16 sierpnia 2014

Rozdział 44 "(...) to dla mnie bezsensowne. "

*8 lipca 2014 r*

Irmina


Mundial. Mundial. Mundial.
Turniej trwa w najlepsze a Niemcy idą w nim jak burza. Dzisiaj półfinał z Brazylią. 
Nie powiem dzisiaj sama mam parę obaw ale mam nadzieję, że będzie dobrze. A może Mats znowu coś ustrzeli. Kto wie.
Większość czasu w Brazylii spędzam z innymi partnerkami piłkarzy. Oczywiście Ann omijam szerokim łukiem tak jak i ona mnie.
W 'dniu wolnym', który otrzymali od trenera Loewa piłkarze niemieccy, praktycznie cały czas spędziłam z Matsem.
Miałam też kilka okazji by porozmawiać w moim ojczystym języku z Poldim i Miro Klose.



- Ir ruszaj się. - rankiem do pokoju wpadły Montana  i Lisa - Musimy cię gdzieś porwać.
- Przecież niedługo i tak się zbieramy na mecz. - westchnęłam.
- Nie marudź. Tylko, no musimy cię ładnie ubrać... - powiedziała Lisa.
- A rzeczy które mam uszykowane na mecz są złe?
- Nie. Oczywiście, że nie. - wtrąciła Montana, tylko to właśnie pasuje na mecz a nie na... no na coś innego. Zdążysz się jeszcze pięćdziesiąt razy przebrać.
-No dobra.
Po ponad pół godzinie dziewczyny stwierdziły, że wyglądam już 'według nich bardzo dobrze' i możemy wyjść.
Przed hotelem stwierdziły, że przecież to wszystko ma być niespodzianką i muszą zasłonić mi oczy chustką.
- Chciałabym wiedzieć co tu się dzieje. - westchnęłam.
- Cierpliwości, za chwilę będziesz na miejscu.
Zrobiłyśmy jeszcze kilkadziesiąt kroków i Lisa poprosiła bym się zatrzymała. Usłyszałam jak Mats dziękuje dziewczynom i one odchodzą.
- Czy mógłbyś dla własnego dobra odwiązać to coś co mam na oczach, wiesz że nie lubię jak nic nie widzę. - powiedziałam a on tylko się zaśmiał i spełnił moją prośbę - Od razu lepiej.
Znajdowaliśmy się na plaży w Santo Andre, w brazylijskim stanie Bahia, gdzie 'stacjonowała' reprezentacja Niemiec.
Mats chwycił moją dłoń i zaczęliśmy, początkowo w ciszy, spacerować po plaży.
- No to dowiem się wreszcie o co tutaj chodzi? - spytałam w końcu - Nie żeby coś ale powinno ci zależeć na czasie.  Chyba, że nie chcesz dzisiaj grać.
- No dobrze... - westchnął. Zatrzymaliśmy się i piłkarz uklęknął przede mną - Nie przygotowałem żadnej formułki, bo to dla mnie bezsensowne. Kocham Cię najbardziej na świecie, nie wyobrażam sobie życia z kimkolwiek innym. Irmino, wyjdziesz za mnie?
Mój mózg z prędkością światła analizował wszystko co się właśnie wydarzyło. Przez chwilę stałam jak osłupiała aż w końcu dotarło do mnie to co się właśnie dzieje.
-  Oczywiście, że tak! - wykrzyknęłam.
- Mam nadzieję, że niczego nie poplątałem. - powiedział zakładając mi pierścionek na palec serdeczny prawej dłoni, po czym wstał i czule mnie pocałował.


Po powrocie do hotelu, w którym mieszkałam z resztą wags większość z nich prawie dosłownie rzuciła się na mnie z gratulacjami. Czyli wszystkie wiedziały...
Udało mi się jednak przeżyć. Po wejściu do pokoju zrobiłam zdjęcie i bez żadnych opisów wysłałam je do Rity i Kuby.
To bez wątpienia jeden z najpiękniejszych dni w moim życiu.






