.
- Nie marudź. Tylko, no musimy cię ładnie ubrać... - powiedziała Lisa.
- A rzeczy które mam uszykowane na mecz są złe?
- Nie. Oczywiście, że nie. - wtrąciła Montana, tylko to właśnie pasuje na mecz a nie na... no na coś innego. Zdążysz się jeszcze pięćdziesiąt razy przebrać.
-No dobra.
Po ponad pół godzinie dziewczyny stwierdziły, że wyglądam już 'według nich bardzo dobrze' i możemy wyjść.
Przed hotelem stwierdziły, że przecież to wszystko ma być niespodzianką i muszą zasłonić mi oczy chustką.
- Chciałabym wiedzieć co tu się dzieje. - westchnęłam.
- Cierpliwości, za chwilę będziesz na miejscu.
Zrobiłyśmy jeszcze kilkadziesiąt kroków i Lisa poprosiła bym się zatrzymała. Usłyszałam jak Mats dziękuje dziewczynom i one odchodzą.
- Czy mógłbyś dla własnego dobra odwiązać to coś co mam na oczach, wiesz że nie lubię jak nic nie widzę. - powiedziałam a on tylko się zaśmiał i spełnił moją prośbę - Od razu lepiej.
Znajdowaliśmy się na plaży w Santo Andre, w brazylijskim stanie Bahia, gdzie 'stacjonowała' reprezentacja Niemiec.
Mats chwycił moją dłoń i zaczęliśmy, początkowo w ciszy, spacerować po plaży.
- No to dowiem się wreszcie o co tutaj chodzi? - spytałam w końcu - Nie żeby coś ale powinno ci zależeć na czasie.  Chyba, że nie chcesz dzisiaj grać.
- No dobrze... - westchnął. Zatrzymaliśmy się i piłkarz uklęknął przede mną - Nie przygotowałem żadnej formułki, bo to dla mnie bezsensowne. Kocham Cię najbardziej na świecie, nie wyobrażam sobie życia z kimkolwiek innym. Irmino, wyjdziesz za mnie?
Mój mózg z prędkością światła analizował wszystko co się właśnie wydarzyło. Przez chwilę stałam jak osłupiała aż w końcu dotarło do mnie to co się właśnie dzieje.
-  Oczywiście, że tak! - wykrzyknęłam.
- Mam nadzieję, że niczego nie poplątałem. - powiedział zakładając mi pierścionek na palec serdeczny prawej dłoni, po czym wstał i czule mnie pocałował.


Po powrocie do hotelu, w którym mieszkałam z resztą wags większość z nich prawie dosłownie rzuciła się na mnie z gratulacjami. Czyli wszystkie wiedziały...
Udało mi się jednak przeżyć. Po wejściu do pokoju zrobiłam zdjęcie i bez żadnych opisów wysłałam je do Rity i Kuby.
To bez wątpienia jeden z najpiękniejszych dni w moim życiu.






Mecz.
Już przed nim byłam w świetnym nastroju. A kto by przypuszczał, że mogę być w jeszcze lepszym. Jednak to co zrobiła reprezentacja Niemiec wprawiło mnie w stan jeszcze większej euforii.
Brazylia została zmiażdżona! Niemcy w finale!


__________________________________________________________
No to kto się spodziewa?
Mam nadzieję, że tego nie spieprzyłam aż tak bardzo...


P.S. Przypominamy o zakładce 'Kontakt'... jeśli macie jakieś pytania, spostrzeżenia, uwagi piszcie :)



11 sierpnia 2014

Rozdział 43 cz.2 "Chyba sobie tego nie wybaczę."

Rita


6 czerwca

- Życzę powodzenia. - szepnęłam Marco do ucha i przytuliłam go. - Trzymam kciuki! - ucieszyłam się i zaczęłam szukać Ir. Długo nie musiałam wodzić wzrokiem, bo zobaczyłam ją przy Mats'ie.


Ogólnie, tak oficjalnie był to pierwszy mecz, na którym byłam (nie licząc treningów i te pe). Wszyscy (to znaczy Marco i Irmina) byli ze mnie dumni, iż robię "krok na przód".
Zajęłyśmy miejsca (na moje oko był to siódmy rząd). Szczerze nie robiło mi to żadnej różnicy, gdyż i tak nie interesowało mnie to. Wzrokiem szukałam tylko numeru "21", w którym gra narzeczony.
Irmina ciągle coś krzyczała. Raz po raz tłumaczyła mi coś o jakiś "rzutach z rogu" i te pe. Nie ogarniałam jej słów. Zbyt mocno rozmarzyłam się w swoich myślach.
Pierwszy raz oglądałam Marco z trybun, gdy "dawał czadu". Nie znam się, ale moim zdaniem robił to znakomicie! Bardzo było widać, że piłka nożna jest częścią jego życia.
Wstyd mi było, że to dopiero pierwszy mecz, na który dałam się "wyciągnąć". Jakoś od tej chwili zapragnęłam wiedzieć o tym sporcie wszystko! A kto może mi w tym pomóc, jak nie Irmina...? Chciałabym zaimponować Marco.
- Zaraz koniec pierwszej połowy i nadal 0:0?! - dziwiła się Irmina.
- A ile miało być? - spytałam ciekawa.
- Nie wiem... na moje co najmniej 3:0 dla Niemiec.
Ciągle wpatrywałam się w "mój" numerek, gdy nagle zdałam sobie sprawę, że Marco długo nie podnosi się z ziemi. Owszem, wcześniej także miał małe turbulencje, ale Irmina powtarzała: "spokojnie, zaraz wstanie", i uśmiechała się do mnie. Tym razem trwało to stanowczo za długo. Kilkanaście sekund później kuśtykał, podpierając się o dwóch mężczyzn.
- Irmina? Co mu jest? - przestraszyłam się.
- Pewnie na chwilę musi zejść z boiska, żeby dojść do siebie. - powiedziała.
Po chwili na boisku pojawił się jego zmiennik.



- Kochanie!- podbiegłam do niego szybko, nie zwracając uwagi na osoby trzecie. - Wszystko w porządku?
- Chyba nie... - powiedział z bólem.

W szpitalu okazało się, że naderwał więzadła lewej kostki. Podobno rehabilitacja ma potrwać trzy miesiące.
Marco jest załamany! Tak bardzo się cieszył, że pojedzie na ten mundial... Ta kontuzja uniemożliwiła mu spełnienie swojego marzenia! Ciągle mi o tym opowiadał, był taki dumny. Powiedział, że zadedykuje nawet dla mnie bramkę...
Nie wiem, jak to mogło się stać! Jeszcze dobrą godzinę temu dopisywał mu świetny humor! A teraz? Nie wiem nawet jak mu pomóc, jak pocieszyć...
Chyba jestem do niczego... To przeze mnie... Pierwszy raz pojawiłam się na meczu, na którym grał i już takie nieszczęście. Teraz biedak będzie cierpiał przeze mnie...
Chyba sobie tego nie wybaczę.

__________________________________________

2 część rozdziału, także niezbyt długa, ale trudno mi było to opisać :P

tak przy okazji gratulacje dla nowego kapitana i zastępców! :D