31 lipca 2014

Rozdział 41 "Chyba pora na mnie."

Rita 

Irmina zrobiła mi najlepszą niespodziankę na świecie! Nawet ja nie potrafiłam ściągnąć rodziców do Niemiec, a jej się to udało! W moje urodziny zawsze byliśmy razem, rodzice zresztą zrobiliby wszystko, żeby zwolnić się choć na kilka godzin z pracy i być w ten dzień ze mną. Teraz w dodatku zrobili mi przeogromną niespodziankę! Jezu!! Jak ja się cieszę! Sama ich obecność jest dla mnie wielkim prezentem, nie wspominając już o tym, że dostałam autograf od mojego idola!
Zawsze marzyłam, aby spotkać Martina Garrix'a osobiście, ale jest jeszcze tyle urodzin przede mną, że do śmierci powinnam zdążyć zrealizować resztę swoich marzeń.

- Macie bardzo piękny dom. - przyznała mama, podczas oprowadzania rodziców po mieszkaniu Marco.
- Póki co, to jest dom Marco, ja tu tylko mieszkam. - uśmiechnęłam się w jej stronę.
- Właśnie, a co ze ślubem? Jak długo jeszcze zamierzacie z tym zwlekać? - dopytywała się.
- Oj mamo, spokojnie! - położyłam jej ręce na ramionach.
- Przecież Rita jest jeszcze młoda... Po co ma się z tym śpieszyć? - rzucił tata.
- Tym bardziej powinna zrobić to jak najszybciej. - mama nie zamierzała zmienić zdania.
- Może mamy zrobić to teraz, w tej chwili? - zażartowałam.
- Z mamy słów tak właśnie wynika. - powiedział stanowczo ojciec.
- Ojejka. No bez przesady! Chce tylko dla Rity jak najlepiej. - przytuliła mnie.
- Wiem mamo, ale jak na razie nie ma na to czasu. Marco już teraz żyje w zupełnie innym świecie...
- No tak... Mundial. To wiele wyjaśnia. - wtrącił tato.
- Dokładnie! Chyba o czymś takim mówili. - przyznam, że nie ogarniam całych tych nazw, o co w tym wszystkim chodzi ani tak dalej. Uważam, że akurat to nie jest mi do szczęścia potrzebne.
Po krótkiej wyciecze po domu Marco zaprowadziłam ich do ogrodu, gdzie była już reszta.
- Nie możliwe, żeby nasz dom, był taki wielki. - uśmiechnął się narzeczony. Przymknęłam oko na słowo "nasz".
- Przy okazji trochę porozmawialiśmy. - uśmiechnęłam wraz z rodzicami do przyjaciół.
- Po tylu latach jest co rozmawiać. - zaśmiał się tata.
- Chyba chciałeś powiedzieć MIESIĄCACH. - poprawiłam go.
- Może i to były miesiące, ale mi się zdawało, że nawet lata nie są takie długie... - powiedział zastanawiająco, na co reszta odpowiedziała śmiechem.
Wkrótce potem zjawili się kolejni goście, których całkiem się nie spodziewałam.
- Pomyślałem, że lepiej, gdy poznają się teraz, a nie dopiero na ślubie. - roześmiał się Marco.
- Pewnie! - przyznałam.
Otworzyłam drzwi.
- Dzień dobry państwu. - przywitałam się z jego rodzicami.
- Witaj Rita! Wszystkiego Najlepszego! - oboje uśmiechnęli się i podarowali mi paczkę. Na moje musiał to być jakiś obraz lub coś w tym stylu.
- Dziękuje bardzo. - uśmiechnęłam się.
Marco odebrał prezent, a ja zaprowadziłam jego rodziców do ogrodu.
- Mamo, tato. Poznajcie rodziców Marco. - powiedziałam po niemiecku, a tata wyręczył mnie w tłumaczeniu. - Thomas i Manuela Reus.
Przywitali się.
- Mam na imię Kazimierz, a to moja żona Urszula. - przedstawił się tato.
- Miło nam państwa poznać.