Mecz.
Już przed nim byłam w świetnym nastroju. A kto by przypuszczał, że mogę być w jeszcze lepszym. Jednak to co zrobiła reprezentacja Niemiec wprawiło mnie w stan jeszcze większej euforii.
Brazylia została zmiażdżona! Niemcy w finale!


__________________________________________________________
No to kto się spodziewa?
Mam nadzieję, że tego nie spieprzyłam aż tak bardzo...


P.S. Przypominamy o zakładce 'Kontakt'... jeśli macie jakieś pytania, spostrzeżenia, uwagi piszcie :)



11 sierpnia 2014

Rozdział 43 cz.2 "Chyba sobie tego nie wybaczę."

Rita


6 czerwca

- Życzę powodzenia. - szepnęłam Marco do ucha i przytuliłam go. - Trzymam kciuki! - ucieszyłam się i zaczęłam szukać Ir. Długo nie musiałam wodzić wzrokiem, bo zobaczyłam ją przy Mats'ie.


Ogólnie, tak oficjalnie był to pierwszy mecz, na którym byłam (nie licząc treningów i te pe). Wszyscy (to znaczy Marco i Irmina) byli ze mnie dumni, iż robię "krok na przód".
Zajęłyśmy miejsca (na moje oko był to siódmy rząd). Szczerze nie robiło mi to żadnej różnicy, gdyż i tak nie interesowało mnie to. Wzrokiem szukałam tylko numeru "21", w którym gra narzeczony.
Irmina ciągle coś krzyczała. Raz po raz tłumaczyła mi coś o jakiś "rzutach z rogu" i te pe. Nie ogarniałam jej słów. Zbyt mocno rozmarzyłam się w swoich myślach.
Pierwszy raz oglądałam Marco z trybun, gdy "dawał czadu". Nie znam się, ale moim zdaniem robił to znakomicie! Bardzo było widać, że piłka nożna jest częścią jego życia.
Wstyd mi było, że to dopiero pierwszy mecz, na który dałam się "wyciągnąć". Jakoś od tej chwili zapragnęłam wiedzieć o tym sporcie wszystko! A kto może mi w tym pomóc, jak nie Irmina...? Chciałabym zaimponować Marco.
- Zaraz koniec pierwszej połowy i nadal 0:0?! - dziwiła się Irmina.
- A ile miało być? - spytałam ciekawa.
- Nie wiem... na moje co najmniej 3:0 dla Niemiec.
Ciągle wpatrywałam się w "mój" numerek, gdy nagle zdałam sobie sprawę, że Marco długo nie podnosi się z ziemi. Owszem, wcześniej także miał małe turbulencje, ale Irmina powtarzała: "spokojnie, zaraz wstanie", i uśmiechała się do mnie. Tym razem trwało to stanowczo za długo. Kilkanaście sekund później kuśtykał, podpierając się o dwóch mężczyzn.
- Irmina? Co mu jest? - przestraszyłam się.
- Pewnie na chwilę musi zejść z boiska, żeby dojść do siebie. - powiedziała.
Po chwili na boisku pojawił się jego zmiennik.



- Kochanie!- podbiegłam do niego szybko, nie zwracając uwagi na osoby trzecie. - Wszystko w porządku?
- Chyba nie... - powiedział z bólem.

W szpitalu okazało się, że naderwał więzadła lewej kostki. Podobno rehabilitacja ma potrwać trzy miesiące.
Marco jest załamany! Tak bardzo się cieszył, że pojedzie na ten mundial... Ta kontuzja uniemożliwiła mu spełnienie swojego marzenia! Ciągle mi o tym opowiadał, był taki dumny. Powiedział, że zadedykuje nawet dla mnie bramkę...
Nie wiem, jak to mogło się stać! Jeszcze dobrą godzinę temu dopisywał mu świetny humor! A teraz? Nie wiem nawet jak mu pomóc, jak pocieszyć...
Chyba jestem do niczego... To przeze mnie... Pierwszy raz pojawiłam się na meczu, na którym grał i już takie nieszczęście. Teraz biedak będzie cierpiał przeze mnie...
Chyba sobie tego nie wybaczę.