Wieczór udał się w stu procentach. Myśleliśmy, że będzie gorzej, ale nasi rodzice jakoś znaleźli wspólny język. Może nie są bratnimi duszami, ani nic w tym stylu, ale chociaż nie pozabijali się.
Od rodziców Marco (jak już po części wspominałam) dostałam obraz, ale nie taki zwykły obraz, bo przedstawia fragment według mnie (i jak dotąd) najpiękniejszego kraju - Francji. "Most w Clichy" znajdujący się na rzece Sekwanie, został namalowany przez mojego ulubionego malarza - Vincent'a van Gogh'a. (moim hobby jest po części sztuka dlatego tak bardzo podoba mi się prezent). Musi to być jednak jakiś duplikat, ponieważ za oryginał jego rodzice by się nie wypłacili.
Od moich rodziców dostałam piękny, sześcioosobowy serwis obiadowy.
No a od przyjaciół już wiadomo.
- Chyba pora na mnie. - odezwał się narzeczony, w momencie gdy ułożyłam się do snu.
- Jaka pora? - zdziwiłam się nieco śpiąca.
- Na prezent.
- Przestań!
- Jakie "przestań"! Chyba tylko ja nie dałem ci prezentu... - mrugnął do mnie okiem. - Proszę. - podał mi małą paczuszkę i ucałował mnie.
Ciekawa zobaczyłam co jest w środku.
A był to naszyjnik z szafirami. Można by pomyśleć, że idealnie współgra z pierścionkiem, który dostałam w dniu naszym zaręczyn.
- Boże!! - ucieszyłam się.
- Nie Boże, tylko Marco. - zaśmiał się.
- Jest piękny! - momentalnie ożyłam.
- Daj. Zobaczymy jak w nim wyglądasz. - wziął naszyjnik i zaczepił go na mojej szyi.
Wyleciałam prędko z łóżka, jak oparzona, aby szybko móc przeglądnąć się w lustrze.
-Aaaa! - krzyczałam do siebie.
- Ciszej, bo zbudzisz swoich rodziców. - powiedział, nadal śmiejąc się ze mnie.
Nie obchodziło mnie to. To było zbyt piękne, aby tego nie okazywać.
Szybko uwiesiłam się na jego ramionach jak mała dziewczynka.
- Dziękuje! - dałam mu buziaka.
- Cieszę, się, że ci się podoba. - dodał z uśmiechem.
________________________________________________

Długo rozdział nie był dodany, ale już jest :D

Dziękuje Wam za urodzinowe życzenia, a w szczególności za rozdział, który dedykowała dla mnie 

24 lipca 2014

Rozdział 40 "Niespodzianka "

14 maja 2014 r. 

Irmina


Urodziny Rity. Zawsze lubiła spędzać je z najbliższą rodziną.Tegoroczne miała być pierwszymi od dawna poza rodzinnym domem. 
Dlatego postanowiłam zrobić jej niespodziankę. 
- Pamiętasz, że musimy jechać na lotnisko? - spytałam, gdy tylko Mats zszedł do kuchni. 
- Ja miałbym zapomnieć? - zaśmiał się - Ale o której... bo jakoś wyleciało mi z głowy? - podszedł do mnie i próbował pomóc robić śniadanie
- Przed 12 sklerotyku. - cmoknęłam go w policzek. 







Rita jest moją przyjaciółką już od bardzo dawna. Zawsze chciałam dla mniej jak najlepiej i wszystko bym dla niej zrobiła, tak jak i ona dla mnie. A ściągnięcie jej rodziców nie było niczym trudnym. 
Na lotnisko dojechaliśmy ani nie za wcześnie, ani nie za późno. Ja skierowałam się na terminal a Mats został przy samochodzie.
Zbyt długo nie musiałam czekać na państwa Koch.
- Dzień dobry. - uśmiechała się już z daleka matka Rity.
- Dzień dobry państwu. - przywitałam się.
- Tylko niecały rok się niewidzieliśmy a ty już zapomniałaś - zaczął ojciec przyjaciółki - Nie żadni państwo tylko ciociu i wuju. - pogroził palcem śmiejąc się.
- Przepraszam. - uśmiechnęłam się - Nie będziecie mieli nic przeciwko, jeśli pojedziemy jeszcze po jedną rzecz, a dopiero potem do Rity? - spytałam.
- Oczywiście, że nie.


"prezent"
Skoczyliśmy jeszcze szybko po mały"prezencik", który udało się załatwić Matsowi.
Napisałam szybko sms'a do Marco, że niedługo będziemy i mogliśmy kierować się do ostatecznego celu.
Miało być wszystko tak jak lubiła Rita. Kameralnie, spokojnie... Stąd obecni będziemy tylko ja, Mats, Agata i Kuba... no i oczywiście rodzice dziewczyny.
- Nareszcie jesteście. - Marco czekał przed domem - Witam państwa. - przywitał się z rodzicami swojej narzeczonej - Rita jest na ogrodzie za domem z Kubą i Agatą także możecie spokojnie wejść do środka.
Udaliśmy się wszyscy za Reusem do domu.
- To może najpierw my wyjdziemy, damy jej prezent, złożymy życzenia, a potem przyprowadzę ją to do was? - zaproponowałam rodzicom Rity.
- Jak chcecie. - uzyskałam tylko odpowiedź.
Udaliśmy się na ogród.
Złożyliśmy Ricie życzenia, ja jak zwykle musiałam się rozgadać, i wręczyliśmy jej zdjęcie z autografem.
- Jeju dziękuję. - uśmiechnęła się szeroko - Jak to załatwiliście?
- Liczą się znajomości. - zaśmiał się Mats.
- Dziękuję. - przytuliła nas oboje - Dziękuję, że przyszliście. Szkoda tylko, że moich rodziców tu nie ma. - westchnęła.
- O właśnie. Chodź za mną. - zaprowadziłam ją spowrotem do domu - Niespodzianka. - wskazałam na małżeńswto stojące niedaleko drzi prowadzących na ogród.
- Mama, tata? - Rita stała przez chwilę jak oszołomiona a w jej oczach pojawiły się łzy szczęścia. Po chwili szybko podbiegła do rodziców i przytuliła ich, a ja wróciłam do ogrodu.





________________________________________________________________
Coś tam udało się stworzyć :D
Mam ostatnio problem z dodawaniem obrazków do rozdziałów i chyba to widać xd

Rozdział urodzinowy nie przypadkowo, ponieważ dzisiaj, 24.07 urodziny obchodzi nasza Rita, czyli Love BvB♥

Wszystkiego najlepszego ♥

P.S. Dziękujemy za wszystkie komentarze < 3 

20 lipca 2014

Rozdział 39 "Dlaczego ukrywasz przede mną, że jesteś w ciąży?"