__________________________________________

2 część rozdziału, także niezbyt długa, ale trudno mi było to opisać :P

tak przy okazji gratulacje dla nowego kapitana i zastępców! :D
 

08 sierpnia 2014

Rozdział 43 cz.1 "(...) 25 świeczek na torcie!"

Rita


31 maja 2014r.
Tak się fajnie złożyło, że mamy urodziny w tym samym miesiącu. 31 maja odbyła się niewielka "impreza" na cześć naszego Marco - solenizanta, który jest już tak stary, że potrzebował 25 świeczek na torcie! No co zrobisz... Nic nie zrobisz. 
Ogólnie to w sumie, dokładnie rok temu pierwszy raz się zobaczyliśmy, poznaliśmy... To już rok! Szkoda, że nie zaczęłam inaczej tej znajomości... No ale... wyszło jak miało wyjść i jestem z tego powodu szczęśliwa!
Marco nie wiedział, że pojawię się w ten dzień na zgrupowaniu. Z resztą nie miał nawet jak przypuszczać, bo przecież nikogo tam nie wpuszczano. Jednak Mario i Mats postarali się, abym mogła się pojawić i spędzić choć chwilę z narzeczonym.
Trzymając w rękach niewielki torcik (tak na prawdę ledwo co zmieściło się na nim tyle świeczek), szłam za chłopakami, którzy poprowadzili mnie do celu.
Marco stał plecami do mnie, więc długo nie wiedział co jest grane, aż w końcu Kevin, z którym rozmawiał, kazał mu się odwrócić. Solenizant tak się zamachnął, że ręką strącił mały upominek. Ten wylądował do góry nogami na betonowej posadzce. Z torcika została tylko mała plama ciasta. 
- Rita?! - zdziwił się. Jego twarz wyglądała tak, jakby przed chwilą zobaczył trupa.
- Masz szczęście, że ten tort nie wylądował na mnie! - chłodno przeszyłam go wzrokiem. Reszta tu zgromadzonych zaczęła śmiać się z tego wydarzenia, no chyba, że śmiali się z widoku przestraszonego Marco. W dzień jego urodzin nie powinnam być dla niego taka zła, dlatego szybko się uśmiechnęłam dodając - No dobra, może nie poczęstujesz już tym kolegów, ale mimo to wszystkiego najlepszego, skarbie!
Całe szczęście jego wyraz twarzy szybko się zmienił.
- Dziękuje ci! - przytulił mnie i ucałował w czoło. - Przepraszam za ten wypadek, ale nie wiedziałem, że ktoś za mną stoi. - wykrzywił lekko wzrok. - Tym bardziej nie spodziewałem się tu ciebie! Ale teraz bardzo się cieszę! Jak udało ci się tu wejść? - spytał.
- A to już zasługa moja i Mario. - dodał dumnie Mats.
- Widzisz? Oni narobili sobie tyle kłopotu, a teraz nie masz ich czym poczęstować... - dodałam.
- Właśnie! Będziesz musiał nam to jakoś wynagrodzić! - wtrącił Mario.
- Dobra, dobra! Nie stękajcie tak! Nie widzicie, że jeszcze dużo zostało? - Marco wskazał na leżącą na ziemi papkę.
- Yyy... ja podziękuje! - Mats szybko uciekł z miejsca zdarzenia.
- Ja też. - Mario wziął przykład z Mats'a zostawiając nas chwilowo samych.
- Dziękuje, że przyszłaś. - ucieszył się.
- Nie ma za co. Ja też się cieszę, że CZĘŚCIOWO zrobiłam ci niespodziankę. - wyróżniłam prawidłowe słowo.


Kilka minut później, gdy miałam już odchodzić również koledzy zrobili mu małą niespodziankę.


__________________________________________________

Rozdział jest podzielony na dwie części, bo pomyślałam, że może nie chcecie tak długo czekać, ze kolejnym xD

03 sierpnia 2014

Rozdział 42 "Boje się, że mój mózg tego nie wytrzyma."

22 maja 2014 r.