Rita

Nie myślałam, że do domu wrócę z jakąkolwiek torbą z zakupami. Gdyby nie zazdrość Matsa, pewnie wcale nie odwiedziłybyśmy sklepów.
Zmęczona, postanowiłam rozsiąść się wygodnie przed telewizorem, popijając szklankę wody mineralnej.
Grypa jelitowa już przechodziła. Dzisiaj czułam się tylko osłabiona, jednak dopóki nie odwiedziłam lekarza byłam przerażona.
W sumie wracając do domu dogłębnie analizowałam tą sprawę… no bo jeśli okazałoby się, że naprawdę jestem w ciąży? Co by powiedział Marco? Jak JA odnalazłabym się w roli matki?
Jeszcze nigdy nie rozmyślałam nad tego typu sprawami.
- I co lekarz powiedział na twoje dolegliwości? – zapytał Marco siadając obok mnie.
- Wszystko w porządku. – potwierdziłam.
- Mogę cię o coś zapytać?
- Jasne.
- O co chodzi z tym? – Marco wyciągnął przed siebie test. No fajnie… Byłam tak zdezorientowana, że zapomniałam go schować. – Dlaczego ukrywasz przede mną, że jesteś w ciąży? – w jego oczach widzę zagubienie, niedowierzanie, a co gorsza utratę zaufania.
- Marco… ja nic nie ukrywam. – odpowiedziałam. Sama nie wiedziałam od czego mam zacząć.
- Dwie kreski oznaczają ciążę. – powiedział opanowanym, dość spokojnym głosem.
-Bo tak jest. – nie da się ukryć, że mówi prawdę. – Tyle, że okazało się, że test jest „przeterminowany”.  
-Jak to „przeterminowany”? – zdziwił się.
- Utracił swoją datę ważności. Dostałam go od Irminy. Skąd miałam wiedzieć, że takie coś może się zdarzyć? Lekarz powiedział, że jest wiele takich przypadków.
- Czemu mi nie powiedziałaś? Dowiedziałbym się o tym w ogóle? – spytał, tym razem z bardzo przejętym tonem głosu.
- Nic nie mówiłam, bo sama nie mogłam przyjąć tej wiadomości jako coś, co dzieje się na prawdę. Po prostu nie byłam w stanie myśleć racjonalnie. Gdybyś był na moim miejscu…
- Gdybym był powiedziałbym ci o tym. Gdyby nie to, że zobaczyłem, dowiedziałbym się?
- Nie wiem. Skąd miałabym wiedzieć jak zareagujesz? Teraz już wiem…
- Co wiesz?
- Jesteś na mnie zły…
- Nie jestem. – zawahał się przez chwilę. – Albo może faktycznie… Może trochę jestem…
- Widzisz…
- Ale czuję się tak, jakbyś mi nie ufała… - przyznał smutno.
- Marco! Zrozum, że ufam ci na tysiąc jeden procent! – złapałam jego dłonie.  
-Nie chciałaś, żebym poszedł z tobą do lekarza.
- Nie zmieniaj tematu. – troszkę się wkurzyłam. - To Irmina zasugerowała, że mogę być w ciąży, chociaż do mnie to nie docierało…  Przecież wymioty mogą być objawem wielu innych dolegliwości…
Wyciągnął dłoń z mojego ucisku i przyłożył ją do mojego policzka.
- A co byśmy zrobili gdybyś naprawdę była w ciąży…?
- Pytanie czy ty byś się cieszył… - przewróciłam oczami.
- Nawet nie wiesz jak bardzo!
- Naprawdę?
-Jasne! A ty nie?
- Nie wiem… Dzieci są słodkie i w ogóle, ale nie wyobrażam siebie jako matki… W każdym razie nie teraz…
- A czy ty widzisz mnie w roli przykładnego ojca? – to jego pierwszy uśmiech od czasu tej rozmowy.
-O… właśnie tak widzę nas oboje w roli rodziców. – zażartowałam. Jeśli zachowywalibyśmy się tak jak obecnie (nie chodzi o tą chwilę, ale ogólnie rzecz biorąc), nie byłoby to całkiem przykładne wychowanie... 
- Ale jestem pewny, że dalibyśmy radę.
- No przecież! Nie wiem czy wiesz, ale jeszcze przed trzydziestką chcę mieć szczęśliwą rodzinę. – uśmiechnęłam się na te słowa, ponieważ od czasu kiedy skończyłam osiemnaście lat bez przerwy powtarzała mi je mama.
- Łeee… mamy na to sporo czasu. – Marco wygiął swoje usta ku górze i złożył na moich  słodkiego całusa. Cieszę się, że już zapomniał o niemiłym początku tej rozmowy.
- Dosyć tych czułości, bo jeszcze się zarazisz. – odepchnęłam go lekko. Co prawda już mi przechodzi, ale nigdy nic nie wiadomo.
- Nie przesadzaj… Jestem najodporniejszym facetem na ziemi! zapamiętaj to sobie. Nic mi się nie może stać!
- No chyba, że zapomnisz o swoim talizmanie. – zaśmiałam się. Oczywiście chodziło mi o „ten błękit”. Podniosłam nieco jego koszulkę, aby zobaczyć jaki to dziś kolor bokserek włożył. - Ups… Czarne… Żegnam pana. – cmoknęłam go w czubek głowy, potargałam mu włosy i udałam się do kuchni zażyć jakieś tabletki przeciwbólowe.
____________________________________________

5 komentarzy pojawia się coraz szybciej xD
Dzięki wielkie za nie! <3 

16 lipca 2014

Rozdział 38 "(...)czuję się nadal tak samo. "

Irmina


Bez wahania zgodziłam się iść z Ritą do lekarza. W końcu to moja przyjaciółka. Muszę ją wspierać.
 Nie za bardzo podoba mi się jednak to, że nic nie powiedziała jeszcze Marco. Nie powinna go okłamywać.
Ale... jeśli jednak nie jest w ciąży, to może lepiej, że mu nie powiedziała 
- Gdzie się znowu wybierasz? - spytał Mats przytulając mnie ot tyłu. 
- Z Ritą się spotykam. Może wybierzemy się na zakupy, powspominamy trochę stare czasy. - odpowiedziałam, skoro Rita nie chce, żeby ktoś się dowiedział to nie mogę powiedzieć mu prawdy. 
- Chyba zacznę robić się zazdrosny. - stwierdził. 
- A to czemu? - odwróciłam się do niego przodem. 
- Ciągle, gdzieś wychodzisz, zostawiasz mnie tu samego. Nie wiem czy na pewno spotykasz się z Ritą a nie z jakimś facetem. - zaśmiałam się po usłyszeniu tych słów. 
- Wywal lepiej te głupoty z głowy. - powiedziałam - Po co mi inny facet skoro mam Ciebie? Kocham Cię najmocniej na świecie pamiętaj. - pocałowałam go.


Rita przyjechała po mnie pod dom. 
- Hej. - przywitałam się wsiadając do auta. 
- Cześć Ir.
- Jesteś pewna, że czujesz się na siłach żeby prowadzić? - spytałam. 
- Tak. Dam radę. - uśmiechnęła się delikatnie. 
Po kilkunastu minutach byłyśmy na miejscu. 
Przypomniało mi się jak kilka miesięcy temu to Rita musiała przyjechać tu ze mną. Wtedy faktycznie okazało się, że ja byłam w ciąży. Mimo wszystko pamiętam, że gdzieś w głębi cieszyłam się z tego faktu. Ale niestety... skończyło się to wszystko jak skończyło. 
Jedna łezka spłynęła po moim policzku, lecz szybko się jej pozbyłam by Rita nic nie zauważyła. 
- Pani Rita Koch. - usłyszałyśmy. 
- Będzie dobrze. - szepnęłam jej jeszcze. 



Rita wyszła z gabinetu, a na jej twarzy widniał... uśmiech?
Pierwsza moja myśl - pewnie jest w ciąży, przecież zawsze lubiła dzieci i na pewno by się ucieszyła.
Z drugiej strony - ostatnio wspominała, że nie jest gotowa na dziecko. 
Lepiej spytam co i jak. 
- Chyba przyszłyśmy do złego lekarza. - zażartowała Rita. 
- Ale co? Jak to?
- Nie jestem w ciąży. - powiedziała - Lekarka stwierdziła, że to fałszywy alarm. Prawdopodobnie to tylko dość ostra grypa jelitowa.
- Ale po tej wiadomości, wyglądasz jakbyś już była całkowicie zdrowa. 
- Tak wyglądam, ale czuję się nadal tak samo. 


Rita nie chciała jechać jeszcze do zwykłego lekarza "rodzinnego" . Stwierdziła, że pamięta jak ją w domu z tego leczyli i to na pewno pomoże. 
Jak chce...
- Wiesz...  - zaczęłam w aucie. - Powiedziałam Matsowi, że jedziemy na zakupy. I jak wrócę z niczym to może być ciekawie, a już zaczął robić się zazdrosny.
- Możemy odwiedzić jakieś sklepy. - nadal dało się zauważyć, że dziewczyna źle się czuję, ale przynajmniej humor miała lepszy. A to dlatego, że wiedziała na czym stoi. 
Wpadłyśmy po drodze do galerii i zaczęłyśmy buszować po sklepach. Nie mogłyśmy wyjść  stamtąd z pustymi rękoma. 









- Już jestem! - krzyknęłam wchodząc do domu, jednak odpowiedziała mi cisza. 
W sypialni na łóżku zauważyłam karteczkę. 

Powinienem niedługo wrócić.
Nie martw się :)

No tak. I to on jest zazdrosny, że ja gdzieś wychodzę. 



Przymierzając kolejne z zakupionych dzisiaj ubrań usłyszałam, że Mats wrócił już do domu. 
- Wróci... Wow. Czyli zakupy jak najbardziej udane. - stwierdził wchodząc do sypialni.
- Podoba się? - wykonałam obrót wokół własnej osi. 
- I to jak. - podszedł bliżej mnie. 
- Gdzie byłeś? - spytałam. 
- Sven potrzebował małej pomocy. - odpowiedział - A ty nie potrzebujesz jej teraz czasem?
- Niby w czym?
- No jakoś musisz zdjąć przecież te sukienkę. - zaśmiał się i zaczął mnie całować.







____________________________________________________________________
W ekspresowym tempie jest :)

Mam nadzieję, że i ja i Love przeżyjemy po tym jak to przeczytacie :D

13 lipca 2014

Rozdział 37 "Nie jestem jeszcze gotowa do roli matki."