Irmina


Zostałam dzisiaj obudzona bardzo wcześnie. Jak dla mnie to była jeszcze noc.
Musiałam pożegnać się z Matsem, który wyjeżdżał na zgrupowanie reprezentacji Niemiec przed Mundialem.
- Co będziesz robiła przez najbliższe dni? - spytał.
- W sumie nie wiem. Mam jedno strasznie trudne zadanie, a tak chcę lecieć na kilka dni do Polski, ale nie wiem jak to wyjdzie.
- Jakie to zadanie?
- Muszę dać Ricie kilka lekcji na temat piłki. - powiedziałam poważnie - Tym razem nie powinna się zapierać rękami i nogami tak jak kiedyś. Miałam nadzieję, że przy Marco się trochę podciągnie.
- Oj wydaje mi się, że mają ciekawsze rzeczy do roboty niż uczenie Rity o piłce. - zaśmiał się.
- Zboczeniec. - rzuciłam go poduszką z kanapy.
- Czepiasz się. - uśmiechnął się - No dobra, chyba wszystko mam.
- To teraz zobaczymy się...
- W Brazylii. - dokończył za mnie Mats - Już się nie mogę doczekać.
- Ja też. - spojrzałam na zegarek - Chyba musisz się już zbierać. - westchnęłam.
- Szybko to wszystko przeleci zobaczysz. - usiadł jeszcze na chwilę obok mnie - Uważaj mi tu na siebie i nie rób nic głupiego. - zaśmiał się i przytulił mnie.
- Za kogo ty mnie masz, przecież ja człowiek - Anioł jestem. - również się zaśmiałam.
- Tak, tak. To do zobaczenia niedługo. - pocałował mnie.
- Pa. - odpowiedziałam tylko.
Mats wziął swoje torby i wyszedł.
Ja wróciłam do sypialni. Położyłam się na łóżko i próbowałam znów chociaż na chwilę zasnąć.


24 maja 2014

Siedzimy z Ritą. Postawiłam sobie za najważniejszy cel przekonanie jej choć trochę do piłki. 
W końcu jest narzeczoną piłkarza. 
- Błagam, tylko nie zaczynajmy od jakiś trudnych rzeczy. - powiedziała.
- Nie martw się. Od razu od spalonego nie zacznę. - zaśmiałam się. 
- Od czego?
- Spokojnie, kiedyś do tego dojdziemy. 
Zacznij od prostych rzeczy... Tylko od czego, jak dla niej wszystko jest trudne. 
No to od faktów oczywistych. 
Jedyne co moja przyjaciółka wie, to z ilu zawodników składa się drużyna. Chociaż coś. 
Starałam się jej wpoić, jakich graczy wyróżniamy. 
- Skoro to piłka nożna to dlaczego, ten jeden może łapć piłkę w ręce? 
Kolejne inteligentne pytanie. 
- Nie 'ten jeden' tylko bramkarz. 
I znowu zaczęłam jej wszystko wyjaśniać.
- A może koniec na dziś? - spytała - Boje się, że mój mózg tego nie wytrzyma.
- No dobra, dobra. Ale pamiętaj, że teraz Ci już nie odpuszczę. - uśmiechnęłam się - Zapamiętałaś chociaż na jakiej pozycji gra Marco?
- Tak. Pomocnik, ale jeśli zaszłaby taka potrzeba może zagrać jako napastnik. - wyrecytowała cicho wachając się - Dobrze?
- Zadanie zaliczone. - zaśmiałam się - To co robimy?
- Odpoczywamy? Jesteśmy same, co innego mamy robić. 
No tak. Kuba z Agatą i Oliwkę wybrali się na wakacje. Gdyby lecieli do Polski to poleciałybyśmy z nimi. A tak zostałyśmy w Dortmundzie. 
My same do Polski wybieramy się tylko na 3-4 dni. 
Potem Mundial! 
__________________________________________________________________

Słabo coś wyszło ale może się Wam spodoba :)
W opowiadaniu zbliżamy się do Mundialu oraz... do pewnej niespodzianki :D
A jakiej to zobaczycie ; )


Dziękujemy za wszystkie komentarze < 3 

31 lipca 2014

Rozdział 41 "Chyba pora na mnie."

Rita 

Irmina zrobiła mi najlepszą niespodziankę na świecie! Nawet ja nie potrafiłam ściągnąć rodziców do Niemiec, a jej się to udało! W moje urodziny zawsze byliśmy razem, rodzice zresztą zrobiliby wszystko, żeby zwolnić się choć na kilka godzin z pracy i być w ten dzień ze mną. Teraz w dodatku zrobili mi przeogromną niespodziankę! Jezu!! Jak ja się cieszę! Sama ich obecność jest dla mnie wielkim prezentem, nie wspominając już o tym, że dostałam autograf od mojego idola!
Zawsze marzyłam, aby spotkać Martina Garrix'a osobiście, ale jest jeszcze tyle urodzin przede mną, że do śmierci powinnam zdążyć zrealizować resztę swoich marzeń.

- Macie bardzo piękny dom. - przyznała mama, podczas oprowadzania rodziców po mieszkaniu Marco.
- Póki co, to jest dom Marco, ja tu tylko mieszkam. - uśmiechnęłam się w jej stronę.
- Właśnie, a co ze ślubem? Jak długo jeszcze zamierzacie z tym zwlekać? - dopytywała się.
- Oj mamo, spokojnie! - położyłam jej ręce na ramionach.
- Przecież Rita jest jeszcze młoda... Po co ma się z tym śpieszyć? - rzucił tata.
- Tym bardziej powinna zrobić to jak najszybciej. - mama nie zamierzała zmienić zdania.
- Może mamy zrobić to teraz, w tej chwili? - zażartowałam.
- Z mamy słów tak właśnie wynika. - powiedział stanowczo ojciec.
- Ojejka. No bez przesady! Chce tylko dla Rity jak najlepiej. - przytuliła mnie.
- Wiem mamo, ale jak na razie nie ma na to czasu. Marco już teraz żyje w zupełnie innym świecie...
- No tak... Mundial. To wiele wyjaśnia. - wtrącił tato.
- Dokładnie! Chyba o czymś takim mówili. - przyznam, że nie ogarniam całych tych nazw, o co w tym wszystkim chodzi ani tak dalej. Uważam, że akurat to nie jest mi do szczęścia potrzebne.
Po krótkiej wyciecze po domu Marco zaprowadziłam ich do ogrodu, gdzie była już reszta.
- Nie możliwe, żeby nasz dom, był taki wielki. - uśmiechnął się narzeczony. Przymknęłam oko na słowo "nasz".
- Przy okazji trochę porozmawialiśmy. - uśmiechnęłam wraz z rodzicami do przyjaciół.
- Po tylu latach jest co rozmawiać. - zaśmiał się tata.
- Chyba chciałeś powiedzieć MIESIĄCACH. - poprawiłam go.
- Może i to były miesiące, ale mi się zdawało, że nawet lata nie są takie długie... - powiedział zastanawiająco, na co reszta odpowiedziała śmiechem.
Wkrótce potem zjawili się kolejni goście, których całkiem się nie spodziewałam.
- Pomyślałem, że lepiej, gdy poznają się teraz, a nie dopiero na ślubie. - roześmiał się Marco.
- Pewnie! - przyznałam.
Otworzyłam drzwi.
- Dzień dobry państwu. - przywitałam się z jego rodzicami.
- Witaj Rita! Wszystkiego Najlepszego! - oboje uśmiechnęli się i podarowali mi paczkę. Na moje musiał to być jakiś obraz lub coś w tym stylu.
- Dziękuje bardzo. - uśmiechnęłam się.
Marco odebrał prezent, a ja zaprowadziłam jego rodziców do ogrodu.
- Mamo, tato. Poznajcie rodziców Marco. - powiedziałam po niemiecku, a tata wyręczył mnie w tłumaczeniu. - Thomas i Manuela Reus.
Przywitali się.
- Mam na imię Kazimierz, a to moja żona Urszula. - przedstawił się tato.
- Miło nam państwa poznać.