 Rita

Słowa Ir bardzo mną wstrząsnęły. Nie jestem jeszcze gotowa do roli matki. Nie wiem w ogóle jak mogło do tego dojść...? Moim zdaniem to jest nie możliwe!
Ta informacja pogorszyła tylko mój stan zdrowia. Całą noc nie mogłam spać, nie tyle co wymiotowałam jak myślałam o dziecku... Jak powiem to Marco? Co na to rodzice?
Gdy wstałam rano nie miałam na nic ochoty, na nic siły, a miałam przecież dotrzeć do apteki. Nie chciałam niepotrzebnie denerwować Marco, postanowiłam więc zadzwonić do Ir. Prędzej udałam się w jakieś ustronne miejsce, aby narzeczony niczego nie usłyszał. Tym miejscem okazała się łazienka, w której ostatnimi dniami spędzałam w niej większość czasu.
- Hej. - przywitałam się.
- Heej. - odpowiedziała nieco zaspanym głosem. 
- Mam do ciebie ogromną prośbę...
- Słucham?
- Mogłabyś kupić mi ten test? Nie czuję się na siłach, a nie chce, żeby Marco się dowiedział dopóki nic się nie potwierdzi.
- Dobrze. Tyle jestem w stanie dla ciebie zrobić.
Po krótkiej ciszy ponownie się odezwała.
- Wiesz co...Właśnie sobie przypomniałam, że gdzieś powinnam mieć jeszcze takie właśnie coś...- myślę, że Mats jest w pobliżu. - Do południa zjawię się u ciebie. - oznajmia przyjaciółka.
- Dziękuje ci.
Pożegnałyśmy się. Wróciłam z powrotem do łóżka. myślałam, że Marco się nie obudzi, a jednak...
- Nie myślałaś, aby pójść do lekarza? Nie wyglądasz za dobrze.
- Pójdę.
- Zrobię ci coś do jedzenia. - chłopak zerwał się na równe nogi.
- Nie. Nie trzeba. Nie jestem głodna. Idź sobie ty spokojnie zjedz. - uśmiecham się lekko.
- Przyniosę ci jakąś wodę do picia.
- No dobrze...wodą nie pogardzę.

*

Podczas gdy Marco pojechał na trening Irmina zawitała do mnie z testem ciążowym.
- Proszę, znalazłam jeden. - podaje mi.
- Dzięki. - odbieram nie za wielki kartonik z cenną zawartością. - A teraz wybacz, ale zostawię cię na chwilę samą.

*

Marco 

 Wróciłem do domu. Rita z pewnością była w sypialni. Szybko tam pobiegłem.
- I jak... - zanim dokończyłem zorientowałem się, że dziewczyny tutaj nie ma.
Czyżby coś jej się stało? Może pojechała do szpitala, nie miała siły, aby do mnie dzwonić... nie... na pewno ktoś by mnie poinformował.
- RITA! - krzyknąłem.
- Jestem na dole. - usłyszałem jej wołanie.
Kamień spadł mi z serca.
Zobaczyłem ją na kanapie.
- I jak się czujesz? - spytałem, podchodząc do niej, aby ucałować jej  czoło.
Była taka jakaś... co prawda wyglądała lepiej niż rano, ale była nadal blada...
- Raczej wszystko jest w porządku. Jutro idę z Irminą do lekarza. - oznajmiła z lekkim uśmiechem.
- Ale ja chętnie z tobą pójdę!
- Nie trzeba... Ir już się zdeklarowała więc nie chcę jej robić przykrości... - powiedziała. W jej głosie dało zauważyć się, że coś jest nie tak, nawet dziwne zachowanie...
- Powiesz mi o co chodzi?
- Wiesz... Już trzeci dzień wymiotuję, choć dzisiaj widzę znaczną poprawę, nie czuję się najlepiej, jestem osłabiona, zmęczona i wszystko razem. I chyba zgłodniałam.
- Na co masz ochotę? - złapałem ją za rękę. - I na pewno nie zmienisz zdania co do tego kto z tobą pójdzie?
- Przykro mi bardzo, ale nie, nie zmienię. Będziesz miał jeszcze wiele okazji, żeby iść ze mną do lekarza. - pogłaskała mnie po głowie.
- Eh... Co zrobić, z tobą nie wygram.
Rita uśmiechnęła się.
- Poproszę jogurt naturalny z płatkami musli. - złożyła zamówienie.
- Już się robi.

_________________________________________________

Trochę mi głupio, że tydzień musiałyście czekać na rozdział...
Ale w końcu udało mi się zrealizować plany i jest!! :D

Dziękujemy za komentarze, które nas mobilizują! <3

07 lipca 2014

Rozdział 36 "(...)jesteś w ciąży?"

Irmina


Wszystkie nas zaniepokoił stan zdrowia Rity. Ostatnio przecież jeszcze było z nią wszystko w porządku. 
- Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze. - westchnęła Agata.
Nagle w mojej głowie pojawiła się ciekawa myśl. 
- Dziewczyny,  a może ona... no wiecie, jest w ciąży. 
- Tak myślisz? - zareagowała Agata. 
- W sumie... - zaczęła Ewa - Są z Marco już dość długo ze sobą. I nie uwierzę, że grzecznie śpią co noc i to w osobnych łóżkach. - zażartowała. 
Postanowiłam, że jutro jak najszybciej porozmawiam z Ritą o wszystkim. Boję się o nią. 