Wieczór udał się w stu procentach. Myśleliśmy, że będzie gorzej, ale nasi rodzice jakoś znaleźli wspólny język. Może nie są bratnimi duszami, ani nic w tym stylu, ale chociaż nie pozabijali się.
Od rodziców Marco (jak już po części wspominałam) dostałam obraz, ale nie taki zwykły obraz, bo przedstawia fragment według mnie (i jak dotąd) najpiękniejszego kraju - Francji. "Most w Clichy" znajdujący się na rzece Sekwanie, został namalowany przez mojego ulubionego malarza - Vincent'a van Gogh'a. (moim hobby jest po części sztuka dlatego tak bardzo podoba mi się prezent). Musi to być jednak jakiś duplikat, ponieważ za oryginał jego rodzice by się nie wypłacili.
Od moich rodziców dostałam piękny, sześcioosobowy serwis obiadowy.
No a od przyjaciół już wiadomo.
- Chyba pora na mnie. - odezwał się narzeczony, w momencie gdy ułożyłam się do snu.
- Jaka pora? - zdziwiłam się nieco śpiąca.
- Na prezent.
- Przestań!
- Jakie "przestań"! Chyba tylko ja nie dałem ci prezentu... - mrugnął do mnie okiem. - Proszę. - podał mi małą paczuszkę i ucałował mnie.
Ciekawa zobaczyłam co jest w środku.
A był to naszyjnik z szafirami. Można by pomyśleć, że idealnie współgra z pierścionkiem, który dostałam w dniu naszym zaręczyn.
- Boże!! - ucieszyłam się.
- Nie Boże, tylko Marco. - zaśmiał się.
- Jest piękny! - momentalnie ożyłam.
- Daj. Zobaczymy jak w nim wyglądasz. - wziął naszyjnik i zaczepił go na mojej szyi.
Wyleciałam prędko z łóżka, jak oparzona, aby szybko móc przeglądnąć się w lustrze.
-Aaaa! - krzyczałam do siebie.
- Ciszej, bo zbudzisz swoich rodziców. - powiedział, nadal śmiejąc się ze mnie.
Nie obchodziło mnie to. To było zbyt piękne, aby tego nie okazywać.
Szybko uwiesiłam się na jego ramionach jak mała dziewczynka.
- Dziękuje! - dałam mu buziaka.
- Cieszę, się, że ci się podoba. - dodał z uśmiechem.
________________________________________________

Długo rozdział nie był dodany, ale już jest :D

Dziękuje Wam za urodzinowe życzenia, a w szczególności za rozdział, który dedykowała dla mnie 

24 lipca 2014

Rozdział 40 "Niespodzianka "

14 maja 2014 r. 

Irmina


Urodziny Rity. Zawsze lubiła spędzać je z najbliższą rodziną.Tegoroczne miała być pierwszymi od dawna poza rodzinnym domem. 
Dlatego postanowiłam zrobić jej niespodziankę. 
- Pamiętasz, że musimy jechać na lotnisko? - spytałam, gdy tylko Mats zszedł do kuchni. 
- Ja miałbym zapomnieć? - zaśmiał się - Ale o której... bo jakoś wyleciało mi z głowy? - podszedł do mnie i próbował pomóc robić śniadanie
- Przed 12 sklerotyku. - cmoknęłam go w policzek. 







Rita jest moją przyjaciółką już od bardzo dawna. Zawsze chciałam dla mniej jak najlepiej i wszystko bym dla niej zrobiła, tak jak i ona dla mnie. A ściągnięcie jej rodziców nie było niczym trudnym. 
Na lotnisko dojechaliśmy ani nie za wcześnie, ani nie za późno. Ja skierowałam się na terminal a Mats został przy samochodzie.
Zbyt długo nie musiałam czekać na państwa Koch.
- Dzień dobry. - uśmiechała się już z daleka matka Rity.
- Dzień dobry państwu. - przywitałam się.
- Tylko niecały rok się niewidzieliśmy a ty już zapomniałaś - zaczął ojciec przyjaciółki - Nie żadni państwo tylko ciociu i wuju. - pogroził palcem śmiejąc się.
- Przepraszam. - uśmiechnęłam się - Nie będziecie mieli nic przeciwko, jeśli pojedziemy jeszcze po jedną rzecz, a dopiero potem do Rity? - spytałam.
- Oczywiście, że nie.


"prezent"
Skoczyliśmy jeszcze szybko po mały"prezencik", który udało się załatwić Matsowi.
Napisałam szybko sms'a do Marco, że niedługo będziemy i mogliśmy kierować się do ostatecznego celu.
Miało być wszystko tak jak lubiła Rita. Kameralnie, spokojnie... Stąd obecni będziemy tylko ja, Mats, Agata i Kuba... no i oczywiście rodzice dziewczyny.
- Nareszcie jesteście. - Marco czekał przed domem - Witam państwa. - przywitał się z rodzicami swojej narzeczonej - Rita jest na ogrodzie za domem z Kubą i Agatą także możecie spokojnie wejść do środka.
Udaliśmy się wszyscy za Reusem do domu.
- To może najpierw my wyjdziemy, damy jej prezent, złożymy życzenia, a potem przyprowadzę ją to do was? - zaproponowałam rodzicom Rity.
- Jak chcecie. - uzyskałam tylko odpowiedź.
Udaliśmy się na ogród.
Złożyliśmy Ricie życzenia, ja jak zwykle musiałam się rozgadać, i wręczyliśmy jej zdjęcie z autografem.
- Jeju dziękuję. - uśmiechnęła się szeroko - Jak to załatwiliście?
- Liczą się znajomości. - zaśmiał się Mats.
- Dziękuję. - przytuliła nas oboje - Dziękuję, że przyszliście. Szkoda tylko, że moich rodziców tu nie ma. - westchnęła.
- O właśnie. Chodź za mną. - zaprowadziłam ją spowrotem do domu - Niespodzianka. - wskazałam na małżeńswto stojące niedaleko drzi prowadzących na ogród.
- Mama, tata? - Rita stała przez chwilę jak oszołomiona a w jej oczach pojawiły się łzy szczęścia. Po chwili szybko podbiegła do rodziców i przytuliła ich, a ja wróciłam do ogrodu.





________________________________________________________________
Coś tam udało się stworzyć :D
Mam ostatnio problem z dodawaniem obrazków do rozdziałów i chyba to widać xd

Rozdział urodzinowy nie przypadkowo, ponieważ dzisiaj, 24.07 urodziny obchodzi nasza Rita, czyli Love BvB♥

Wszystkiego najlepszego ♥

P.S. Dziękujemy za wszystkie komentarze < 3 

20 lipca 2014

Rozdział 39 "Dlaczego ukrywasz przede mną, że jesteś w ciąży?"