Siedziałyśmy z dziewczynami długo. Oglądałyśmy filmy, opowiadałyśmy różne dziwne historie, śmiałyśmy się ze wszystkiego. 
Oj Kuba nie byłby pewnie zadowolony. "Agata przecież powinna odpoczywać" to były by jego słowa. 
Ale nie ma go tu... i o niczym się nie dowie.
Z domu mojego brata wyszłam wcześniej niż Ewa. Chciałam jak najszybciej zajrzeć do Rity.
Oj będę musiała po spacerować trochę.
Idąc chiałam przemyśleś parę spraw. Nie było dane mi jednak tego zrobić.
Po pewnym czasie zauwarzyłam, że zatrzymuje się przy mnie samochód.
- Cześć Ir. - przez otwartą szybę zobaczyłam Marcela - Podwieźć cię gdzieś?
- A mógłbyś do domu Reus'a?
- Jasne, wsiadaj.
Porozmawialiśmy trochę z Marcelem. Powiedziałam mu, że wracam z małego "polskiego" babskiego wieczorku u Agaty. Jednak to co usłyszałam od niego troszkę mnie zaskoczyło.
- To kto opiekował się Oliwką i Sarą? - spytał - Kuba i Łukasz byli przecież u Seby.
No ładnie. Tacy przykładni tatusiowie.
- Przecież Kuba zabierał wczoraj Oliwkę i razem z Łukaszem mieli się zająć dziewczynkami.
-Ups. Chyba trochę za dużo powiedziałem. - zaśmiał się.



Marcel dowiózł mnie na miejsce.
Drzwi otworzyła mi przyjaciółka. Była bardzo blada.
- Hej. - przytuliłam ją - Jak się czujesz?
- W nocy znowu wymiotowałam. Nie wiem co mi.
- Rita, czy ty nie jesteś w ciąży? - spytałam wprost.
- Tak myślisz? A w sumie... - zaczęła się zastanawiać.
- Obiecaj mi, że kupisz test ciążowy i go zrobisz. - poprosiłam.
- Dobrze. Zrobię to.




Wróciłam już do domu. Nie wiedziałam, czy  Mats wczoraj gdzieś wyszedł, czy został w domu.
- Już jestem! - krzyknęłam przekraczając próg.
- W salonie. - usłyszałam.
Udałam się prosto tam.
Mats leżał na kanapie.
- A ty co taki zmęczony? - spytałam.
- Twój brat wrobił mnie w opiekę nad Oliwią i Sarą. A sami z Łukaszem wybyli do Seby.
A więc to tak. Niech się tylko Agata i Ewa o wszystkim dowiedzą.
- Aż tak bardzo cię wymęczyły? Biedactwo.
- Taa... Wyczułem ten sarkazm. - podniósł się z kanapy.
- Oj przepraszam. - przytuliłam go.
- Teraz to ja muszę jechać na trening. - odsunął się i poszedł po torbę.
- Obraziłeś się?
- Nie.
- Przecież widzę. Jeszcze ślepa nie jestem.
- A ja ci mówię, że się nie obraziłem. A teraz idę. Pa. - i tak po prostu wyszedł.
Przecież wiem, że się obraził.
__________________________________________________________________
Napisany w naprawdę ekspresowym tempie ale jest :)
Może się spodoba :)

01 lipca 2014

Rozdział 35 "... spodziewałabym się wszystkiego, ale w życiu nie tego!"