Rita

Nie myślałam, że do domu wrócę z jakąkolwiek torbą z zakupami. Gdyby nie zazdrość Matsa, pewnie wcale nie odwiedziłybyśmy sklepów.
Zmęczona, postanowiłam rozsiąść się wygodnie przed telewizorem, popijając szklankę wody mineralnej.
Grypa jelitowa już przechodziła. Dzisiaj czułam się tylko osłabiona, jednak dopóki nie odwiedziłam lekarza byłam przerażona.
W sumie wracając do domu dogłębnie analizowałam tą sprawę… no bo jeśli okazałoby się, że naprawdę jestem w ciąży? Co by powiedział Marco? Jak JA odnalazłabym się w roli matki?
Jeszcze nigdy nie rozmyślałam nad tego typu sprawami.
- I co lekarz powiedział na twoje dolegliwości? – zapytał Marco siadając obok mnie.
- Wszystko w porządku. – potwierdziłam.
- Mogę cię o coś zapytać?
- Jasne.
- O co chodzi z tym? – Marco wyciągnął przed siebie test. No fajnie… Byłam tak zdezorientowana, że zapomniałam go schować. – Dlaczego ukrywasz przede mną, że jesteś w ciąży? – w jego oczach widzę zagubienie, niedowierzanie, a co gorsza utratę zaufania.
- Marco… ja nic nie ukrywam. – odpowiedziałam. Sama nie wiedziałam od czego mam zacząć.
- Dwie kreski oznaczają ciążę. – powiedział opanowanym, dość spokojnym głosem.
-Bo tak jest. – nie da się ukryć, że mówi prawdę. – Tyle, że okazało się, że test jest „przeterminowany”.  
-Jak to „przeterminowany”? – zdziwił się.
- Utracił swoją datę ważności. Dostałam go od Irminy. Skąd miałam wiedzieć, że takie coś może się zdarzyć? Lekarz powiedział, że jest wiele takich przypadków.
- Czemu mi nie powiedziałaś? Dowiedziałbym się o tym w ogóle? – spytał, tym razem z bardzo przejętym tonem głosu.
- Nic nie mówiłam, bo sama nie mogłam przyjąć tej wiadomości jako coś, co dzieje się na prawdę. Po prostu nie byłam w stanie myśleć racjonalnie. Gdybyś był na moim miejscu…
- Gdybym był powiedziałbym ci o tym. Gdyby nie to, że zobaczyłem, dowiedziałbym się?
- Nie wiem. Skąd miałabym wiedzieć jak zareagujesz? Teraz już wiem…
- Co wiesz?
- Jesteś na mnie zły…
- Nie jestem. – zawahał się przez chwilę. – Albo może faktycznie… Może trochę jestem…
- Widzisz…
- Ale czuję się tak, jakbyś mi nie ufała… - przyznał smutno.
- Marco! Zrozum, że ufam ci na tysiąc jeden procent! – złapałam jego dłonie.  
-Nie chciałaś, żebym poszedł z tobą do lekarza.
- Nie zmieniaj tematu. – troszkę się wkurzyłam. - To Irmina zasugerowała, że mogę być w ciąży, chociaż do mnie to nie docierało…  Przecież wymioty mogą być objawem wielu innych dolegliwości…
Wyciągnął dłoń z mojego ucisku i przyłożył ją do mojego policzka.
- A co byśmy zrobili gdybyś naprawdę była w ciąży…?
- Pytanie czy ty byś się cieszył… - przewróciłam oczami.
- Nawet nie wiesz jak bardzo!
- Naprawdę?
-Jasne! A ty nie?
- Nie wiem… Dzieci są słodkie i w ogóle, ale nie wyobrażam siebie jako matki… W każdym razie nie teraz…
- A czy ty widzisz mnie w roli przykładnego ojca? – to jego pierwszy uśmiech od czasu tej rozmowy.
-O… właśnie tak widzę nas oboje w roli rodziców. – zażartowałam. Jeśli zachowywalibyśmy się tak jak obecnie (nie chodzi o tą chwilę, ale ogólnie rzecz biorąc), nie byłoby to całkiem przykładne wychowanie... 
- Ale jestem pewny, że dalibyśmy radę.
- No przecież! Nie wiem czy wiesz, ale jeszcze przed trzydziestką chcę mieć szczęśliwą rodzinę. – uśmiechnęłam się na te słowa, ponieważ od czasu kiedy skończyłam osiemnaście lat bez przerwy powtarzała mi je mama.
- Łeee… mamy na to sporo czasu. – Marco wygiął swoje usta ku górze i złożył na moich  słodkiego całusa. Cieszę się, że już zapomniał o niemiłym początku tej rozmowy.
- Dosyć tych czułości, bo jeszcze się zarazisz. – odepchnęłam go lekko. Co prawda już mi przechodzi, ale nigdy nic nie wiadomo.
- Nie przesadzaj… Jestem najodporniejszym facetem na ziemi! zapamiętaj to sobie. Nic mi się nie może stać!
- No chyba, że zapomnisz o swoim talizmanie. – zaśmiałam się. Oczywiście chodziło mi o „ten błękit”. Podniosłam nieco jego koszulkę, aby zobaczyć jaki to dziś kolor bokserek włożył. - Ups… Czarne… Żegnam pana. – cmoknęłam go w czubek głowy, potargałam mu włosy i udałam się do kuchni zażyć jakieś tabletki przeciwbólowe.
____________________________________________

5 komentarzy pojawia się coraz szybciej xD
Dzięki wielkie za nie! <3