Rita


Wiedziałam, że ten babski wieczór nie będzie udany, ale co miałam zrobić? Irmina tak bardzo prosiła, żebym przyszła… Nie mogłam odmówić.
- Rita, co jest? – spytała mnie Ir, gdy wyszłam z toalety.
- Źle się czuję… Na śniadanie musiałam zjeść coś nieświeżego. – odpowiedziałam pewnie.
- Na pewno? – martwiła się przyjaciółka.
- Tak, na pewno. A teraz wybacz, ale lepiej jak pójdę do domu, bo nie mam nawet siły się śmiać.
- Rozumiem… No szkoda, że tak wyszło… - posmutniała. – Ale chyba nie chcesz wracać sama do domu w tym stanie?
- Spokojnie, zadzwonię po Marco. – uspokajam ją.
Pożegnałam się z dziewczynami i wyszłam z domu wybierając numer do narzeczonego.
- No hej, przyjedziesz po mnie?
- Już się zbierasz? – dziwi się. – Właśnie ledwo co przekroczyłem próg u Kevina. – zaśmiał się.
- Nie wiedziałam, że się do niego wybierasz.
- Ja nie wiedziałem, że tak szybko skończycie imprezę…
- No nic… dobra, to baw się dobrze. Tyle dojdę. –staram się uśmiechnąć. W końcu nie jestem umierająca czy coś…
- Na pewno nie jesteś zła?
- Tak, na pewno. Baw się dobrze.
- Okej. Buziaki. – kończy rozmowę.
No nic, mam nadzieje, że szybko dotrę do domu.
Każdy mój dalszy krok jest coraz bardziej męczący. Moje oczy są strasznie ociężałe, zaraz chyba zasnę.
Idę, idę, wyglądam chyba jak trup, ale niestety nic na to nie poradzę, idę dalej.
Jednak mogłam poprosić Marco, aby jak najszybciej zjawił się pod domem  Jakuba. Teraz radź sobie babo sama.
Już połowa drogi za mną.
Nagle z naprzeciwka podjeżdża samochód. Od razu pomyślałam o Marco, ale przecież on nie ma takiego auta.
Przyznam, że spodziewałabym się wszystkiego, ale w życiu nie tego!
- Hej Rita! – z auta wychodzi nie kto inny jak Carlos. – Może podwieźć?  - uśmiecha się w moją stronę.
- Nie, dzięki. – staram się uśmiechnąć, żeby się nie doczepił.
- Coś się stało? – chyba jednak niestety zauważył.
- Nie nic się nie stało, a niby co się miało stać?
- Wyglądasz jakby cie chłopak zostawił.
- Chciałbyś.
- Nie chcesz powiedzieć, to daj się chociaż powieźć.
- Nie, naprawdę dzięki za chęci, ale spacer dobrze mi zrobi.
- Dlaczego nie chcesz?
- Po pierwsze: za kilkaset metrów będę w domu, po drugie: jedziesz w przeciwną stronę, także masz nie po drodze.
- No i co z tego? Zaraz się ściemni, nie chce, żebyś szła sama.
- Nie pierwszy raz idę sama wieczorem.  
- Rita… nadal mnie nienawidzisz?
- Za co mam cie nienawidzić? Może tylko jak już to za to, że mnie śledzisz. – przewróciłam oczami.
- Czy ja cie śledzę? To spotkanie to czysty przypadek, a inne nie pamiętam, żeby miały miejsce, po naszym ostatnim spotkaniu.
A no tak, przecież za każdym razem kiedy go zobaczę, staram się nie dopuścić do tego, aby mnie zauważył.
- No dobra, niech ci już będzie.
- To znaczy, że jedziesz?
- Nie. A teraz przepraszam cie, ale chce być jak najszybciej w domu. Żegnam. –  ruszyłam, bo poczułam, że żołądek podchodził mi już do gardła.
Facet jednak nie dał za wygraną, nakręcił i otworzył drzwi.
On może tak do końca, a ja nie mam na to czasu. Może jednak lepiej będzie jak skorzystam z tego typu transportu?
Weszłam do środka auta.
-Dzięki. – odezwał się.
No ciekawe za co…
- Dokąd?
- Na razie wciąż prosto.
Żeby tylko szybko skończyła się ta przejażdżka. Do tego wszystkiego zaczęła boleć mnie głowa, a Carlos nie oszczędzał sobie na pytaniach.
Na szczęście za kilkaset metrów mój ukochany cel podróży.
- To już tu. – informuję Carlosa. Nie chce, żeby dokładnie wiedział, gdzie teraz mieszkam.
Przystanął.
- Dzięki za kłopot.  – mówię.
- To była przyjemność. – uśmiecha się, a ja opuszczam samochód.
- Na razie.
- Do zobaczenia.
Zamykam drzwi. Car odjeżdża.
Ile sił w nogach „pędzę” do domu.
Naprawdę muszę przyznać, że jeszcze nigdy nie czułam się tak źle…

_______________________________________________

Ahhh... Nareszcie wakacje... =D
Życzę Wam jak najbardziej udanych <33

Ps. Dziękujemy za komentarze ;))